Co się stało ze świetnością zakładów? Przemarsz po grobowcu Ursusa.
Historia legendarnych ciągników Ursus rozpoczyna się w 1893 roku. Jest to data podjęcia spółki przez inżynierów - Kazimierza Schonfelda, Kazimierza Mateckiego, Ludwika Rossmana oraz przedsiębiorców Ludwika Fijałkowskiego, Stanisława Rostockiego, Aleksandra Radzikowskiego i Karola Strassburgera. Wraz z dniem 12 grudnia 2011 roku spółka ogłasza upadłość. Dziś, krocząc po szkieletach niegdyś wspaniałej industrii, odnosi się wrażenie jakby Ursus został zamknięty przynajmniej 50 lat temu.
Wejście do piramid
Bałem się...Stojąc na wprost tylnego wejścia zakładów ogarnął mnie niepokój. Drzwi trzymały się na jednym zawiasie. Pordzewiała blacha witała każdego, kto chciał się tam zapuścić złowróżącym napisem zwiastującym rychłą śmierć. Zdobywając się na odwagę przekroczyłem próg. Pierwszym słowem przychodzącym mi na myśl, opisującym to, co zobaczyłem było słowo „rozpacz”. Ściany wydawały się płakać. Krople wody, które kapały z wyżej położonych kondygnacji tworzyły swoiste lustra obrazujące upadek świetności zakładów…
Pieszo przez historię
Hala główna - ogromna pusta przestrzeń ograniczona wyłącznie tym, co obsunęło się z ceglanych ścian. Przy suficie podwieszane lampy, które z biegiem czasu kolejno odpadały, pozostawiając po sobie zwisające kable. Kolumny nadgryzione zębem czasu, zostały wzbogacone licznymi graffiti. Trzymają one całą konstrukcję chyba tylko przez wzgląd na sentyment do dawnych lat. Przeszłość zakładów Ursus, a ich teraźniejszość dzieli przepaść bez dna. Zakład został przekazany do likwidacji w 2011 roku. Stosunkowo niedawno. Co działo się przez te cztery lata na terenie fabryki, że została doprowadzona do takiego stanu? Dziury w ścianach, rdza na żelaznych wspornikach dachu, brak okien. I przejmujący lęk przed wszystkim, co może odpaść z poddasza. Zastrzyk adrenaliny przy każdym kroku. Cała uwaga poświęcona ostrożnemu i rozważnemu poruszaniu się. Mimowolne ściszenie głosu, nawet w myślach, spowodowane strachem przed tym, że każdy głośniejszy dźwięk może naruszyć wiekową konstrukcję i sprowadzić ją na głowę. Podczas spaceru przez cały czas towarzyszyło mi odczucie, że w halach zakładu jest coś więcej niż mogłem dostrzec ludzkim okiem. Czułem tam, prawie namacalnie, upływ czasu. Wydawało się, jakby duch fabryki po dziś dzień zamieszkiwał ursusowskie mury, nie dając o sobie zapomnieć nikomu, kto przebywał na ich terenie.
Wstęp wzbroniony
Dach rozpościerający się w drugiej sali w całości wyłożony był cegłami. Dało się zauważyć, że zdarza się im wysunąć i po pokonaniu 20 metrów w dół roztrzaskać się o podłogę. Samemu omal nie przypłaciłem śmiałej wyprawy życiem. Podchodząc do pozostałości po oknach w celu wychwycenia odpowiedniego kadru upamiętniającego moją przygodę tuż przed twarzą przeleciał mi kawał szkła wielkości kartki A4. Na szczęście udało mi się wyjść z zakładów bez szkód cielesnych. Zawitanie w to miejsce do bezpiecznych nie należy, ale… warto. Kawał historii, klimat miejsca porównywany do zwiedzania Czarnobyla i dreszczyk emocji towarzyszący na każdym kroku to aspekty, które czynią z zakładów miejsce niezapomniane a z wycieczki tam wyprawę wartą opowiedzenia…
Patryk Nejman