"Bruno Barbey. Zawsze w ruchu”
Spacerując korytarzami Narodowego Muzeum w Warszawie, znalazłam się w świecie Bruno Barbeya - fotografa, który w swoich pracach zdołał uchwycić esencję ruchu i zmiany, jaka przeszła przez świat w drugiej połowie XX wieku
Wystawa "Bruno Barbey. Zawsze w Ruchu" w Muzeum Narodowym w Warszawie zorganizowana jest z niezwykłą starannością, aby odzwierciedlić nie tylko bogactwo twórczości samego artysty, ale także jego unikalne podejście do fotografii. Struktura wystawy została zaprojektowana tak, aby zapewnić zwiedzającym holistyczne doświadczenie, które prowadzi przez różne etapy i aspekty pracy Barbeya. Istotnym elementem struktury wystawy są trzy bramy, dzielące poszczególne sekcje. Metaforyczne przejście do kolejnych rozdziałów w narracji wystawy, jest jak podróż przez życie i twórczość Barbeya. Odzwierciedlają one ciągłe poszukiwanie, ewolucję i adaptację do zmieniających się warunków, zarówno w sensie geograficznym, jak i artystycznym. Krótko mówiąc, życie - "Zawsze w ruchu".
Wystawa rozpoczyna się od mapy świata, która wizualizuje zakres podróży fotografa, podkreślając globalny charakter jego pracy. W jego twórczości znajdziemy fotografie wykonane na pięciu kontynentach, w krajach takich jak, m.in. Bangladesz, Brazylia, Chiny, Egipt, Irak, Iran, Japonia, Korea, Kuwejt, Maroko, Meksyk, Nigeria, Senegal czy Wietnam.
Już na wstępie wystawy, organizowanej pod okiem dr. Weroniki Kobylińskiej i wdowy po artyście - Caroline Thiénot Barbey, oczarowały mnie fotografie z Maroka, miejsca narodzin Barbeya. Prace oddają atmosferę czasu i miejsca, w którym artysta się wychował. Jest w nich coś niezwykle autentycznego, prawdziwego - jakby Barbey miał niezwykłą zdolność przekazania przez zdjęcie zapachu, smaku a nawet temperatury fotografowanych momentów z otaczającej go rzeczywistości. Wyjątkowa soczystość barw, tak rzadka w ówczesnym podejściu do reportażu była możliwa dzięki wykorzystaniu filmu o niskiej czułości, przez co zdjęcia często charakteryzują się miejscami delikatnymi rozmyciami i nieostrościami. Efektem stały się obrazy o bardziej malarskim charakterze, mniej precyzyjne, ale wyjątkowo barwne i niezwykle atrakcyjne wizualnie.
Artysta podróżując kamperem, dotarł do Polski lat 80. Prace z tego okresu emanują pewną wyblakłością kolorystyczną, wydarzenia na nich przedstawione, są jakby spowite we mgle, a jednocześnie zachowały intensywność emocji i wyrazistość chwil. Ukazane są m.in ważne momenty podczas transformacji ustrojowej, ale również zwykłe sceny z życia codziennego. Zestawiając te obrazy z fotografiami Ukrainy z tego samego okresu, wspólna równoległość tworzy fascynujący dialog. Całość tej części wystawy pozostawiła we mnie głębokie wrażenie, skłaniając do refleksji na temat naszej wspólnej przeszłości i przyszłości.
Znajdując się w części wystawy składającej się nieprzypadkowo właściwie tylko z czarno-białych fotografii Włoskiej rzeczywistości, mamy do czynienia z pewnego rodzaju maestrią doboru środków oraz niewątpliwą dojrzałością artystyczną fotografa. Sposób kadrowania oraz wykorzystanie szerokokątnego obiektywu przy bliskim fotografowaniu postaci wzmacnia uczucie bycia wśród osób uwiecznionych na zdjęciu, łącząc obszar fotografii z rzeczywistością oglądających. Sam Barbey podkreślał nieoceniony wpływ reżyserów włoskiego neorealizmu takich jak Roberto Rossellini, Vittorio De Sica czy Michelangelo Antonioni na rozwój swojej estetyki oraz stylu fotograficznego. Kolejnym przykładem doskonałego doboru środków do sytuacji, są zdjęcia z protestów we Francji. Miejscami "krzyczące ziarnem", miejscami nieostre, są wynikiem rezygnacji z tradycyjnego użycia flesza. Ten zabieg wzmacnia przedstawioną brutalną rzeczywistość.
Zachęcam wszystkich, zarówno miłośników sztuki, jak i tych, którzy dopiero odkrywają świat fotografii, do odwiedzenia tej niezwykłej wystawy. "Bruno Barbey: Zawsze w Ruchu" to nie tylko przegląd dzieł wybitnego fotografa, ale także podróż przez różne kultury i historie, która pozostawia trwałe wrażenie. Barbey, choć związany z erą minioną, wciąż przemawia uniwersalnym językiem wizualnym.
fot.Bruno Barbey / Magnum Photos