Czy moda może uratować świat? – czyli zagadnienia fundamentalne, z metką w tle.
Od 28 kwietnia do 11 września możemy oglądać wystawę „Grażyna Hase. Zawsze w modzie”, w Muzeum Warszawy przy Rynku Starego Miasta. Zdjęcia, projekty i kreacje uznanej projektantki; wycinki z magazynów, nagrania z wybiegów etc. Wszystko to, składa się na ekspozycję stanowiącą krajobraz trendów, aspiracji i możliwości rodzimej branży modowej, w drugiej połowie XX i na początku obecnego wieku. Wystawa jest też punktem wyjścia i zaproszeniem do szerszej dyskusji, gdzie ubiór wykracza poza materię.
Wieczór 09 czerwca był okazją do spotkania z osobami na co dzień zajmującymi się modą. Gośćmi Karoliny Sulej, pisarki, aktywistki, reporterki i podcasterki, byli Katarzyna Zajączkowska - absolwentka projektowania ubioru i ekonomii, blogerka; niegdyś twórczyni kolekcji dla wiodących marek, dziś głównie wykładowczyni i osoba starająca się zmienić nasze przyzwyczajenia w zakresie konsumowania mody, a także Marcin Różyc - wykładowca, kurator, autor książek; modowy krytyk i właściciel nietuzinkowych butów wykonanych z mango.
Wychodząc od pytania pozornie niepoważnego – Czy moda może uratować świat? - prelegenci bardzo wnikliwie dokonali wiwisekcji zagadnienia. Według Marcina Różyca, w przypadku jednostki odpowiedź jest twierdząca. Moda może być pracą, sztuką, pasją, życiową drogą i sposobem na wyrażanie siebie. Pozwala zaznaczyć swoją indywidualność i tożsamość, co jak wiadomo nie zawsze było możliwe.
„W świecie zachodnim moda jest inkluzywna. Stara się zaanektować różne społeczności. Ludzie wykluczeni są dziś na wybiegu”
Jest też sposobem na aktywizm i lokalność.
Według krytyka, żyjemy w czasach utowarowienia, więc i w tym przypadku mówimy o konsumpcji. Coraz bardziej rozpędzonej i niezmiennie podsycanej, a jednocześnie prowadzącej nas ku apokalipsie (zużycie zasobów, zatruwanie środowiska, zalew śmieci; złe warunki pracy, wyzysk). Ideałem jest zatem „świat, w którym wszystko będzie ograniczone”. Ze względów etycznych, praktycznych i zdroworozsądkowych.
Według Katarzyny Zajączkowskiej, dzisiejsza rzeczywistość „oferuje morze tandety”. Jest ogromna dostępność tanich rzeczy, wykonanych z marnej jakości tkanin, a co za tym idzie, często zastępowalnych. Branża modowa w warstwie deklaratywnej i PR-owej stara się zadbać o swój eko-wizerunek, ale bazuje na niedopowiedzeniach, czy wręcz na kłamstwie. Zielone metki nie oznaczają, że coś jest rzeczywiście „eko”. Nierzadko oznaczają, że rzecz została wyprodukowana według standardów, które ustaliła sobie dana firma, ale nie jest to jednoznaczne z realnym dbaniem o jakość wyrobu.
Na pytanie prowadzącej – do kogo mamy się zwracać, chcąc zmiany - Marcin Różyc podkreślił konieczność zadbania o regulacje prawne (kontrolowanie rynku) i o edukację. Zaznaczył, że nie rozpatrujemy czegoś, co można odwlekać w czasie, bo tego czasu już nie ma.
„To nie jest kwestia wyboru, tylko nasze przerwanie”.
Według Katarzyny Zajączkowskiej, opowieści o niewolniczej pracy dzieci, czy sposobach pozyskiwania skóry, nie są już wystarczająco skuteczne. I raczej nigdy nie były. Należy przemawiać do ludzi „językiem korzyści”. Wprowadzać ich w meandry powstawania tego, do czego aspirują. Na przykład zwracać uwagę na bodźce. Według niej, zapach jaki nam towarzyszy podczas pobytu w sklepie z odzieżą, nie jest zapachem nowości, a chemikaliów używanych do jej produkcji, szkodliwych dla naszego zdrowia. Wartością jest umiejętne korzystanie z posiadanych już zasobów – pożyczanie, cerowanie, wymiana.
„Najbardziej wyważona i odpowiedzialna moda, to ta w naszych szafach”
Są przykłady działań wyrażających troskę o przyrodę. Są projektanci, którzy mają naukowe podejście do pracy. Próbują stworzyć towary, które będą jak najmniej szkodliwe dla środowiska. Niestety, stale zwiększająca się produkcja, nadal dominuje nad nowymi rozwiązaniami.
Są także działania mające pudrować zaniedbania, czy wręcz nadużycia. Papierowe torby zamiast foliowych, odwracają uwagę od warunków w jakich pracują osoby szyjące ubrania.
Kolejna kwestia to lokalność. Według Zajączkowskiej, Paryż i Nowy Jork nie są już punktem odniesienia. Nie wstydzimy się tego, że marki korzystają z pomysłów rodzimych projektantów. Gorzej, gdy pod płaszczykiem „dobrych praktyk”, ukryte są nadużycia i przekłamania (miejsce wykonania odzieży).
Według Różyca, nie potrzebujemy Tygodnia Mody. Takie wydarzenie może się odbywać w krajach, które na to stać.
Krytyk wskazał także na zainteresowanie włókienniczym dziedzictwem. Dowodem na to jest chociażby wydana w 2019 roku „Aleja włókniarek” Marty Madejskiej. Książka, która przywraca pamięć o kobietach, które pracowały w niezwykle trudnych warunkach łódzkich fabryk.
Wśród osób przysłuchujących się dyskusji, była Grażyna Hase. Bohaterka wystawy i inspiracja do dzisiejszych rozważań, szczegółowo opowiedziała o warunkach pracy, gdy powstawały jej kreacje.
Podkreśliła wagę zespołu tworzącego odzież. Wskazała na trudności i naciski ze strony kolejnych „ciał decyzyjnych” podczas tworzenia kolejnych modeli.
Odnosząc się do wypowiedzi prelegentów, zaznaczyła że często wymagano kompromisów, mając na uwadze kwestie ekonomiczne (zużycie materiału, dodatki).
Jak podkreśliła, wolała zrezygnować z tak okrojonej realizacji, niż zgodzić się na sugerowane zmiany.
Jak usłyszeliśmy od Katarzyny Zajączkowskiej - w tej kwestii wiele się nie zmieniło.
A zatem uważność, świadomość, odpowiedzialność i inspirujące wystawy, mogą uratować ten świat. Oby była na nie moda.
Katarzyna Kałaska