O Służących w Powszechnym
Od pewnego czasu badaczki, dziennikarki i pisarki dostarczają nam wiedzy o historii grup wcześniej przemilczanych, zapomnianych, pozbawionych głosu. Można wspomnieć chociażby „Aleję Włókniarek” Marty Madejskiej, „Anioł w domu, mrówka w fabryce” Alicji Urbanik-Kopeć, czy „Przecież ich nie zostawię. O żydowskich opiekunkach w czasie wojny” pod redakcją Moniki Sznajderman i Magdaleny Kicińskiej.
Do wyżej wspomnianych wydawnictw, dołącza kolejne. Tym razem przyglądamy się losom służących – w Polsce, pierwszej połowy XX wieku. Joanna Kuciel-Frydryszak – absolwentka polonistyki, pisarka i dziennikarka, bazując na przedwojennej prasie, relacjach rodzin zatrudniających pomoc domową, a także na wspomnieniach pisarzy, buduje opowieść o losach kobiet, które część życia spędziły zaspokajając codzienne potrzeby swoich chlebodawców.
Dowiadujemy się kim były kobiety przyjmowane do służby, gdzie spotykało się potencjalnych pracodawców, jakie obowiązki należały do służącej, co było surowo wzbronione i dlaczego ustanowienie praw regulujących ten rodzaj zatrudnienia, było odrzucane głównie przez środowiska z których dziewczyny się wywodziły.
Podczas spotkania z autorką w Teatrze Powszechnym (17. 01), poza kluczowymi informacjami o codzienności na służbie, usłyszeliśmy o niechlubnej postawie środowisk uznawanych za postępowe. O emancypacji, która nie była nakierowana na dobro wspomnianej grupy, a której wymiar był czysto praktyczny i służył interesowi lepiej sytuowanych. Joanna Kuciel–Frydryszak, wraz z dr Moniką Piotrowską-Marchewą – historyczką, badaczką służby domowej, konsultantką historyczną książki, podjęły wątki obyczajowe, na które wskazuje chociażby tytuł wydawnictwa.
„Służące do wszystkiego” mógłby sugerować, że zatrudnienie łączyło się z koniecznością całkowitego oddania pracodawcom, łącznie z najbardziej intymną sferą. Co oczywiście niekiedy miało miejsce. Chodziło jednak o podkreślenie faktu, że osoby które traktowano jak sprzęt domowy, istoty „niższe” (oddzielne wejście, służbówka, gorsze jedzenie; ograniczenie czasu na odpoczynek, życie prywatne), wyręczały pracodawców we wszystkim, co wymagało jakiegokolwiek wysiłku fizycznego. A warto wspomnieć, że co czwarta służąca miała 15 lat, lub mniej.
Na spotkanie w Powszechnym przybyło mnóstwo osób zainteresowanych tematem. Po części wykładowej, mikrofon krążył po sali. Z jednej strony pytano o wątki, które wybrzmiały w odniesieniu do przeszłości, nie zabrakło jednak pytań o współczesność.
Czy opisywany model hierarchiczności i zasad zatrudnienia faktycznie ma już rangę historii? Czy słowo „służąca” brzmi dziś jak przeżytek, czy może zastąpiliśmy go jakimś innym pojęciem, które jest bardziej akceptowalne.