Derby Warszawy dla Legii
To były niezwykle wyrównane derby Warszawy, a o zwycięstwie zdecydowały zaledwie dwa punkty. Dziki Warszawa uległy przed własną publicznością Legii. Udany debiut w roli nowego szkoleniowca Zielonych Kanonierów zaliczył Heiko Rannuli.

Mecz rozpoczął się od energicznej gry z obydwu stron. Legioniści wypracowali sobie przewagę po celnej „trójce” Ojarsa Silinsa i akcji 2+1 Kamerona McGusty’ego. Dziki odrobiły straty, ale kapitalnym rzutem zza łuku popisał się tym razem Andrzej Pluta, a po chwili „trójkę” zaliczył E.J Onu. Swoje zrobili również zmiennicy, na czele z Aleksą Radanovem. Legioniści w tej części gry prezentowali dynamiczną, zespołowa koszykówkę i zakończyli kwartę zasłużonym prowadzeniem 25:17.
Druga część gry rozpoczęła się od niecelnego rzutu Silinsa i skutecznej akcji Mateusza Szlachetki z Dzików, a po chwili legionistów zaskoczył Nikola Radicević. Szybka kontra Szlachetki doprowadziła do zmniejszenia przewagi Legii, a po chwili na tablicy wyników był już remis po 25. Pierwsze punkty dla Zielonych Kanonierów w tej kwarcie rzucił zza łuku Michał Kolenda. Chwilę później świetne podanie Radanova wykorzystał efektownym wsadem Onu, ale tym samym odpowiedział Mateusz Bartosz. Po czterech minutach tej fazy meczu na tablicy wyników był remis 30:30. Druga część kwarty należała do gospodarzy, którzy wypracowali sobie kilkupunktową przewagę. W samej końcówce zawodnicy trenera Rannuli odrobili większość strat i na przerwę oba zespoły zeszły z minimalnym, jednopunktowym prowadzeniem Dzików.
Gospodarze wyszli na drugą połowę lepiej dysponowani, a dzięki szybkim akcjom odskoczyli na pięć punktów. Legia wytrzymała trudniejszy moment i dzięki bardzo zespołowej grze kończonej m.in. skutecznymi wejściami pod kosz Silinsa znów wyszła na prowadzenie, a trener Dzików Krzysztof Szablowski poprosił o czas. Od tego momentu gra była bardzo wyrównana. W ekipie Dzików szalał Mateusz Szlachetka i to głównie dzięki jego postawie w ataku gospodarze przed decydującą częścią meczu prowadzili 54:53.
Ta rozpoczęła się od „trójki” Jarosława Mokrosa z Dzików. Chwilę później tym samym odpowiedział McGusty. Obie ekipy grały bardzo ofensywnie, a przewaga gospodarzy była cały czas w zasięgu legionistów. Z każdą minutą zawodnicy z hali na Kole powiększali jednak dystans. Na nieco ponad pięć minut przed końcową syreną prowadzili 66:60. Po przerwie na żądanie trenera Legii gospodarze powiększyli przewagę do dziesięciu punktów, ale w ostatnich minutach Zieloni Kanonierzy rzucili się do odrabiania strat, zmniejszając straty do dwóch „oczek”, głównie dzięki świetnie dysponowanemu McGusty’emu. Kolejny czas dla trenera gospodarzy nic nie dał, bo faulowany McGusty doprowadził do remisu z linii rzutów wolnych! W odpowiedzi Radicević i Szlachetka nie trafili zza łuku, a tuż przed końcową syreną zwycięskie punkty zdobył fantastycznie dysponowany dziś Kameron McGusty.
Dziki Warszawa – Legia Warszawa 70:72 (17:25, 21:12, 16:16, 16:19)
Składy:
Dziki: Janari Jõesaar, Andre Wesson, Nikola Radičević, Mateusz Szlachetka, Jarosław Mokros, Mateusz Bartosz, John Fulkerson, Denzel Andersson, Grzegorz Grochowski, Piotr Pamuła, Michał Aleksandrowicz -, Maciej Bender -.
Legia: Kameron McGusty, Ojārs Silinš, Andrzej Pluta, E.J. Onu, Dominik Grudziński, Michał Kolenda, Mate Vucić, Maksymilian Wilczek, Aleksa Radanov , Bartosz Habiera -.
Dla legionistów to jedenasta wygrana w tym sezonie w Orlen Basket Lidze. Najbliższe spotkanie Zieloni Kanonierzy rozegrają we własnej hali. W środę o godz. 19:00 podejmą na Bemowie rumuński Voluntari w rozgrywkach ENBL.
/Marcin Kalicki/
Fot. Maciej Gronau/Legiakosz