Biegnąc pamiętamy o Powstaniu Warszawskim
Kto biegnie po raz pierwszy, niech podniesie rękę – powiedział spiker do biegaczy szóstej strefy. Komunikat był między innymi do mnie, ale podniosłem rękę nie po to, żeby się przyznać, a otrzeć pot z czoła, który już na starcie zalewał mi oczy. A mało brakowało, że nie pobiegłbym.
Po pierwszym starcie w II Biegu Łomianek poczułem potrzebę wzięcia udziału w kolejnym. I przyznaję, że kolejnym, który przyszedł mi na myśl był Bieg Powstania Warszawskiego. Nie ukrywam, że z niecierpliwością czekałem na moment rejestracji. I oczywiście pochwaliłem się w redakcji. W piątek od redaktor naczelnej Informatora Stolicy Natalii usłyszałem, że mam zrobić z tego relację – osobistą. Przez piątkowe popołudnie i całą sobotę zachodziłem w głowę, jak mam się z tego wywiązać.
Powstanie Warszawskie pełni ogromną rolę w świadomości Polaków. Był pierwszym na taką skalę zrywem zbrojnym mieszkańców okupowanych przez Niemców miast w Europie. Czy prawdą będzie, gdy napiszę, że jedynym? Nie słyszałem o innym. Oczywiście, że pamiętam o Powstaniu w warszawskim Gettcie.
Nie ma chyba bardziej łączącego Polaków momentu, niż godzina siedemnasta, 1 –go sierpnia. Wtedy, nie tylko w Warszawie wyją syreny a całe miasto zamiera oddając hołd bohaterom. Do tego dochodzą odgłosy klaksonów, które mieszają się z dźwiękiem syren. Sam zatrzymuję się razem z blisko dwumilionowym miastem. Nie wyobrażałem sobie, że nie pobiegnę w hołdzie Powstańcom Warszawskim. Po uruchomieniu rejestracji natychmiast wpisałem swoje dane i opłaciłem pakiet startowy. Podałem moją „czasówkę” i zakwalifikowałem się do ostatniej, szóstej grupy. Sprawdziłem, że zaczynamy bieg o godzinie 21.25. Oczywiście na portalu społecznościowym zamieściłem informację, że biegnę. Z Izą, moją od lat przyjaciółką umówiłem się, że jeżeli tylko będzie mogła, przyjedzie i zrobi mi zdjęcie na starcie i mecie.
W sobotę o godzinie 20.30 odebrałem od Izy telefon. - Cześć, gdzie jesteś? – zapytała
Zaskoczyła mnie pytaniem i jednocześnie prawie przyprawiła o zawał serca. Miałem przecież wszystko zaplanowane. Chciałem być po 21- szej. Zrobić sobie rozgrzewkę i wystartować. Telefon od Izy spowodował, że pomyślałem, że już powinienem być na starcie, a przecież powiedziała, która jest godzina. Po chwili ochłonąłem, ale serce i tak mi szybciej biło. Upewniłem się, że zabrałem ze sobą numer startowy, biało- czerwoną opaskę i wsiadłem do samochodu. Teoretycznie miałem dużo czasu, ale nie przewidziałem jednego – nie będę miał gdzie zaparkować. Krążyłem po Muranowie szukając wolnego miejsca. W końcu udało mi się znaleźć w okolicach ulicy Lewartowskiego ze skrzyżowaniem z Karmelicką. Do startu kilkanaście minut a do Bonifraterskiej „kawał drogi”. Była szansa, że nie zdążę. Nie mogłem uwierzyć patrząc na godzinę na zegarku. „Nie zdążę” – pomyślałem i z szybkiego marszu przeszedłem do biegu. Na Bonifraterskiej do startu przygotowywała się czwarta grupa. Odetchnąłem z ulgą. Zdążyłem.
„Kto biegnie po raz pierwszy, niech podniesie rękę” – powiedział spiker do biegaczy szóstej strefy. Komunikat był między innymi do mnie, ale podniosłem rękę, żeby otrzeć pot z czoła, który już na starcie zalewał mi oczy. Za chwilę ruszymy. Słyszę, że Powstańcy Warszawscy są z nami na starcie. Biegniemy dla nich, żeby uczcić ich bohaterskie czyny. Zanim ruszyliśmy myślałem o nich. Jak mam zrelacjonować ten bieg? Tak jak oni na ręku mam biało - czerwoną opaskę z symbolem Polski Walczącej. Czy jestem jak oni? Bohaterem? Ale dlaczego miałbym być? Bo biegnę na 10 km? Nie. Porównanie się do nich jest nie na miejscu. Jestem tutaj dla nich. Dla pamięci o ich czynie i ich poległych kolegach i koleżankach. Dla pamięci o tamtych strasznych czasach. To mój mały wkład – maleńki – w pamięć o nich.
Ruszyliśmy. Wzrokiem szukam Izy, wiem, że jest w okolicach startu. W końcu widzę ją. Trzyma uniesiony telefon. Myślę, że nagrywa film, więc gdy podbiegam do niej „przybijam piątkę”- „będzie niezłe ujęcie” – pomyślałem, a później dowiedziałem się, że chciała zrobić zdjęcie a „piątką” wszystko zepsułem. Wiedziałem, że ją zobaczę, ale szczerze ucieszyłem się widząc ją.
Biegam amatorsko. Zawodowstwo w wieku ….. trochę ponad 40 lat mi nie grozi. Na pewno nie na dystansie 10 km. Są szybsi i o wiele młodsi. Ale, do czego zmierzam? Doping kibiców dodaje sił. Zupełnie obcy ludzie kibicowali nam na trasie – mi i innym biegaczom. Doping bezcenny.
Biegniemy ulicami Starówki. Z Krakowskiego Przedmieścia skręcamy w Karową. Tam strzelają do nas - z głośników. To robi wrażenie. Ale…. Właśnie…..na szczęście to tylko nagranie. Dla tych, dla których biegniemy był to chleb powszedni. Dla nas – ilustracja.
W okolicach Mostu Poniatowskiego wśród kibiców dostrzegam Alana i Andy’ego – maratończyków z projektu Run Wisła. Podbiegam do nich, witam się i po kilku słowach biegnę dalej.
Biegniemy dobrze znanymi mi ulicami. Czekam na Wilanowską – ulicę, nie mylić z aleją, tam jest półmetek, piąty kilometr. Dla mnie osobiście ważniejsze jest, że to 5 kilometrów biegu a nie połowa trasy. Do 5 kilometrów zadaję sobie pytanie – po co? Nie w tym przypadku, tylko ogólnie. Do piątki mam barierę, później mogę biec. Przed skrętem w Wilanowską punkt z wodą. Szybko wypijam trzy kubki. I jeszcze jeden wylewam sobie na głowę. I biegnę dalej. Jest lepiej, czuję się bardziej komfortowo.
Chwila odpoczynku podczas biegu ma na mnie zbawienny wpływ. Z biegu przechodzę do marszu. Tak robi kilku biegaczy. Dla mnie ważne są słowa, które przeczytałem w książce Scotta Jurka „Jedz i biegaj”, że jeżeli nie możesz biec idź. Tak robię. Ale gdy dobiegamy do tunelu pod Wisłostradą, postanawiam, że całą długość tunelu pomimo zmęczenia przebiegnę. Lubię wyzwania a niecodziennie zdarza mi się taka okazja. W tunel dwóch chłopaków i dziewczyna nam kibicuje. Ich odgłosy odbijają się od ścian i wzmocnione kształtem tunelu docierają do moich uszu. Aż się dziwie, że ich troje robi taki hałas….tak miły dla przynajmniej moich uszu. Wielkie dzięki. Wybiegam z tunelu i dopiero wtedy pozwalam sobie na chwilę odpoczynku. Idę. Zdaję sobie sprawę, że mój końcowy wynik jest sumą stosunku biegu do marszu, więc zaczynam biec.
Kilka, kilkanaście osób robi nam, mi zdjęcia. Wśród nich zawodowcy, a wśród nich – Szymon Starnawski, fotoreporter z Nasze Miasto. Znam się z nim z kilkunastu, kilkudziesięciu wspólnie fotografowanych wydarzeń. Naciska migawkę aparatu – błysk lampy – zrobił mi zdjęcie. Szymon – dziękuję.
Do mety 8 kilometrów. Jeszcze dwa i meta. Jeszcze jeden i meta. I podbieg przy murach Cytadeli – kolejnego świadka tragicznej historii Warszawy i Polski.
W końcu meta. Ostatnie kilkanaście metrów przebiegam najszybciej jak tylko potrafię. Dla nich, Powstańców Warszawskich – Bohaterów. Bieg kończę z czasem 1:16:46 i ląduję na 8107 miejscu w kategorii Open. Wolontariuszka zakłada mi na szyję pamiątkowy medal, inna podaje butelkę z wodą. Iza robi mi zdjęcie z medalem.
Andrzej Sitko
Trasa 26. Biegu Powstania Warszawskiego posiadała atest PZLA.
Fot. Izabela Ślusarz