Szaleństwo umysłu - recenzja spektaklu ,,Niżyński”
Tydzień temu w piątek (26 lutego 2021 r.) na warszawskim Mokotowie odbyła się premiera spektaklu ,,Niżyński” Marka Kossakowskiego.
Wacław Niżyński urodził się 1889 r. w Kijowie w rodzinie polskich tancerzy występujących w teatrze wędrownym. Zadebiutował na scenie Teatru Maryjskiego w Petersburgu w wieku osiemnastu lat w ,,Don Giovannim” Mozarta. Na scenie współpracował z najsłynniejszymi rosyjskimi balerinami jego czasów takich jak: Matylda Krzesińska, Olga Prieobrażenska, Anna Pawłowa czy Tamara Karsawina.
Światowej sławy tancerz Wacław Niżyński 19 stycznia 1919 roku wystąpił na scenie po raz ostatni. W tym samym dniu ,,bóg tańca” zaczął pisać ,,Dziennik” składający się z dwóch części - ,,O życiu” oraz ,,O śmierci”. Pisał je nieustannie, przez 6 tygodni, dając upust kłębiącym się w jego umyśle myśli. Jego burzliwą karierę gwałtownie przerwała nieuleczalna choroba – w 1917 roku zdiagnozowano u niego schizofrenię. Artysta zmarł w 1950 roku, po trzydziestoletnim pobycie na oddziałach psychiatrycznych.
Niżyński uważany jest za największego tancerza swojej epoki, o doskonałej technice i niespotykanej ekspresyjności. Pozostawił po sobie mit tancerza baletowego, który osiągnął doskonałość i całkowitą identyfikację z wykonywaną rolą. Do dziś pozostaje wzorem dla wielu tancerzy baletowych.
Inscenizację rozpoczyna scena, gdzie Niżyński (Marek Kossakowski) ściąga po kolei warstwy swojej odzieży, sugerując widzowi, że odsłania przed nim swoje prawdziwe oblicze. Od początku bohaterowi towarzyszy kamera z której obraz na żywo jest wyświetlany na scenie. Po co? Mam wrażenie, że w celu rozproszenia widza, gdyż operator kamery chodzący po scenie w trakcie monodramu nie sprzyjał skupieniu odbiorców.
W spektaklu Kossakowski zapiski Niżyńskiego uwspółcześnił - ,,bóg tańca” w swoim monologu wspomina Davida Beckhama, jest biseksualny, klnie jak szewc. Bohater opisuje swoje relacje z Sergiejem Diagilewem te emocjonalne jak i seksualne, traktując go niczym bóstwo, które dało mu szansę wykazać się na scenie baletowej. Szkoda, że aktor nie próbował pokazać potencjału Niżyńskiego na scenie – wystarczyłaby minuta porządnie ułożonej choreografii, by grana przez niego postać stała się bardziej wiarygodna, a tak widz postrzega Niżyńskiego – Kossakowskiego, jako niesprawnego fizycznie tancerza, który ma problem z wykonaniem najprostszych figur baletowych. Dalej, dowiadujemy się o toksycznej relacji Niżyńskiego z żoną – węgierską tancerką Romolą de Pulszky oraz o dwuznacznych uczuciach do jego córki Kiry.
W spektaklu Kossakowskiego widzimy obraz wybitnego artysty, który toczy wewnętrzną walkę z własnymi myślami. Monolog jest chaotyczny, czasami niespójny, przez co widzowi, który nie zna ,,Dzienników” oraz biografii wybitnego tancerza baletowego, trudno zrozumieć spektakl.
Na scenie zaobserwujemy studium nastrojów, poznamy światopogląd Niżyńskiego i poznamy jego wewnętrzny ból, spowodowany bezsilnością. Dźwięki pianina wydobywane przez Izabelę Ryšnik mieszają się z krzykiem, szeptem oraz potokiem słów. Szkoda, iż Kossakowski zdecydował się na użycie mikrofonu bezprzewodowego w tej sztuce – aktor o tak dobrej dykcji oraz emisji głosu zdecydowanie go nie potrzebuje, a kiedy przy scenach granych na zewnątrz mikrofon tracił momentami zasięg, było to bardzo nieprofesjonalne. Uważam, że przy tak małej publiczności i warunków akustycznych panujących w Method Studio, Kossakowski powinien się wycofać z tego pomysłu.
Po spektaklu miałam wrażenie, iż byłam na jednej z pierwszych prób, a nie na premierze spektaklu. Jego forma była kompletnie nieprzemyślana, efekt szeleszczących liści w wykonaniu operatora kamery widocznego z publiki poprzez potrząsanie sztucznymi gałązkami uważam za pomysł rodem inscenizacji w przedszkolach, sprzężenia w mikrofonie (który jak już musiał być, to dlaczego nie był przyklejony do twarzy?”, chodzenie operatora po scenie, gdzie wyglądało to jak prywata, a nie sceniczne poruszanie się, uważam za kompletnie amatorskie. Spektakl broni się jedynie bardzo dobrą grą aktorską Marka Kossakowskiego, gdzie faktycznie w swoich ruchach, mimice twarzy, emisji głosu sprawił, iż uwierzyłam, że grana przez niego postać jest osobą chorą psychicznie.