mobile
REKLAMA

Umówiłem się z córką, że jak będziemy wygrywać, to będę jej kupować jakiś drobny prezent

Na dwie kolejki przed końcem sezonu Polonia znajduje się w grupie spadkowej z 34 punktami na koncie. W następnym meczu zmierzy się z Kotwica Kołobrzeg – kolejnym spadkowiczem z dorobkiem o jeden punkt mniejszym od warszawskiej drużyny. Przed tym arcyważnym meczem udało nam się namówić trenera Czarnych Koszul Wojciecha Szymanka na rozmowę.

Robert Dzięgielewski /fot.: KS Polonia S.A.
Umówiłem się z córką, że jak będziemy wygrywać, to będę jej kupować jakiś drobny prezent

-Spodziewałeś się, że awans z asystenta na pierwszego trenera zajmie Ci tak mało czasu?

Nie, nie spodziewałem się. Nie sądziłem, że to wszystko nastąpi tak szybko. W pierwszym momencie poczułem się tak, jakby ktoś zrzucił mi na plecy sztangę. Oczywiście, po usłyszeniu propozycji i rozmowie z Igorem Gołaszewskim, zgodziłem się. Dużym plusem było, że jestem z drużyną od samego początku – znałem ich, oni mnie.

-Przygotowywałeś się do bycia trenerem, jednak przejęcie drużyny w tak trudnym momencie nie jest prostym zadaniem. Jakie było pierwsze wejście do szatni w roli trenera Polonii?

Tak, to prawda. Wyobraź sobie sytuację, że wchodzisz do szatni, wszyscy na ciebie patrzą i czekają na to, co powiesz i zrobisz. Zrobiłem krótką odprawę, powiedziałem chłopakom, czego oczekuję. Co powinni zrobić, jeśli chcą być ważną częścią tej drużyny. Nie były to długie rozmowy, nie zamierzałem także zmieniać głównej myśli szkoleń. W końcu razem z Igorem ustaliliśmy treningi. Być może wybór mnie na trenera był bodźcem, którego drużyna potrzebowała do mobilizacji. Zresztą po meczu z Rozwojem było gorąco w szatni, padły mocne słowa. Bramka stracona w ostatnich minutach - to był policzek w twarz. Nawet część znajomych kibiców obawiała się o losy drużyny, bo nie zdobyliśmy punktów z bezpośrednim przeciwnikiem.

-Miałeś takie chwile, w których myślałeś: „To się nie uda.”?

-Nie, nie miałem takich myśli. Nawet po tak nieudanych meczach jestem tylko przez chwilę zdołowany. Następnego dnia budzę się i od razu szukam pozytywów i zastanawiam się, jak rozwiązać problemy.

-Jako piłkarz lubiłeś często robić żarty. Teraz będąc trenerem spoważniałeś?

Nie, ale to chyba chłopaki powinni się wypowiedzieć na ten temat. Wymagam tylko tego, by na treningu była praca i pełna koncentracja, w szatni możemy pozwolić sobie na więcej.

-Już okrzepłeś w tej drużynie? Dzięki ostatnim zwycięstwom jest większa motywacja w drużynie?

Kiedy w ostatnich minutach meczu tracisz punkty, to jest coś w rodzaju psychicznego gonga. Po takich meczach, jeśli ma się zgraną drużynę, w której jest duch walki, nie musisz nawet nic mówić. Chłopaki wzięli na siebie cały ciężar. Lepiej czasami milczeć i pozwolić zawodnikom dojść do głosu.

-Te straty w ostatnich minutach się powtarzają, w tym momencie to już chyba prawo serii.

Jeśli się nie chce tracić bramek, to nie można popełniać błędów. Cały czas nad tym pracujemy. Na szczęście, np. w meczu z Błękitnymi, to my zerwaliśmy serię i strzeliliśmy gola w 90. minucie. Wcześniej los nam wiele odbierał, oby teraz to wszystko przemieniło się na naszą korzyść. Prędzej czy później tendencja musi się odwrócić.

-Nie masz wrażenia, że ta passa jest dzięki temu, że starsi zawodnicy np. Marczak, Wiśniewski i Gołębiewski wzięli się wreszcie w garść i zaczęli ciągnąć zespół w górę?

Potrzebowali więcej czasu, żeby pewniej poczuć się w drużynie. Może potrzebowaliśmy takiego punktu krytycznego, jak w meczu z Rozwojem Katowice, żeby każdy przestał ukrywać to, co od dawna chciał powiedzieć i oczyścić atmosferę. Cieszę się bardzo, widać, że chłopaki zdecydowanie grają o zwycięstwo.

-Niektórzy mówili, że ty jesteś tylko kimś, kto chodzi przy linii końcowej podczas meczów i czasami tylko zapowiada zmiany, a tą magiczną, niewidzialną ręką jest z jednej strony prezes Engel, z drugiej strony jego syn. Czy aby na pewno podział kompetencji jest jasny?

Wystarczy przyjść na trening. Na początku kilka razy na treningach pojawiał się prezes i cieszę się z tego, bo dostałem kilka dobrych, krótkich rad. Teraz, już ze 3-4 tygodnie na treningach jestem ja i trener Wojdyga. A jeśli chodzi o Jurka, to widzimy się praktycznie co drugi dzień i rozmawiamy o ustawieniach, taktykach i zawodnikach. Dla mnie Jurek jest skarbnicą wiedzy, bardzo się ciesze, że jest w klubie. Znamy się od dawna, w końcu to on mnie wprowadzał, jak byłem w drugiej drużynie a on był pierwszym trenerem.

-Czy twoim zdaniem koniec sezonu II ligi jest uczciwy, jeśli chodzi o przebieg rywalizacji sportowej?

- Skupiam się na grze swojego zespołu. Oczywiście patrzę na wyniki innych drużyn, bo nasz los zależy też od innych. Teorie spiskowe to doskonały temat dla kibiców, więc im zostawiam wszelkie dywagacje.

-Następna kolejka będzie trudna – Kotwica Kołobrzeg ma 1 punkt straty do was. Są tak samo zmotywowani jak wy, dostrzegasz jakieś słabe strony tej drużyny?

- Trudno powiedzieć. Z doświadczenia wiem, że nawet jak drużyna wydawała się być słabsza, później grała mecz życia. Powinniśmy przede wszystkim skupić się na sobie, jesteśmy w dobrej formie i wystarczy to podtrzymać.

-Zabraknie Marczaka?

- Tak, osiągnął doskonałą formę. W każdym meczu punktuje, strzela brami, asystuje. Oczywiście, są też inni zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę. Jego brak jest osłabieniem w ofensywnie, ale nie dramatyzowałbym.

-Wracając jeszcze to magicznych rozstrzygnięć – przedostatnią kolejką prawie wszyscy mówili, że Kotwica wygra z Opolem. Jak się okazało – wygrała.

- Widocznie są prorokami. Przyznam, że nie oglądałem jeszcze tego meczu. Słyszałem tylko, że były tam słupki, Odra grała do końca.

- Czy na poziomie II ligi oglądasz mecze rywali, szukasz słabych punktów? Czy to ma znaczenie na tym szczeblu rozgrywek?

- Tak, oczywiście, że są słabe punkty. Przez oglądanie i analizę można pokazać chłopakom, jak grać, żeby zdobyć przewagę. Mam taki system, że oglądam 3-4 mecze, widać wtedy akcje w ofensywie i ataku, które się powtarzają. To bardzo pomaga.

- Byłeś też w Polonii w trzeciej lidze jako piłkarz przez chwilę, widzisz różnicę poziomów przygotowania taktycznego i sportowego?

- Jest różnica Przede wszystkim w każdym zespole masz ludzi, którzy no naprawdę grali na najwyższym poziomie. Radomiak, Odra, Raków, Elbląg, u nas, także w Bełchatowie, w każdej drużynie są ludzie, którzy dużo grali, nawet za granicą. Jest więcej taktyki, więcej przewidywalnych rzeczy. Tutaj widać powtarzalność na boisku, widać przemyślane akcje, już ćwiczą, szczególnie stałe fragmenty, widać duży przeskok.

- Zatrzymując się jeszcze w sferze plotek i domysłów, mówi się, że to 15 miejsce, czyli pierwsze spadkowe, może dać utrzymanie, ponieważ z licencjami może być różnie. Tam gdzieś się plotkuje o Gryfie Wejherowo, o Bytovii Bytów. Czy do was też te głosy dochodzą, że może być, że można spaść, ale się nie spadnie.

- Rzeczywiście, pamiętam, jak Ruch Chorzów miał za prezesa Króla, że utrzymał się, bo my nie zdobyliśmy licencji. Ale karma wraca i dzisiaj w Chrztowie już nie jest tak wesoło. Nie, nie słucham takich rzeczy. Trzeba się skupić na sobie - nie liczyć na szczęście i zielony stolik, że ktoś nie zapłaci, że coś się wydarzy. Ja nauczyłem się tego w życiu, że należy robić swoja robotę.

- Można odnieść takie wrażenie, że ten spadek, który jest całkiem realnym scenariuszem - żeby nie powiedzieć bardziej realnym niż utrzymanie, jeśli popatrzymy sobie w tabelę - jakiegoś ducha zagrożenia degradacją jakoś tu nie czuć, ani w drużynie, ani u prezesa.

- Mi się wydaje, że jest to ostatnia rzecz, jaką można zrobić – wprowadzać panikę. W klubie każdy widzi tę drużynę i widzi, że to jest dobra drużyna, ma dobrych zawodników. Czasem zabrakło szczęścia, czasem trochę umiejętności, wyrachowania i nie zdobywaliśmy punktów, ale atmosfera jest dobra. Nawet przed wygranymi meczami nadzieja gdzieś gasła, ale nie było paniki. Chłopki wierzyli w swoje umiejętności i teraz z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że w tym najważniejszym okresie zyskali dobrą formę.

- Wojtek Szymanek jako pierwszy trener to jest sposób twój na dalsze życie?

- Na razie się nie zastanawiam. Chcę, żeby Polonia się utrzymała. Potem zobaczymy.

- Jakie trener Szymanek ma marzenie?

- Chciałbym zobaczyć, jak pracują trenerzy na najwyższym poziomie. Mieć szanse zobaczyć to z bliska. Na pewno będę starał się gdzieś wyjechać. Jeżeli mam być szczery, to wydaje mi się, że jeszcze taki gotowy kompletnie do funkcji pierwszego trenera, nie jestem. Chcę się rozwijać i uczyć od ludzi, którzy wiedzą więcej. Można powiedzieć, że może nie raczkuję, ale wstaje powoli z kolan, jak to małe dziecko trzymam się stołu. Dlatego chce się dalej rozwijać.

- Który z trenerów, z jakimi pracowałaś jako piłkarz, zrobił na tobie największe wrażenie?

- Cały czas mamy kontakt z Czesławem Michniewiczem, rozmawiamy od czasu do czasu. Uważam, że to jest bardzo dobry trener. Ma bardzo dobry kontakt z zawodnikami. Wiadomo, że ci którzy grają, powiedzą „fajny trener”, a ci którzy byli zmiennikami już nie. U trenera Michniewicza zobaczyłem dobra pracę, jak się pracuje z zawodnikami, zobaczyłem dużo dyscypliny. Trener Chrobak, który teraz pracuje w Grodzisku. Na Ukrainie też widziałem, co to jest dyscyplina i praca. Wschodnia szkoła. Tam, jak zawodnik źle odpowiedział trenerowi, to trener tłukł, więc raczej nie można było wchodzić w dyskusję. Ale też fajne metody szkoleniowe jeśli chodzi o stricte piłkarskie treningi. Myślę, że na trenera Michniewicza trafiłem w późniejszym okresie, już myślałem, że fajnie było by pójść w stronę trenowania i od tamtego momentu zacząłem notować sobie różne rzeczy, później notować sobie całe treningi i analizować.

-Fizycznie miałeś kajecik i jak inni po treningu szli na obiad i pisałeś sobie, że w 5 minucie trener ustawił tak i tak pachołki i podawaliśmy na 2 tempa?

- Nie, tak dokładnie to nie, ale jak mi się spodobało ćwiczenie, to je zapamiętywałem i zapisywałem, Nie pisałem, że mieliśmy zrobić 20 brzuszków, tylko, że robiliśmy siłę, nogi, górę.  Zresztą, na Ukrainie to był przymus. Każdy miał swój zeszyt i musiałeś zapisywać. Jeśli trener cię odpytał potem, jaką kombinację robiliśmy w środę czy w czwartek i nie odpowiedziałeś, to miałeś karę. Każdy miał taki sam zeszyt, taki sam długopis i trzeba było notować.

- A cyrylicą trzeba było pisać?

- Ja pisałem fonetycznie, bo akurat z rosyjskim nie miałem nic wspólnego, ale szybko się nauczyłem.

- Mówisz, że nie myślisz o tym, co będzie potem, ale zaraz się kończy sezon. Czy są jakieś przymiarki na budowę kadry na nowy sezon? Prezes Engel mówił, kwestia utrzymania nie ma tak dużego znaczenia, jak perspektywa stworzenia drużyny.

- Jest skauting, jestem w kontakcie z Igorem Gołaszewskim, on się tym zajmuje i rozmawiamy o zawodnikach. Byłem na kilku innych meczach, coś się dzieje. Najmocniej jednak skupiam się na pracy tu, na miejscu. Na tym żebyśmy wygrali mecz. Tutaj oddaję cała energię. Można powiedzieć, że schodząc to domu jestem taki wypompowany, muszę chwilę złapać oddech, żeby się nakręcić, żeby od rana dawać energię.

-Ja odniosłem wrażenie po ostatnich dwóch meczach, że wychodzisz naładowany.

- Jak zostaję sam to schodzi ciśnienie. To tak samo jak się jest zawodnikiem, po meczu jest ciężko zasnąć, adrenalina ciągle krąży w żyłach i są emocje – ciężko jest spać - tak samo i tutaj. Tylko że potem już po meczu w domu wszystko już opada.

- A co robisz w domu, żeby się zrelaksować?

- Spędzam czas z rodziną. Praktycznie nie mam innych zajęć. Jadę do domu, do rodziny. Mam dwójkę dzieci, jest żona. Córka ma 7 lat, syn 2 lata. Umówiłem się z córką, że jak będziemy wygrywać, to będę jej kupować jakiś drobny prezent w jej ulubionym sklepie z zabawkami. Ostatnio żona jej mówiła, że tata ma dzisiaj mecz, a córka na to: „no tak, ale tata ostatnio mało wygrywa, więc ja się jeszcze nie cieszę.” Przez pierwsze kilka meczów, dostała tylko jeden prezent i zapomniała o tym, myślała, że tak będzie zawsze. Ale zdarzyła się seria i jest lepiej.

- To jeszcze dwa prezenty być muszą.

- Tak, tak, tak. Muszą być.

- A ten najbliższy mecz w Kołobrzegu - myślisz, że będzie napięty?

- Może być. Tak jak z Błękitnymi, bo tu naprawdę była walka wręcz. Krew na ustach i różne tam brzydkie faule.

-Palec w żebra.

-Tak się gra.

-Żeby tylko nie taki palec jak Smolarek Arboledzie zasadził tutaj nieopodal.

- Najważniejsze, żeby zdobyć trzy punkty i wyjść ze strefy spadkowej.

- Bierzesz pod uwagę taki scenariusz, że możecie te dwa mecze wygrać i sie nie utrzymać?

- Nie. Nie ma takiej możliwości.

- Dlaczego?

- Jestem przekonany, że jak wygramy dwa mecze to się utrzymamy i ja w to wierzę. Mam powiedzieć w szatni: „Chłopaki, jak wygracie dwa mecze, to też możecie spaść”? - to też słabo. Wierzę, że sześć punktów oznacza utrzymanie.

- Czy będzie tak, że po utrzymaniu powtórzycie scenariusz z trzeciej ligi? Wtedy w pierwszym sezonie to utrzymanie też było „ledwo ledwo”.

- Mnie się wydaje, że ta drużyna musiała okrzepnąć w tej II lidze, nabrać doświadczenia, bo duża liczba zawodników pierwszy raz grała na tym poziomie rozgrywek. Część zawodników już była wyżej. Piotrek Kosiorowski, Zembrowski, Wiśniewski, Gołębiewski i Marczak też, ale to są starsi piłkarze, a młodsi nie grali na tym poziomie. Przekonali się, że to nie jest takie łatwe, że sobie wymarzę, że będę piłkarzem, że sobie przeskoczę z juniorów czy gdzieś tam z niższej ligi, nagle jestem w ekstraklasie - to się nie zdarza często. Trzeba się powoli przebijać, tak jak w juniorach, przeskakujesz szczebel wyżej, zderzasz się czasem ze ścianą, musisz się otrzepać, zobaczyć z czym to się je i dalej pracować. Jeżeli nie jesteś na tyle silny charakterem, to odpadasz.

KOMENTARZE

aktualności

REKLAMA
więcej z działu aktualności
REKLAMA

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda