mobile
REKLAMA

Zapomniana katastrofa. 29 lat od tragedii w Ursusie

Semafor wskazywał światło zielone – tak zeznał maszynista interekspresu „Silesia” z Pragi do stolicy, który 20 sierpnia 1990 roku najechał na tył pociągu pospiesznego ze Szklarskiej Poręby do Warszawy. Zginęło 16 osób, a 43 zostały ranne

Paweł Makowiec/ fot. Phil Richards/Wikipedia
Zapomniana katastrofa. 29 lat od tragedii w Ursusie

Tamtego ranka panowała gęsta mgła. Tuż przy stacji Warszawa Ursus, pod semaforem wskazującym sygnał „stój” (światło czerwone), zatrzymał się pociąg pospieszny ze Szklarskiej Poręby do Warszawy. Po dwóch minutach oczekiwania na zmianę sygnału, pociąg ruszył z prędkością 20 km/h – na takie działanie zezwalały wówczas przepisy.

W momencie, w którym pospieszny rozpędził się do 17 km/h, przez cały skład pociągu przeszedł gwałtowny wstrząs, który zepchnął ludzi w przedziałach na podłogę, po czym pospieszny się zatrzymał. Po chwili zdezorientowani pasażerowi zaczęli wysiadać z pociągu, a ich oczom ukazał się przerażający widok – w ostatni wagon 1 klasy z dużą prędkością wjechał elektrowóz, w wyniku czego połowa przedziałów przestała istnieć. Szczątki wagonu rozwleczone były na długości kilkudziesięciu metrów.

Po chwili na miejscu zjawiły się służby ratunkowe – dojazd na miejsce katastrofy ułatwiła gęsta sieć uliczek dzisiejszej dzielnicy Warszawy. Przed południem ukształtował się ostateczny bilans ofiar – 16 osób zginęło, a 43 zostały ranne.

Śledztwo, które miało wyjaśnić przyczyny katastrofy, właściwie ich nie wskazało. Maszynista interekspresu „Silesia” cały czas powtarzał, że na semaforze, tuż za którym znajdował się pociąg ze Szklarskiej Poręby, było światło zielone, na poprzednim również; pomimo panującej mgły, interekspres jechał ok. 100 km/h, jednak przepisy na to zezwalały. Maszynista pospiesznego zeznał, że na feralnym semaforze było światło czerwone, które się nie zmieniało.

Z kolei komisja powołana przez Głównego Inspektora Pracy stwierdziła, że o godzinie 1:40 (prawie pięć godzin przed katastrofą) dyżurny ruchu na stacji Warszawa Włochy otrzymał informację o niesprawnej sygnalizacji i możliwości samoczynnej zmiany świateł. O 6 rano, właśnie z tego powodu (zmiana sygnału z zielonego na czerwony; poprzedni pociąg według rozkładu jechał tą trasą ok. 40 minut wcześniej) pospieszny ze Szklarskiej Poręby zatrzymał się pod semaforem.
Dyrekcja Generalna PKP podważyła te ustalenia, twierdząc, że awaria wystąpiła poza rejonem katastrofy.

Obrońca maszynisty „Silesii” wskazał także na fakt, że w Ursusie znajduje się fabryka traktorów, emitująca zanieczyszczenia, które mogły spowodować zjawisko tzw. kwaśnego deszczu – w noc przed tragedią padało, co mogło spowodować „stany elektryczne” i złe działanie sygnalizacji.
Zgodnie z zasadą in dubio pro reo - w wypadku wątpliwym orzec na korzyść oskarżonego – Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił maszynistę interekspresu.

Jak na ironię, tragedia w Ursusie wydarzyła się dzień po 10 rocznicy największej katastrofy kolejowej w powojennej Polsce – zderzeniu pociągów pod Otłoczynem. Dziś, katastrofa jest zapomniana, mimo iż jej miejsce jest codziennie mijane przez tysiące podróżnych jadących do lub z Warszawy. Nie istnieje nawet skromna tabliczka, która przypominałaby o tragedii i 16 ofiarach.

Czy wszyscy wyciągnęli z tego należyte wnioski?

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda