Wymiary strajku nauczycieli
Brak zwolnień do 2022 roku oraz podwyżki płac nauczycieli o 10 procent – takie hasła głoszą dydaktycy, którzy uczestniczą dziś w strajku.
Wystąpienia są wynikiem wprowadzanych zmian, które mają dotknąć oświatę. Chodzi głównie o ujednolicenie gimnazjów i szkół podstawowych.
Eksperci komentują, że wyjście z tego typu inicjatywą, to wynik strachu przed zmianami i obawą o zatrudnienie. Nauczyciele przyzwyczaili się do obecnego wyglądu szkolnictwa, i nie wszyscy chcą go zmieniać. Tak było również przed kilkunastoma laty, kiedy wprowadzono reformę ustanawiającą gimnazja.
Według wyliczeń Związku Nauczycielstwa Polskiego, pracę może stracić ok. 37 proc. nauczycieli, a część z nich będzie miała znacznie zmniejszony wymiar godzinowy zatrudnienia.
Strajk to rezultat szybkości, z jaką wprowadzane są zmiany oświatowe i podzielenia wewnętrznego działaczy i pracowników. Dowodem jest to, że strajk, pomimo dość wysokiego poparcia w województwie mazowieckim, w radykalny sposób nie dotyka najlepszych szkół. Arkadiusz Krużyński, dyrektor liceum im. Mikołaja Reja mówi: Strajkować można w różny sposób, nie tylko nie przychodząc do pracy. U nas zajęcia odbywają się normalnie.
W sektorze oświaty jest co poprawiać, ale potrzebny jest czas, a nie rewolucja – komentują eksperci specjalnie dla Informatora Stolicy. – Z punktu widzenia nauczyciela, sama reforma – bo o nią się rozchodzi – może być dobra. Praca z tymi samymi dziećmi przez dłuższy czas to świadomość tego „na czym stoję”. Z drugiej strony, zmiana wychowawcy często jest pożądana, daje nowy start. To może być punkt widzenia rodziców i samych uczniów.
Ewenementem na skalę krajową jest warszawska dzielnica Bemowo. Jak poinformował zastępca burmistrza, Błażej Poboży, reforma na Bemowie została już omówiona i będzie wprowadzona bez większych komplikacji. Decyzja spotkała się z dużą aprobatą mieszkańców.