Legia rozgromiona w ćwierćfinale Pucharu Polski
Stelmet Enea obnażył wszelkie niedoskonałości stołecznej drużyny i bezlitośnie ją zdemolował. Zielonogórski walec awansował do półfinału, a Legia odpadła z turnieju w fatalnym stylu.
Na papierze Warszawianie jako gospodarze turnieju finałowego Pucharu Polski mieli przewagę własnego parkietu i chyba tylko w tym elemencie można było szukać nadziei na sensację jaką byłoby zwycięstwo z mistrzem Polski. Jednak w tym przypadku goszczenie rozgrywek w Warszawie nic nie znaczyło, gdyż zmagania o Puchar Polski rozgrywane są w Arenie Ursynów, a Legia w tym sezonie rozgrywała swoje mecze tylko na Torwarze i Bemowie. Dodatkowo przez pechowe nałożenie się meczów koszykarskiej i piłkarskiej drużyny na trybunach Areny Ursynów nie pojawiła się ekipa kibiców stołecznej ekipy. Na hali nie brakowało natomiast zielono-białych szalików, ale tylko dlatego, że do Warszawy przyjechała liczna grupa fanów z Zielonej Góry, którzy prowadzili głośny doping. Można było mieć wrażenie, że spotkanie rozgrywane jest w województwie lubuskim. Nie było zatem mowy o realnej przewadze parkietu, nie było zatem mowy o zwycięstwie…
Po tym jak sędzia Dariusz Zapolski podrzucił piłkę w górę wynik otworzył doświadczony Adam Hrycaniuk, który najpierw dobijał po niecelnym dwutakcie Łukasz Koszarka, a potem dostał precyzyjne dogranie pod sam kosz od Markovica. Z drugiej strony skuteczny był Łukasz Wilczek. Wspomóc go próbował charakterystycznymi dla siebie rzutami Anthony Beane, jednak skoncentrowana na nim obrona nie ułatwiała mu zadania i wymusiła na nim słabą skuteczność (2/11 w pierwszej połowie).
Dość wcześnie uwidoczniła się przewaga Stelmetu Enei na atakowanej tablicy. Do jednej z bezpańskich piłek dopadł Markovic, dzięki czemu szansę na zdobycie punktów otrzymał Zamojski i nie omieszkał jej zmarnować. Po jego trafieniu za trzy Tane Spasev ściągnął swoich zawodników na przerwę.
Stelmet Enea w pierwszej kwarcie grał solidnie w obronie, a co ważniejsze po drugiej stronie parkietu narzucał gospodarzom dojrzały „basket”, rozgrywając piłkę cierpliwie, aż do znalezienia zawodników na otwartej pozycji. Sporą różnicę robił Vladimir Dragicevic trafiający rzuty z dalekiego półdystansu oraz były reprezentant Polski Thomas Kelati, pilnujący Beane’a. Wartość dodaną stanowili również zmiennicy, bowiem Gecevičius i Hernandez zapisali się w statystykach trafieniami zza linii 6.75m. Ambicją imponował zawsze waleczny skrzydłowy zielonogórzan Mokros. W zasadzie tylko James Florence rozgrywał słabsze zawody.
Za to Warszawianie nie potrafili w żaden sposób osłabić dominacji rywali. W momencie odcięcia od gry Beane’a inni zawodnicy nie byli w stanie wykreować sobie pozycji, a w obronie dawali się łatwo ogrywać. W rezultacie przewaga Stelmetu na 4 minuty przed końcem pierwszej połowy wynosiła już 20 punktów.
Jakby tego było mało gospodarzy dobił Kelati. Gdy na tablicy zostały jedynie trzy sekundy do końca drugiej kwarty akcję rozrysował Andrej Urlep, a koszykarz mieszkający na co dzień w Zgorzelcu trafił równo z syreną za trzy, wyprowadzając Zieloną Górę na prowadzenie 54:30.
Druga część rozgrywki nie przyniosła zmiany oblicza spotkania. Świetnie grą dyrygował 34-letni Łukasz Koszarek, nadal niemający na swojej pozycji konkurencji w Polsce. M.in. dzięki niemu świetną skuteczność zachowywał kolejny z weteranów Hrycaniuk (18 punktów w meczu i 82% trafionych rzutów).
Legia natomiast nie miała wiele do powiedzenia i brakowało jej koszykarskiej jakości. Wilczek, któremu Stelmet Enea świadomie zostawiał czasem więcej miejsca, nie potrafił przekuć wolnej przestrzeni w punkty. Kołodziej przeplatał lepsze momenty gorszymi. Andrzejewski mimo niewątpliwej ambicji nie potrafił zdobyć punktów, a Beane zrażony niepowodzeniami i dobrą obroną gości nie chciał brać na siebie ciężaru gry. Jako jedyni solidny występ zaliczali Kukiełka i MIckelson, jednak brak pomysłu na grę i słabe przekazywanie zawodników w obronie sprowadziło na Legię zawstydzającą 40-punktową stratę na koniec trzeciej kwarty.
Podłamani Legioniści nie stawiali gościom żadnego oporu. W całym meczu Legia trafiła tylko 5 z 28 rzutów za trzy, a jej ławka zdobyła jedynie 19 punktów, nie zbliżając się nawet do 61 oczek rzuconych przez rezerwowych Stelmetu Enei. Finałowy turniej Pucharu Polski był zapowiadany jako starcie „ośmiu najlepszych drużyn Polskiej Ligi Koszykówki”. W piątkowy wieczór brzmiało to trochę jak żart.
Ostatecznie w meczu, który cechowała niepodważalna różnica klas, pogrom Legii zakończył się na 46 punktach przewagi Zielonej Góry, która awansowała do półfinału i zmierzy się w sobotnie popołudnie z Anwilem Włocławek. MVP spotkania został wybrany reprezentant Polski Adam Hrycaniuk.
Stelmet Enea BC Zielona Góra - Legia Warszawa 109:63 (27:18, 27:12, 28:12, 27:21)
Stelmet: James Florence 2, Edo Murić 14, Filip Matczak 6, Alejandro Hernandez 10, Jarosław Mokros 5, Martynas Gecevicius 5, Vladimir Dragicević 15, Nikola Marković 10, Thomas Kelati 6, Adam Hrycaniuk 18, Przemysław Zamojski 9, Łukasz Koszarek 9.
Legia: Michał Kołodziej 9, Łukasz Wilczek 7, Andrejs Selakovs 2, Piotr Robak 8, Hunter Mickelson 15, Anthony Beane 6, Grzegorz Kukiełka 16, Jobi Wall 0, Tomasz Andrzejewski 0, Wojciech Szpyrka 0, Adam Linowski 0, Kamil Sulima 0.
Adam Kutryba