Warszawa - miasto, które odkrywa się stopień po stopniu
W naszym piątkowym cyklu kolejny tekst z blogu Warszawianka Flancowana.
Duże miasto w pewnym sensie przypomina wysokie góry – w obu przypadkach najlepiej trzymać się szlaku i nie chodzić na skróty. Wierna tej zasadzie z chwilą przeprowadzenia się do Warszawy jedynie upewniłam się w przekonaniu, że ma ona sens –zwłaszcza kiedy spacerujesz wieczorami. Porównując to miasto do gór nie mam jednak na myśli wyłącznie kwestii bezpieczeństwa. Są w Warszawie takie sytuacje, kiedy czujesz się tak, jakbyś miał pod górę, zupełnie tak, jak gdybyś pokonywał strome schody… Myślisz sobie wtedy: schody, schody, dlaczego zawsze muszą być jakieś schody?
Na szczęście trwa to tylko chwilę, później okazuje się, że z góry widok jest lepszy. Kto wie, może właśnie dlatego tak wiele jest tutaj miejsc, które zwiedza się stopień po stopniu? I dobrze, bo wchodząc po schodach z założenia powinniśmy przestać się spieszyć. Ale przecież nie tutaj, w Warszawie trudno jest zwolnić choć na chwilę. Dlatego to właśnie tutaj, a konkretnie na Krakowskim Przedmieściu 89 powstały pierwsze w Polsce schody ruchome. Dziś tak jak każde inne tego typu schody pełnią funkcję bieżni umożliwiającej jeszcze szybsze przemieszczanie się po mieście. Wtedy, kiedy powstały, były obowiązkowym punktem wycieczkowym i miejscem, w którym chętnie spotykali się młodzi ludzie, uważając je za bardzo nowoczesne. Schodów w Warszawie jest wiele, ale mało kto wie, że są tutaj aż trzy „uliczki po schodkach”. Aby je odkryć warto zrobić wyjątek, zejść z utartego turystycznego szlaku i pójść o krok dalej.
Ulicę Profesorską odnalazłam przypadkiem, spacerując po omacku po Ujazdowie w poszukiwaniu pamiętnej Alei Róż (nawiasem mówiąc, zwiedziłam przy okazji połowę Warszawy). Już wtedy moją uwagę zwróciła niewielka prostokątna tabliczka z nazwą ulicy, przypominająca portugalskie azulejos. Tabliczka w kolorze indygo jest zawieszona na równie niewielkiej co do rozmiarów bramie, pełniącej funkcję "wrót" do tej wąskiej, jakby trochę portugalskiej uliczki. Można odnieść wrażenie, że wchodzi się do prywatnej posiadłości, jednak tuż po chwili okazuje się, że jest to szlak dostępny dla wszystkich, choć znany niewielu. Tym, co zachwyca tu najbardziej, jest to, że dziedziniec znajdujący się u podnóża schodów Profesorskiej jest oazą spokoju w tej – jakby nie było – jednej z najbardziej uczęszczanych warszawskich dzielnic spacerowych. Właśnie dlatego warto przekroczyć uchyloną furtkę i zejść zboczem ulicy po to, aby nacieszyć się pięknem tego miejsca. Kiedy patrzy się na okoliczne budynki, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że Ci, którzy tu mieszkają, mają „jak u Pana Boga za piecem”. Tutaj nawet skrzynki pocztowe aż kuszą, żeby wrzucić do nich list.
Stąd już całkiem blisko do kolejnej warszawskiej uliczki po schodkach… Nazwa ulicy Górnośląskiej wskazuje na to, że z racji pochodzenia powinnam być jej częstym gościem. Tymczasem do tej pory znałam ją wyłącznie z filmów, których bohaterowie mieszkali w jednym z okolicznych budynków. Trzeba przyznać, że zabudowa jest tu wyjątkowo piękna i bogata w secesyjne ornamentyki. Większość z tutejszych kamienic przetrwała barbarzyński czas wojny i jest wizytówką zarówno tej ówczesnej jak i współczesnej Warszawy. Kilkustopniowe schody znajdują się na końcowym odcinku Górnośląskiej, tuż przy zbiegu ulic: Wiejskiej, Pięknej i Alei Ujazdowskich. Jednak nie tylko motyw schodów jest wspólny dla Profesorskiej i Górnośląskiej. Tak naprawdę łączy je to, że obydwie wchodziły niegdyś w skład tzw. Kolonii Profesorskiej.
Dobrze się stało, że tamtego dnia sobotni spacer przerwał mi ulewny deszcz… Na „warszawski szlak schodów” mogłam wrócić dopiero dwa tygodnie później. Wtedy już w prawdziwie wiosennych promieniach słońca poczułam tę atmosferę, o której słychać w piosence „Kamienne Schodki”. Od razu kiedy tam dotarłam przypomniały mi się słowa: "Kamienne Schodki, zostaną zawsze w naszej pamięci".
Przyszło mi wtedy na myśl, że ta ulica pełni funkcję przechowalni wspomnień. Trudno zrobić tu zdjęcie tak, aby uchwycić moment, gdy akurat nie przechodzi tędy para uśmiechniętych ludzi, ale jeszcze trudniej nie zauważyć ilości publikowanych tutaj informacji. Pierzeje Kamiennych Schodków do złudzenia przypominają coś w rodzaju "facebookowej" tablicy, tyle że zdecydowanie dominują tu wyznania miłości i zapewnienia o dozgonnej przyjaźni.
Ten z Was, kto zacznie schodzić Kamiennymi Schodkami od strony Krzywego Koła i dojdzie tą drogą do ulicy Brzozowej, niech nie da się zwieść pozorom – to jeszcze nie koniec… Schody co prawda znikają tak jakby w połowie drogi nad Wisłę, ale odnaleźć je można ponownie kilka metrów dalej… Właśnie tam, u zetknięcia z ulicą Bugaj Kamienne Schodki pełnią funkcję bocznej elewacji dla kilku kamienic. Ich nazwa nawiązuje do spektakularnej w XVIII w. wymiany drewnianych schodów na kamienne. Dziś uzasadnienie dla tej nazwy można odnaleźć u ich podnóża. Tam w dość artystycznym nieładzie rozrzucone są gdzieniegdzie starannie wyrzeźbione kamienie.
Mam nadzieję, że zainspirowałam Was choć trochę do wchodzenia i schodzenia po tym pięknym mieście, zwłaszcza, że do odkrycia jest naprawdę wiele...
Fot. Zofia Zabrzeska