„Zawód: reporter”
Bohaterką dwunastej odsłony spotkań z polskimi reporterami w Służewskim Domu Kultury była Marta Abramowicz, autorka książki „Zakonnice odchodzą po cichu”.
Zawód reportera to ciężki kawałek chleba. Poświęcenie się w pełni tej pracy wymaga wiele samozaparcia, pasji i czasu. Jednak jej owoce mogą się okazać warte wysiłku, gdy dokumentują temat ważki, często dotąd niezbadany. Właśnie taką materię wzięła na warsztat Marta Abramowicz. W ramach cyklu spotkań „Zawód: reporter”, umożliwiającego czytelnikom dogłębne poznanie rzeczywistości opisywanej przez najlepszych polskich młodych reporterów, Abramowicz mówiła ze sceny widowiskowej Służewskiego Domu Kultury, o kulisach powstania swojej książki „Zakonnice odchodzą po cichu”.
O tym reportażu, urodzonej w stolicy dziennikarki, powiedziano już bardzo wiele. To zresztą nie dziwi, bowiem Abramowicz dotknęła w nim tematu tabu, jakim jest niewątpliwie życie byłych sióstr zakonnych. Mimo częstego sprowadzania zakonnic do roli służby dla księży oraz braku możliwości decydowania o sobie nawet w strukturach kościelnych, siostry nie buntują się. Co najwyżej odchodzą w milczeniu. Abramowicz w swojej książce starała się dociec m.in. czym spowodowane jest odrzucanie habitu:
- W żadnym wypadku nie jest to utrata wiary. Ewentualny agnostycyzm czy ateizm wśród byłych sióstr pojawiał się dopiero po latach, będąc wynikiem długich rozważań. Poza tym jest takie przeświadczenie, że kobiety odchodzą z zakonu, bo nie mogą wytrzymać bez: mężczyzny, ślubu, dzieci, czy po prostu zaspokojenia żądzy seksualnej. Zresztą jak wyszukuje się w Google hasło „dowcipy o zakonnicach” to wyjdą wszystkie żarty tego typu, a to w ogóle najczęściej nie ma nic wspólnego z powodami odejść. Kluczowe w tych przypadkach jest posłuszeństwo, literalnie rozumiane, wymagane względem przełożonych, które często wykracza poza jakiekolwiek zrozumienie i zmusza do absurdalnych zachowań, czy decyzji. W związku z tym następuje niemożność realizacji swojego powołania. Część bohaterek mówiła mi, że one wciąż czują powołanie, tylko obecnie realizują je w życiu świeckim, bo w zakonie to się nie udawało – tłumaczyła motywacje zakonnic autorka książki.
Podczas spotkania Abramowicz odpowiadała też na pytania odnoszące się do samego procesu powstawania reportażu. Mówiła o trudnościach towarzyszących jej pracy m.in. związanych z selekcją opowieści do finalnej wersji książki:
- Miałam dużo materiału. Nie wiedziałam, co wybrać. Pamiętam, że siedziałam całe lato. Podobno wtedy był bardzo duży upał, a ja pracowałam po osiem godzin dziennie. Czasem nawet dziesięć, bo dziecko wysłałam do babci. Siedziałam i pisałam. Rozłożyłam sobie fragmenty na podłodze (…), wciąż je przekładałam, selekcjonowałam, aż uznałam, że to będzie dobra kolejność i najważniejsze wątki – mówiła dziennikarka, kształcąca się w przeszłości pod okiem Hanny Krall. Problemem była też wizja autorki, co do przedstawienia w „Zakonnicach które odchodzą” procesu zdobywania informacji:
- Przez niektórych „mistrzów” z wydawnictwa, które odrzuciło książkę, początek został uznany za skandalicznie niezgrabny. Dla mnie było ważne, żeby pokazać też jak zbierałam informacje. Wywodzę się ze świata naukowego, więc tutaj rzeczywiście pokazanie metodologii, tego jak się zbiera informacje, było dla mnie istotne. Chciałam, żeby każdy czytelnik wiedział w jaki sposób docierałam do informacji, a wydawnictwo nie było temu przychylne.
Abramowicz obecnie tworzy książkę o podobnej, choć nie do końca analogicznej sytuacji w środowisku polskich księży. Dziennikarka chce bowiem poruszyć temat potomstwa duchownych. Czy tym razem reportaż również sprosta oczekiwaniom? Trudno o tym wyrokować, lecz z całą pewnością można stwierdzić, że o dojście do źródeł będzie jeszcze trudniej niż w przypadku sióstr zakonnych:
- Na 40 zakonnic, z którymi miałam kontakt bezpośredni, mniej więcej 20 się zgodziło, 20 odmówiło, ale były też takie, do których nie można było dotrzeć. Tzn. ktoś je znał, ale już nie było z nimi kontaktu. Natomiast z dziećmi księży jest trochę inaczej, bo właściwie wszyscy znają takie sytuacje, tylko nikt głośno o tym nie mówi – to jest taka tajemnica lokalna. Nie rozmawiamy o tym. Niby wszyscy wiedzą, ale nie wiedzą. Nie skonfrontują się – zakończyła Abramowicz.
Adam Kutryba