Plac Bankowy – tutaj wszystko się zaczęło
W naszym piątkowym cyklu kolejny tekst z blogu Warszawianka Flancowana.
Wierzycie w miłość od pierwszego wejrzenia? Bierzecie pod uwagę fakt, że jedno spojrzenie może okazać się zapowiedzią pięknej historii, która odmieni Wasze życie? Jeśli chodzi o mnie, wierzę wyłącznie w taką miłość, a to dlatego, że wierzę w przeznaczenie. Siedem lat temu, dzień po przeprowadzce do Warszawy, wracając z pracy, wysiadłam z metra na stacji Ratusz Arsenał, żeby wyrobić sobie warszawską kartę miejską (która raz na zawsze miała zakończyć moje przygody z kontrolerami). Chcąc rozejrzeć się po okolicy wyjechałam ruchomymi schodami z podziemi i właśnie wtedy zobaczyłam go! Był piękny, zjawiskowy, interesujący…
Kilka lat wcześniej, mieszkając w Neapolu, lubiłam spacerować ze znajomymi po tamtejszym Bank Square. Wszystko, na co teraz patrzyłam, do złudzenia przypominało tamto miejsce, w dodatku nosiło taką samą nazwę. Plac Bankowy, tego popołudnia mienił się majowymi promieniami słońca. Kto mógł przypuszczać, że raptem kilka dni później znowu wrócę w to miejsce po to, aby tu zamieszkać?
Niektórzy twierdzą, że aby się zakochać wystarczy chwila, moment, ułamek sekundy. Potem oczywiście trzeba czasu, żeby zweryfikować swoje uczucia i zdecydować, czy są prawdziwe. Moje uczucia do tego Miasta odziedziczyłam w genach. Stojąc tamtego dnia na Placu Bankowym i przypatrując mu się z ciekawością, wróciło do mnie pewne wspomnienie. Był taki dzień, kiedy idąc Marszałkowską w stronę centrum, przechodziłyśmy tędy z moją Mamą. To właśnie Ona po raz pierwszy opowiedziała mi o tym miejscu. To było ważne wspomnienie, bo nagle zdałam sobie sprawę z tego, że to nowe, co tu dużo mówić, obce dla mnie miasto, jest naznaczone obecnością osób mi najbliższych! To był ten moment, kiedy po raz pierwszy poczułam się tu jak u siebie. Z uśmiechem na twarzy udałam się tymi samymi schodami w stronę działu obsługi klienta ZTM. Miła Pani zapytała, na którą z kilku dostępnych wzorów kart się decyduję. Bez zastanowienia wybrałam model z oznaczeniem „Warszawa jest klawa” Kiedy już myślałam, że część formalną mam za sobą nastąpił nieprzewidziany zupełnie element zaskoczenia.
– Tę po lewej czy po prawej stronie? – zapytała Pani, która bez wątpienia nadal była miła.
– Obojętne – odparłam bez zastanowienia.
– Ale tę po lewej, czy po prawej stronie?
– Tak jak mówię, bez znaczenia…
– Ale proszę Pani, to jak najbardziej ma znaczenie!
Stojąc przy okienku przypatrywałam się modelom kart warszawskich i zastanawiałam się, dlaczego Kobieta jest aż tak zdeterminowana i po raz kolejny każe mi wybrać pomiędzy jedną, a drugą kartą, skoro obie wyglądają identycznie? To jakiś żart? Pomyślałam sobie wtedy „mój Boże, jakkolwiek nie jest bez znaczenia sposób w jakim kasuje się w tym mieście bilet, to chyba rodzaj karty nie jest aż tak istotny?!”
– Proszę Pani – powiedziałam już lekko zrezygnowanym tonem – w takim razie proszę tę z prawej strony.
– Ale wie Pani, że to jest wersja dla mężczyzny? Tu jest napisane dla Klawego Warszawiaka! Może woli Pani jednak tę drugą?
Od tamtego czasu minęło już kilka lat, a ja nadal noszę w portfelu zakupioną wtedy kartę. Zawsze, kiedy przechodzę lub przebiegam przez Plac Bankowy, mam w pamięci tamten dzień, te emocje i odczucia. Za każdym razem, kiedy wracam do tamtych wspomnień, pamiętam także, że to moja Ciocia poleciła mi wyrobienie karty warszawiaka właśnie pod błękitnym wieżowcem. W Warszawie większość biurowców jest błękitna, jednak ten wieżowiec jest inny niż wszystkie.
Kiedyś w jego miejscu stała Wielka Synagoga, wysadzona w powietrze w czasie II Wojny Światowej przez Niemców. W latach 70-tych podjęto decyzję o wybudowaniu na jej miejscu Złocistego Biurowca. Tuż po wybudowaniu bryły głównej, budowę zawieszono. Mieszkańcy Warszawy twierdzili, że problemy związane z budową wieżowca wynikają z tego, że to miejsce jest święte. Z czasem pojawił się kolejny inwestor, który podjął się kontynuowania budowy. W trosce o jej właściwy przebieg, poproszono jednego z Rabinów o odprawienie modlitw, które uwolniłyby to miejsce od duchów przeszłości. Wkrótce budynek stanął i góruje nad całym Placem do dziś. Każdy, kto się tu pojawi, przyzna jednak, że nie jest on główną atrakcją tego miejsca. Tym co z pewnością przyciąga spojrzenie jest tu między innymi obecna siedziba Muzeum Kolekcji Jana Pawła II, w arkadach którego w przeszłości mieściło się moje ulubione bistro. Zdarzało mi się rozpoczynać tam dzień od filiżanki cappuccino z chrupiącym rogalikiem. Intrygującą budowlą jest także siedziba Prezydenta Miasta Warszawy, która do złudzenia przypomina włoskie budynki.
Na Placu Bankowym lubię także wieczory. Jeszcze przed pandemią świętowałam cyklicznie z Przyjaciółmi kolejne rocznice przyjazdu do Warszawy. Na tę okazję wybieraliśmy zwykle restaurację, która mieści się w dawnej siedzibie Hotelu Saskiego. Swego czasu spytałam Kelnera skąd właściwie wzięła się jej nazwa, w odpowiedzi usłyszałam, że tego nie wie nawet właściciel, bo było to bardzo dawno temu… A zatem jest to kolejne miejsce, na mapie Warszawy, w którym tradycja spotyka się z nowoczesnością… Polecam Wam serdecznie spacer po Placu Bankowym, stąd już bardzo blisko do Ogrodu Saskiego, który z kolei, jak mało który warszawski park, nadaje się do tego, aby jedząc śniadanie na trawie, cieszyć się wiosną i życiem!
Fot. Zofia Zabrzeska