mobile

Powstańcze rany miasta [reportaż]

Skrzyżowanie ulicy Zakroczymskiej i Sanguszki. 6 sierpnia. Od sześciu dni w Warszawie toczą się walki z niemieckim okupantem. Walczy Starówka, którą mam za plecami. Dym z płonących budynków rozpościera się po okolicy. Siedemdziesiąt jeden lat później stoję na skrzyżowaniu obu ulic i czekam na Adriana Sobieszczańskiego.

Powstańcze rany miasta [reportaż]

Polska Wytwórnia Papierów Wartościowych
Adrian jest przewodnikiem warszawskim, współtwórcą portalu Warszawy historia ukryta. Umawiając się z nim na spotkanie, liczę, że pokaże mi ślady z czasów Powstania Warszawskiego. Tuż przed godziną siedemnastą nadchodzi ulicą Zakroczymską od strony Nowego Miasta. Po przywitaniu pytam, gdzie idziemy. Mówi mi, że na razie zostajemy tutaj, przy Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Jestem zaskoczony. Czy tutaj są jakieś ślady? – dziwię się. Okazuje się, że budynek jest obiektem przedwojennym.
- To był jeden z najnowocześniejszych tego typu budynków w Europie- mówi Adrian – wybudowany w drugiej połowie lat dwudziestych. Zaprojektowany został przez architekta Dygata. Drugiego sierpnia 1944 roku budynek został opanowany przez siły powstańcze. Bronią się tutaj do 28 – 29 sierpnia. Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych, co prawda pod inną nazwą funkcjonowała przez okres okupacji. Produkowano tutaj tak zwane banknoty banku emisyjnego. Budynek ten stał się najbardziej na północ wysuniętą redutą Starego Miasta. Zwróć uwagę na ogrodzenie, Zobacz to są miejsca po kulach – pokazuje mi zagłębienia w metalowym ogrodzeniu. Liczę: jeden, drugi, trzeci. Tych śladów jest ogromna ilość. Jestem zaskoczony. Kilka razy szedłem ulicą Zakroczymską i tych śladów po pociskach nie widziałem.
- Budynek ostrzeliwany był przez Niemców od strony Cytadeli, Fortu Legionów i z Wisły kanonierkami, które pływały po rzece – mówi. To ogrodzenie, wysokie – zaprojektowane przed wojną - było barierą nie do sforsowania przez Niemców. Dopiero użycie większych oddziałów pozwoliło Niemcom na zdobycie budynku. Wtedy też zostali wymordowani wszyscy jego obrońcy i osoby, które się w nim schroniły.
- Czy bryła Wytwórni była taka sama przed wojną? - pytam. Adrian potwierdza. – A ulice? Zakroczymska, Sanguszki? Też się tak nazywały? Tak.
Okazuje się, że Adrian Sobieszczański wybierając miejsce spotkania zabrał mnie w sam środek historii. Idziemy ulicą Zakroczymską w kierunku Nowego Miasta. Mijamy Rynek. Wchodzimy na ulicę Freta. Czwartkowe, gorące popołudnie. Przy stolikach siedzą ludzie. Turyści? Mieszkańcy? Zatrzymujemy się przed kościołem Dominikanów na Nowym Mieście.

Kościół oo. Dominikanów pw. Świętego Jacka - ulica Freta
 – Kościół ma burzliwą historię – mówi Adrian - Jego budowa zaczęła się jeszcze w XVII wieku. Pomimo różnych trudnych momentów historii miasta, Dominikanie nie opuszczali Warszawy. Nawet wtedy, gdy w 1625 roku wybuchła wielka zaraza, zakonnicy pomagali mieszkańcom miasta. Przed dziury wywiercone w drzwiach udzielali komunii, spowiadali wiernych. Podobnie było podczas powstania warszawskiego Dominikanie zostali, pomagali mieszkańcom. W podziemiach kościoła prowadzili szpital polowy. Podczas bombardowania pod gruzami zginęło kościoła ponad pięćset osób. Co ciekawe – tych ciał nigdy nie wyjęto. Piwnic nie odgruzowano.
Oczami wyobraźni widzę czaszki i kości przysypane gruzem i ziemią. Spoczywają kilka metrów ode mnie, od Adriana, od ludzi przy stolikach popijających piwo, kawę albo colę. Jedzących obiad. Czy dochodzi do nich, do tych czaszek i kości odgłos ulicy? Być może tylko przytłumione dźwięki, głośne rozmowy z ulicy wydają im się tylko szeptem. Ale też – całkiem możliwe – leżą w absolutnej ciszy. W kościele znajduje się ocalała z bombardowania figura Matki Boskiej. Ocalała to jest najwłaściwsze słowo. Straciła tylko pół twarzy. Po wojnie zrekonstruowano ubytek figury.
– Widzisz, że prawa strona jest jaśniejsza? –  Adrian ścisza głos, jesteśmy przecież w kościele. Z bombardowania ocalał też sarkofag. Idziemy do niego. W ławach siedzi kilka osób. Modlą się w ciszy i chłodzie świątyni.

Dramat Starego Miasta
- Pierwszymi dzielnicami, które kapitulują jest Wola i Ochota. Wola jest wykrwawiona totalnie poprzez masakrę ludności cywilnej. Jedenastego sierpnia upada Wola, zaraz też Ochota. Powstańcy z tych dzielnic wycofują się na Stare Miasto albo do Śródmieścia – Południowego albo Północnego. Na Starym Mieście trwają walki. Są ciężkie, z tego powodu, ze powstańcy są atakowani ze wszystkich stron. Na pomoc walczącej Starówce nie mogą przyjść posiłki z Żoliborza. Linia torów Dworca Gdańskiego oddziela skutecznie powstańców z Żoliborza i Starego Miasta. 2 września dochodzi do dramatycznej ucieczki kanałami ze Starego Miasta na Śródmieście. Przechodzą najczęściej żołnierze. Cywile rzadziej. Ranni pozostają na Starówce pod opieką sanitariuszek. Ci, pozostali giną, gdy Niemcy wkraczają na Stare Miasto. Później Niemcy koncentrują się na Powiślu i Czerniakowie, żeby nie dopuścić do ewentualnego desantu wojsk radzieckich z praskich przyczółków.

Bulwary nad Wisłą
Opuszczamy Stare Miasto pełne ludzi. Ulicą Bednarską dochodzimy do Wisłostrady. Powietrze stoi w miejscu. Bliskość rzeki nie daje ochłodzenia. Porośnięta krzakami pochyla się ze starości ku rzece balustrada. Adrian pochyla się i pokazuje mi ślad po kuli. Takich śladów jest więcej. Idziemy wzdłuż ogrodzenia i szukamy. Jest kolejny.
- Teren ten był ostrzeliwany z rzeki przez Niemców w kierunku Elektrowni Powiśle. To też była powstańcza twierdza. Broniła się do 1 września 1944 roku.
Idziemy w kierunku Centrum Nauki Kopernik. Chce mi pokazać jeszcze krew powstańca w willi w Alei Na Skarpie. Dopytuję się czy ta krew jest autentyczna. Zapewnia mnie, że tak. Jest za dziesięć minut osiemnasta. Pytanie tylko czy się tam dostaniemy. W willi znajduje się Muzeum Ziemi Polskiej Akademii Nauk. Sprawdzam na smartfonie. Wyświetla mi się numer telefonu. Dzwonię. Po chwili oczekiwania i poinformowania, że jeśli chcę się połączyć z jakimś działem Muzeum, powinienem wybrać tonowo taką czy inną cyfrę, mężczyzna informuje mnie, że Muzeum czynne jest do godziny szesnastej. Do osiemnastej można zobaczyć krew powstańca. Wiedział, po co dzwonię! Nie zdążymy. Głos zaprasza mnie jutro.
- Willa Pniewskiego w Alei Na Skarpie podczas powstania przechodziła z rąk do rąk. W rejonie willi walczyło Zgrupowanie „Miłosz” i „Miotła”. W budynku przebywało wielu rannych i prawdopodobnie ta krew, to krew jednego z powstańców, który w tym czasie przebywał w środku. Zabezpieczona jest płytą z pleksi. Żałuję, że nie mogę tego zobaczyć dzisiaj. To chyba najbardziej osobista, najbardziej wymowna pamiątka tamtych dni.
Rozmawiamy o Powiślu. Wiem, że dzielnica była zamieszkana przez biedotę warszawską.
– To w latach dwudziestych XX wieku powoli się zmieniało – zapewnia mnie Adrian.
Ślady po kulach ma na sobie budynek Związku Nauczycielstwa Polskiego na ulicy Wybrzeże Kościuszkowskie. Ktoś obok nich przykleił plaster. Takich śladów po pociskach jest dużo – zapewnia mnie mój przewodnik. Znaleźć je można na Ochocie, na Mokotowie. Idziemy dalej, w kierunku Mostu Poniatowskiego.

Most Poniatowskiego
Wchodzimy w cień mostu. Idziemy po schodach, do góry. Mijamy ludzi, których na most przywiózł tramwaj. Przechodzimy nad Wisłostradą. Pod nami jadą w kierunku Żoliborza samochody. Poziom wody jest niski. Bulwary tutaj w dalszym ciągu nie są odbudowane, ale nie odstrasza to ludzi. Obok nas kilkadziesiąt osób. Patrzę na prawy brzeg. Na praskim piasku dziesiątki ludzi zażywa słonecznych kąpieli. Adrian pokazuje mi wyrwę w pierwszym od naszej strony filarze.
- Most Poniatowskiego nie miał szczęścia. Został oddany do użytku na krótko przed wybuchem I Wojny Światowej i już w roku 1915, Rosjanie wycofując się wysadzili most w powietrze – mówi Adrian – Zostaje odbudowany w dwudziestoleciu międzywojennym i funkcjonuje bez przerwy aż do 1944 roku. Niemcy w lipcu go zaminowują. 13 września 1944 roku został zniszczony przez Niemców. Po wojnie most został odbudowany na tych samych filarach, z tym, że środkowe filary, znajdujące się w nurcie rzeki nie zostały odbudowane do końca. Widać to chociażby po braku tarcz herbowych, z herbami carskich guberni.
Pytam o skrajne filary. Adrian mówi, że Niemcy wysadzili tylko środkowe – te skrajne, zarówno po lewej jak i prawej stronie mostu są oryginalne, sprzed I Wojny Światowej.
Przy Moście Poniatowskiego kończymy wędrówkę śladami powstańczej Warszawy. Most, który łączy dwa brzegi połączył historię, straszną, ale zarazem ciekawą ze współczesnością. Sierpień 1944 roku z sierpniem roku 2015. Po rzece nie przepływają niemieckie kanonierki, nie ostrzeliwują Starówki i Powiśla. Zamiast nich pływają łódki, motorówki i kajaki. Nie słychać strzałów. Na niebie, jeśli leci, to mały samolot, a nie bombowiec zrzucający bomby na powstańców. Pomimo upływu siedemdziesięciu jeden lat od wybuchu Powstania, miasto nosi na sobie jeszcze rany odniesione w tamtych dniach. Warto o tym pamiętać i zwracać na nie uwagę, rozejrzeć się wokół, pomimo wszystko.


Andrzej Sitko

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda