Aukcje sztuki – nie tylko dla milionerów
Wywiad z Dariuszem Stocesem, organizatorem kwietniowej aukcji Sztuka Orientu w Domie Aukcyjnym DAES. Zdradzamy, kim są klienci aukcji, jak w przyszłości będą wyglądać licytacje, oraz czy polska sztuka współczesna ma szansę zawojować rynek aukcyjny.
Proszę przedstawić w paru słowach historię domu aukcyjnego Daes.
Daes powstał na bazie antykwariatu, który otworzyliśmy w 1956 roku we Wrocławiu. Dosyć późno zajęliśmy się organizowaniem aukcji. Uważałem, że jest to tylko jedna z form sprzedaży. Zresztą, do tej pory mam takie zdanie – nie wszystkie przedmioty trafiają na aukcje.
Licytacje, które nie były związane z akcjami charytatywnymi, zaczęliśmy tworzyć dwa lata temu. Zyskaliśmy rozgłos, ponieważ sprzedawaliśmy przedmioty należące do Barbary Piaseckiej-Johnson. Nie były to rzeczy z jej kolekcji, a przedmioty z jej domu w Polsce.
Przyznam szczerze, że miałam zupełnie inne wyobrażenie o tym, jak wyglądają aukcje - dzisiejsza miała wyjątkowo spokojny przebieg. Jak Pan ocenia przyszłość licytacji, czy to się jeszcze opłaca?
To będzie coraz bardziej opłacalne. Zmieni się jednak zarówno forma aukcji, jak i oferowane rzeczy - niekoniecznie będą to dzieła sztuki. Prawdopodobnie nie będą to już spotkania takie jak dzisiaj. Aukcje zaczną przenosić się do internetu, gdzie już częściowo funkcjonują i wywołują gorące emocje.
Przykładem może być dzisiejsza aukcja - część klientów nie stawiła się osobiście na licytacji. Przedmioty zamawiano przez internet.
Aukcje przez internet to przyszłość. Pozwolą na zdobycie przedmiotów z całego świata w najlepszej okazji, a na to wszyscy najbardziej liczą. Dzisiaj było do kupienia parę naprawdę dobrych przedmiotów, które niestety sprzedaliśmy po cenie wywoławczej. Jednak to, że nikt inny nie docenił danej rzeczy, stworzyło możliwość nabycia jej w niższej cenie. Z doświadczenia wiem, że później klienci bardzo żałują rezygnacji.
Skąd pochodzą licytowane przedmioty? Czy z którymś z nich związana jest szczególna historia?
Tak, pochodzą od kilku kolekcjonerów. Z jednym z nich wiąże się szczególna historia - licytowane dzisiaj miecze Jumonji Yari przyniosła do nas pewna starsza pani. Były niezawinięte i niezapakowane. Kobieta powiedziała, że te miecze stoją u niej w domu od wojny, a przywiózł je nie żyjący od dawna ojciec. Nie wiedziała, co z nimi zrobić, w końcu zdecydowała się oddać je do antykwariatu. Z pewnością oba miecze pochodzą z dobrej przedwojennej kolekcji, widocznie w czasie wojny zawieruszyły się i przypadkiem trafiły w ręce nowych właścicieli.
Czy na organizowanych przez Państwa licytacjach pojawią się przedmioty związane ze znanymi osobami?
W naszym kraju odbywa się to nieco inaczej, niż na Zachodzie. Gwiazdy przeznaczają przedmioty najczęściej na aukcje charytatywne, prowadzone przez fundacje czy Trójkę. Jest to jednak sprzedaż innego rodzaju - wartość materialna przedmiotu nie odgrywa żadnej roli. Ważny jest sentyment związany z osobą, która oddaje rzecz do licytacji. Ceny nie odnoszą się do rangi przedmiotu, a związane są ze szczytnym celem.
U nas w Polsce rzadko odbywają się takie aukcje jak w Stanach Zjednoczonych. W USA przedmioty po sławnych ludziach, bez względu na to czy są cenne, zawsze stanowią obiekt pożądania i osiągają zawrotne, niekiedy absurdalne ceny. Oczywiście, nie krytykuję tego - w ten sposób wiele rzeczy staje się częścią historii.
Kim są osoby, biorące udział w licytacjach? Pojawiają się stali klienci?
Bardzo różnie, nie ma na to reguły. Przesądza o tym oferta, przedmioty wystawione na sprzedaż, ale zdarzają się także stali klienci.
A kto częściej kupuje – kobiety czy mężczyźni?
Zdecydowanie częściej kupują mężczyźni. Nawet jeśli późniejszymi właścicielkami przedmiotów są kobiety, statystka jest nieubłagana - to panowie licytują na aukcjach.
Co najlepiej sprzedaje się na aukcjach? Sztuka współczesna, czy rzeczy o wartości historycznej?
Ostatnio obserwujemy zwiększone zainteresowanie sztuką współczesną, i to sztuką polską, która przez wiele lat była niedoceniana przez kolekcjonerów. Właściwie, teraz bywa nawet przewartościowana, ale niech rośnie w ceny! Bardzo mnie to cieszy. Trzeba jednak pamiętać, że w odróżnieniu od przedmiotów historycznych, o znaczeniu wielu dzieł sztuki współczesnej przesądzi czas. Wtedy przekonamy się, co było warte wydania pieniędzy.
Rzeczy historyczne – niezależnie czy są modne, czy nie – mają wartość zweryfikowaną. To, że w danym momencie nie znajdują nabywców albo można kupić je za niewielkie kwoty, to tylko dobrze dla klientów. Nie trzeba być milionerem, by móc je włączyć do swojej kolekcji.
Na dzisiejszej aukcji była także degustacja tajwańskiej whisky. Czy zdarzają się licytacje alkoholi albo żywności?
Oczywiście, ale u nas jeszcze nie ma takiej tradycji. Mamy zbyt wąską ofertę. W Polsce nie ma piwniczek, które przetrwały wojnę. Takie przechowalnie dopiero powstają. Na aukcji pojawiła się whisky z Tajwanu, która w poprzednim roku i w marcu została uznana za najlepszą na świecie. Degustacja trunku miała nawiązywać do licytowanych przedmiotów z Dalekiego Wschodu i urozmaicić dzisiejsze spotkanie.
Dziękuję za rozmowę