mobile
REKLAMA

Kompostownia na Radiowie zatruwa życie mieszkańcom Bielan i Bemowa

Od ponad trzech lat działalność Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania na Radiowie zamienia życie tysięcy Warszawiaków w nieustający koszmar. Uciążliwość spowodowały zmiany technologiczne w kompostowni, które umożliwiły spółce przyjęcie aż 350 tys. ton odpadów komunalnych rocznie i tym samym wygranie w przetargu obsługę 9 warszawskich dzielnic. 

Anna Walentynowicz
TAGI
Kompostownia na Radiowie zatruwa życie mieszkańcom Bielan i Bemowa

Przestarzała instalacja
Zmiany technologiczne w przypadku MPO nie oznaczały zmian na nowoczesne. Przeciwnie, przestarzała instalacja do mechaniczno-biologicznego przetwarzania zmieszanych odpadów komunalnych polega m.in. na usypywaniu śmieci w pryzmy na ogromnym odkrytym placu kompostowni. Aby przyspieszyć proces gnilny odpadów i tym samym kolosalnie zwiększyć przerób, zastosowano płachty z półprzepuszczalną membraną, którą przykrywane są pryzmy. W efekcie, cuchnąca para z podgrzewanych zmieszanych odpadów roznosi się na całą okolicę, a wraz z nią mikro i makrobakterie, grzyby i toksyny. Pomysł na wygranie przetargu i szybkie podniesienie spółki miejskiej z dołka finansowego wspaniały, ale nikt przy tym nie zastanowił się nad niefortunną lokalizacją wygaszanego przez lata zakładu. Plac kompostowni położony jest przy ul. Kampinoskiej w Warszawie – stolicy europejskiej, na skraju dzielnic Bielany i Bemowo, w Warszawskim Obszarze Chronionego Krajobrazu, otulinie Kampinoskiego Parku Narodowego, w otoczeniu setek domów jednorodzinnych i niedalekim sąsiedztwie szkoły podstawowej i sklepów spożywczych. Działalność zakładu zagraża jednak całej Warszawie, bo posadowiony jest w klinie napowietrzającym miasto.
Nietrudno było przewidzieć, że rozruch kompostowni doprowadzi do degradacji środowiska. Niestety zmiany wprowadzane były po cichu, bez konsultacji społecznych, bez przekazu informacji. A z chwilą uruchomienia nowego procesu, potężny smród dosłownie wyrwał okolicznych mieszkańców z domów. Urzędnicy miejscy, na pytanie co się dzieje, że tak potwornie cuchnie, odpowiadali milczeniem i wzruszaniem ramion, MPO tym bardziej milczało. Zdesperowani mieszkańcy postanowili założyć stowarzyszenie i ta formalność pozwoliła ustalić na drodze administracyjnej, jakie zmiany w kompostowni MPO zafundowały ludziom taki koszmar.
Uciążliwość nie tylko odorowa 
Ludzie mieszkający w odległości od kilkuset metrów do kilku kilometrów praktycznie bez przerwy wdychają cuchnące opary gnijących odpadów. To tak, jakby zatrzasnąć się w osiedlowym śmietniku na wiele godzin. Nie pomagają zamknięte na stałe okna, i tak smród wdziera się przez wentylację. Tak na co dzień żyje całe Radiowo, Wólka Węglowa, Placówka, Młociny, Wawrzyszew, spora część Bemowa i gminy ościenne – Izabelin, Laski, Babice. Ale bardzo często bywają dni, kiedy odpady w pryzmach są na placu przerzucane. Smród nasila się niemiłosiernie do tego stopnia, że sięga Starych Bielan, ciągnie się z kierunkiem wiatru nawet kilkanaście kilometrów. Do tego dochodzi codzienne „pikanie” cofających pojazdów pracujących na placu kompostowni, często do późnych godzin nocnych. Mieszkańcy skarżą się, że są bliscy obłędu przez to „pikanie”. Takim ciągłym sygnałem znęcano się w czasie wojny nad więźniami na przesłuchaniach. Nie da się tak pracować, nie da się tak mieszkać, nie da się tak żyć!
Kwestią czasu było nasilenie się chorób w rejonie oddziaływania kompostowni. Szczególnie dzieci i osoby starsze dotykają problemy układu oddechowego, duszności, alergie, wymioty, bóle głowy, zapalenia płuc, zapalenia uszu, zapalenia spojówek, obrzęki w nosie, choroby skórne. Takie zagrożenie dla zdrowia potwierdził też raport Państwowego Zakładu Higieny. Do tego dochodzą codzienne nerwy i traumy dzieci broniących się przed wyjściem z domu, bo „znowu będę wymiotować”, „znowu będzie mnie bolał brzuch”. Nieprzerwana uciążliwość zakładu wymaga wielokrotnych interwencji Straży Pożarnej, Policji oraz Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska. Często dopiero wezwanie takich służb oraz sprzeciw kilkudziesięciu osób zgromadzonych spontanicznie pod bramą, których wyrwał z domów smród, przywołuje zakład do porządku i pozwala przespać spokojnie noc.
Administracyjna studnia bez dna
Obecnie kompostownia MPO funkcjonuje bez żadnego zezwolenia. Spółka nie zamierza jednak zmieniać planów. Nawet pomysł rozbudowy spalarni na Targówku, który miał uspokoić rozwścieczonych ludzi i coraz bardziej nachalne urzędy, nie wypalił. Wojewoda mazowiecki unieważnił Wojewódzki Plan Gospodarki Odpadami dla Mazowsza, do którego musiałaby być wpisana spalarnia, aby miasto mogło uzyskać na jej budowę środki z Unii Europejskiej. 
Przedstawiciele Stowarzyszenia Czyste Radiowo pukali już niemal do wszystkich urzędniczych drzwi. Najtrudniej było na początku, bo albo skala problemu nie mieściła się urzędnikom w głowach, albo organy mnożyły problemy powstrzymujące ich od zajęcia się sprawą. Ponad trzyletnia walka setek mieszkańców skupionych w stowarzyszeniu, walka nie tylko na ulicy w postaci protestów, ale również w sądach, w urzędach nadzorujących, ministerstwach, doprowadziła do tego, że urzędnicy zaczynają wyłamywać się z ciężkiego systemu władzy. Wojewódzki Inspektor Ochrony Środowiska w sierpniu 2016 r. wydał decyzję zamknięcia kompostowni z powodu braku pozwolenia zintegrowanego, którego spółka od roku nie posiadała, a w oczekiwaniu na wydanie przez Urząd Marszałkowski pozwolenia niezbędnego do przetwarzania odpadów komunalnych – działała pełną parą. Niestety do zamknięcia do dzisiaj nie doszło, gdyż spółka złożyła wniosek do sądu administracyjnego o wstrzymanie wykonania decyzji WIOŚ. Rozprawa w tym temacie odbędzie się 9 maja 2017r. Ważne jest to, że jeszcze przed końcem 2016 roku marszałek województwa mazowieckiego odmówił spółce wydania pozwolenia zintegrowanego dla instalacji na Radiowie, uzasadniając swoją decyzję m.in. wysokim zagrożeniem dla środowiska oraz zdrowia i życia ludzi. Od tej decyzji MPO odwołało się do ministra środowiska, który miał 30 dni na rozpatrzenie. Sprawą zajmuje się minister Sławomir Mazurek i o kolejne miesiące przesuwa termin wydania decyzji, przedłużając tym samym działanie uciążliwego zakładu. Trudno się z takim podejściem zgodzić, bo ten sam minister podkreślał na konferencji w listopadzie 2016r., że „w państwie prawa nie może być zgody na to, by instalacje wpływające na ludzi i środowisko – takie jak te na Radiowie – działały bez stosownych pozwoleń. Zobowiązaliśmy Głównego Inspektora Ochrony Środowiska do podjęcia stosownych działań”. Dlaczego więc zwleka z decyzją?
Chociaż z trudem i mozolnie, to jednak zaczynają się wreszcie uchylać drzwi urzędów. Ale nietrudno przy tym zgadnąć, że droga do likwidacji przestarzałego trującego zakładu prowadzonego przez spółkę miejską oraz do godnego życia mieszkańców, jest jeszcze bardzo daleka.

Iwona Walentynowicz
Radna Dzielnicy Bielany
Stowarzyszenie Czyste Radiowo

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda