mobile
REKLAMA

Czas płynie dla wszystkich jednakowo

O historii zamkniętej w zegarach opowiada Marek Drzażdżyński – zegarmistrz pracowni na ul. Francuskiej.

Redakcja
TAGI
Czas płynie dla wszystkich jednakowo

Mali chłopcy z reguły chcą być strażakami, pilotami albo żołnierzami. Skąd w Panu pojawiła się pasja, jaką jest zegarmistrzostwo?

 

W moim życiu od zawsze pojawiały się zegary. Ojciec dawał mi te z najwyższej półki i sprawiało mi to wiele przyjemności. Odkąd pamiętam, tata zbierał zegary - jego pasja żyła też we mnie. To wszystko wydawało mi się oczywiste - to, co robił ojciec, robiłem i ja. Zegarmistrzostwo towarzyszyło mi na co dzień i lubiłem to. Pamiętam, że najtrudniejszym zegarem, jak zaczynałem pracę u ojca, było dorobienie do dużego zegara tarczy z kalendarzem. Średnica tarczy miała 12 cm z podziałką na 360 stopni i przerzut kalendarza musiał nastąpić o daną ilość stopni. Musiałem to wszystko stworzyć od nowa, tzn. wytrasować, wypiłować, nanieść cyfry, żeby ukazywała się cała i w odpowiednim okienku.

To wręcz jubilerska praca.

Tak, zdecydowanie. Bardzo żmudna praca, ale ona zapewnia uratowanie przedmiotu. Poza tym, do mnie bardzo często przychodzą zegary w worku, o śmietnikowym wyglądzie. Przywracam taki zegar do życia – współpracuję ze stolarzem, który robi renowacje drewnianych elementów – ja zajmuję się mechanizmem. To wszystko razem do kupy żenimy. I z przedmiotu w reklamówce wychodzi wspaniały zegar. Przywraca się barwę, odtwarza się mosiądze, blask zegara, kunszt całej pracy, którą kiedyś rzemieślnik w to włożył. Takie przedmioty są niejednokrotnie większej wartości emocjonalnej, niż materialnej. Łączy się z historią, pokoleniem. To są zegary, które jedną, drugą wojnę przetrwały, gdzieś ktoś uciekał, brał zegar, zakopał, schował, potem wyciągnął.

To jest wartość dodana do zegara. Dla jednego to będzie kupa śmieci, a dla drugiego to będzie historia rodzinna. Zapytam teraz trochę przewrotnie, czym w Pana opinii stały się zegarki nadgarstkowe w dobie smartfonów? Czy to już jest tylko biżuteria, wyznacznik statusu, czy zachowują swoją podstawową funkcję – pokazywanie czasu?

Kiedyś człowiek posiadał zegarek kieszonkowy, zawieszony na dewizce, włożony do kamizelki. Żeby sprawdzić czas, musiał go wyjąć, nacisnąć specjalny przycisk, żeby zegarek się otworzył. To była cała ceremonia i demonstracja pozycji, poziomu zamożności. Dzisiaj na zegarek czasami potrzebujemy spojrzeć bardzo dyskretnie, dlatego zegarek naręczny wyświetla czas. Poza tym te zegarki mają różne zwariowane funkcje, np. pomiarów pogody. Mają też nieprawdopodobną dokładność, są sterowane sygnałem fal radiowych. Na co to komu dla codziennego użytku. Rozumiem dla celów pomiarowych, naukowych, sportowych, ale na co dzień? Czas płynie dla wszystkich jednakowo, czy będziemy mieć ten pomiar bardziej dokładny lub mniej, uważam, że ten czas płynie swoim życiem. I tu się nic da nic przyspieszyć bez względu na to czy mamy zegarek za 100 tys., za 1000 zł, czy 10 zł – tak samo wskazuje czas. Nie spieszmy się! Ten czas i tak upływa swoim torem.

Jak zaczęła się Pańska przygoda z zegarmistrzostwem? Od zawsze był Pan pewien swojej drogi?

Firma, w której pracuję jest pokoleniowa. Dlatego od najmłodszych lat moje życie było związane z zegarkami. W czasach mojej młodości istniały wyłącznie zegary mechaniczne, kiedy odwiedzałem ojca w pracy, często majstrowałem w budzikach. Nigdy jednak nie podejrzewałem, że zajmę miejsce mojego taty. Nie miałem pewności, czy to jest zawód dla mnie, zwłaszcza gdy byłem młodym człowiekiem. Zawód zegarmistrza odbierałem jako zajęcie dla ludzi starych. Mało tego! Nawet wyniki badań, które potwierdziły moje predyspozycje do pracy zegarmistrza (bardzo dobra pamięć wzrokowa, zdolności manualne), nie były w stanie przekonać mnie. Na początku poszedłem do Zasadniczej Szkoły Rzemiosł Artystycznych - klasa zegarmistrzowska. W tamtych czasach, aby się do niej dostać trzeba było zdać egzamin. Zrobiłem dyplom czeladniczy. Potem dostałem się do technikum i na Politechnikę, choć ojciec był temu przeciwny. Mówił: „Absolutnie nie. Twoje miejsce jest tutaj”. Nie posłuchałem go. Zacząłem pracę w Polskim Związku Motorowym. Jako bardzo młodego człowieka bardziej interesował mnie sport i szybkie motocykle niż stare zegary. Decyzję o powrocie do zegarmistrzostwa podjąłem dopiero po kilku latach. Miałem już przygotowanie zawodowe i dyplom, pozostawała tylko chęć do pracy.

Z punktu widzenia zegarmistrza, co czyni zegar wyjątkowym – jego historia czy unikalny mechanizm?

Kiedyś zegarki i zegary posiadali nieliczni. Dawano je z okazji szczególnych wydarzeń, np. złoty zegarek z okazji zakończenia studiów albo ślubu. Ludzie musieli być zamożni, aby posiadać takie zegary. Zegary często przekazywano w spadku, przechodziły z pokolenia na pokolenie. Były zegary stojące w komplecie mebli. Każdy zegar ma swoją historię, np. zegar, który babcia dostała na prezent ślubny. Stare zegary wykonywane były z bardzo dobrych materiałów, dlatego przetrwały tyle lat i nadal można je naprawiać. Dzisiejsze, współczesne zegarki to często „jednorazówki”, które wyrzuca się i kupuje nowe. Każdy naprawiany przez siebie zegar zaznaczam swoim wpisem. Stare zegary, które do mnie trafiają też posiadają takie zapisy. Spisuję je i przekazuję obecnemu właścicielowi, jako historię napraw zegara.

Na Pańskiej stronie internetowej wspomina Pan o działalności społecznej, czy mógłby Pan o niej opowiedzieć?

Jestem członkiem Cechu Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników miasta stołecznego Warszawy. Cech zrzesza rzemieślników, którzy posiadają przynajmniej dyplom czeladniczy albo mistrzowski w zawodzie. Jesteśmy dumni, z naszej przynależności. Tworzymy zespół bardzo wysokiej klasy fachowców. Cech rekomenduje wszystkie firmy, które należą do cechu poprzez wystawienie logo cechu na zewnątrz. Cech jest organizacją zrzeszającą branżowo te zawody, posiadamy swoją komisję rewizyjną, sąd cechowy – pracujemy na co dzień z ludźmi, więc jeśli są jakieś skargi, to wszystko załatwiamy we własnym zakresie. Jest to transparentne. Kiedyś zegarmistrzów w cechu było około 200. Dzisiaj jest to zawód zanikający. Przynależność do cechu jest prestiżowa. Cech zapewnia dla swoich członków obsługę prawną, internetową, marketingową. Wszyscy pracujemy na markę swoich zawodów, rzemiosła, cechu.

A moja działalność społeczna polega na tym, że jestem starszym cechu, czyli prezesem zarządu tego cechu. Jest to moja trzecia kadencja, stanowisko jest obsadzane w wyniku wyboru. Poza tym angażuję się w różne społeczne akcje typu: czytanie dzieciom książek, prowadzę spotkania z dziećmi ze szkół i przedszkoli na temat zegarów, pojęcia czasu i ciekawej pracy zegarmistrza. Staram się przekonać ich o znaczeniu rzemiosła. Czasem „zabawiam się” w kustosza Muzeum Rzemiosł Artystycznych i Precyzyjnych prowadzonym przez Cech Złotników, Zegarmistrzów, Optyków, Grawerów i Brązowników m.st. Warszawy. Odbywa się to kosztem mojej pracy – zamykam firmę i idę pełnić rolę kustosza. Prezentuję zawody wykonywane przez rzemieślników zrzeszonych w Cechu. W muzeum jest duży przekrój eksponatów: zegary, biżuteria, brązy, medalierstwo, optyka (‘lornią’, binokle) - wspaniała kolekcja. Są tam również prace egzaminacyjne, czeladnicze, mistrzowskie, wykonane w ramach egzaminu praktycznego.

W okresie kiedy Polska miała przewodnictwo w Unii Europejskiej, gościliśmy kilka grup europosłów, ponieważ Związek Rzemiosła Polskiego, który jest „ministerstwem rzemiosła”, szczycił się, że posiada takie muzeum. Od kilku lat bierzemy udział w akcji „Noc muzeów”. W zeszłym roku nasze muzeum odwiedziło 750 osób. W roku 2017 taka noc będzie 20 maja. Wszystkich bardzo serdecznie zapraszam do naszego muzeum

 

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda