mobile
REKLAMA

„Jakbyśmy powygrywali mecze w trzech setach, to nikt by nie pamiętał, jak zdobyliśmy ten brąz”

Kadeci UMKS MOS Wola Tramwaje Warszawskie wywalczyli w tym roku złote medale Mistrzostw Mazowsza oraz brązowe krążki Mistrzostw Polski. O niezwykle udanym sezonie z Marcinem Jackowiczem, trenerem wolskiego klubu rozmawia redaktor Marcin Kalicki.

Marcin Kalicki
„Jakbyśmy powygrywali mecze w trzech setach, to nikt by nie pamiętał, jak zdobyliśmy ten brąz”

Marcin Kalicki: To był długi, ale zakończony pięknym sukcesem sezon. Czy medal Mistrzostw Polski był Waszym celem na starcie rozgrywek jesienią?

Marcin Jackowicz: To prawda. Sezon był najdłuższy z możliwych, bo graliśmy do samego końca w Mistrzostwach Polski. Jakbym powiedział, że w okresie przygotowawczym, kiedy to rozmawialiśmy wewnątrz drużyny, że celem na nadchodzący sezon jest zdobycie medalu, to lekko bym podkoloryzował tę historię. Na obozie w obecności wszystkich zawodników wybrzmiał cel o awansie do najlepszej ósemki zastrzegając przy tym, że będzie to bardzo trudne do zrealizowania. Jednak treningowo mieliśmy dobre narzędzia do zrealizowania takiego celu. Większość moich zawodników uczęszcza do LIX Liceum Ogólnokształcącego Mistrzostwa Sportowego im. J. Kusocińskiego w Warszawie, gdzie mamy możliwość dodatkowego, wspólnego trenowania w trakcie lekcji. Jednostki treningowe w szkole i klubie, zarówno te techniczno-taktyczne jak i motoryczne miały nas zaprowadzić do jak najdalszej fazy w Mistrzostwach Polski.

Po zakończeniu sezonu zasadniczego przyszła walka w turnieju finałowym Mistrzostw Mazowsza. Gra o medale była wewnątrz warszawską rywalizacją. Zagraliście bardzo dobre zawody pewnie sięgając po złote medale…

Chłopcy nabierali pewności siebie z każdym rozegranym meczem. W sezonie zasadniczym przegraliśmy tylko jedno wyjazdowe spotkanie co dało nam pierwsze miejsce po rundzie zasadniczej. Finał zagraliśmy bardzo dobrze pod względem taktycznym. Dzięki wygraniu ligi mieliśmy również sporo czasu na przygotowanie fizyczne do tego turnieju i do dalszych faz Mistrzostw Polski. Myślę, że połączenie tych dwóch aspektów oraz bardzo dobre funkcjonowanie zespołu jako grupy od początku sezonu było czynnikami naszej wygranej w finale wojewódzkim.

Turnieje ćwierćfinałowe i półfinałowe Mistrzostw Polski rozegraliście we własnej hali. Miało to dla Was znaczenie?

Zawsze lepiej jest grać u siebie. Nie tylko, jeżeli chodzi o względy sportowe, ale również organizacyjne. Chociaż wyniki naszych meczów wyjazdowych pokazywały, że hale rywali są nam nie straszne.

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Czy po awansie do turnieju finałowego w Kętrzynie mieliście jakieś specjalne, inne przygotowania do decydujących zawodów?

Pomiędzy turniejem półfinałowym a finałowym był tylko tydzień przerwy, więc o zmianie bodźców treningowych nie było mowy. Apetyt rósł, bo wyniki, które osiągnęliśmy w tym sezonie, dalej tylko jedna porażka, pozwalały nam myśleć o czymś więcej niż tylko udział w Finałach Mistrzostw Polski. Powtarzałem zawodnikom, że taki turniej to często dyspozycja dnia. Faworyci, do których nie należeliśmy, nie zawsze wytrzymują presję. Czekaliśmy więc na swoje szanse.

To był dla Was niejako pokaz siły. Dwa pierwsze mecze finałów Mistrzostw Polski z MKS MDK Warszawa i Eco-Team Stolzle AZS Częstochowa wygraliście po tie-breakach, co pokazuje, jak byliście mocni…

Pierwszy mecz graliśmy z rywalami zza miedzy. Trochę obawiałem się tego meczu. Po pierwsze mecz otwarcia, czyli stres związany z rozpoczęciem imprezy. Po drugie, dwa ostatnie spotkania z nimi wygraliśmy i jak to u młodzieży, może przytrafić się rozluźnienie. Nie weszliśmy w ten mecz dobrze. Przeciwnicy dość znacznie odskoczyli nam w pierwszym secie, a i tak skończyło się na przewagi, niestety naszą przegraną w tej partii. Kolejne dwie odsłony meczu wygrywamy i wydaje się, że zbliżamy się do końca spotkania. Jednak rywale po dobrej grze zapisują partię na swoją korzyść i doprowadzają do tie-breaka. Na szczęście tego kończymy z wysoką przewagą. Cieszymy się z wygranej. Wiemy również, że zwycięstwo w następnym meczu daje nam awans do TOP4. Dobrze zaczynamy mecz. Wygrywamy pewnie pierwszą partię. Jednak AZS Częstochowa to ubiegłoroczny Mistrz Polski. Przed sezonem jeden z pretendentów do złota i w tym sezonie. Przez kolejne dwa sety prezentowali wysoki poziom. Nam ciężko było utrzymać powtarzalność dobrych akcji. W czwartym secie zanosiło się na zakończenie meczu. Mimo wszystko wierzyliśmy do końca. Rywale dzień wcześniej przegrali seta i mecz z bardzo wysokiej przewagi. Utrzymaliśmy więcej stabilności w końcówce czwartego seta i doprowadzamy do tie-breaka. Podobnie było w decydującej partii. Przewaga rywali na początku seta, mozolne odrabianie strat. Wywieranie presji na zagrywce, gdzie pada hasło, że zagrywamy na pełnym ryzyku. Częstochowa popełniła błędy w ataku w samej końcówce i w ten sposób awansowaliśmy do strefy medalowej. Po meczu dostałem mnóstwo gratulacji. Wiele osób pisało, że niesamowite emocje, że nie mogli aż tego oglądać. Odpisywałem, że nie wiedziałem, że nasza gra wygląda tak strasznie, że się nie dało tego oglądać (śmiech).

Porażka w trzecim meczu z drużyną z Rzeszowa była efektem zmęczenia?

Po dwóch dniach mieliśmy w nogach dziesięć setów, czyli więcej, niż niektóre zespoły po fazie grupowej. Zdecydowałem, że w tym meczu szansę dostaną zmiennicy. Zakomunikowałem to zespołowi podając argumenty, że w półfinale oba zespoły będą bardzo mocne, a my potrzebujemy regeneracji. Nie było sprzeciwu. Oczywiście chcieliśmy wygrać. Jednak Resovia nie pozwoliła nam w tym spotkaniu na wiele. Chłopcy pokazali się z dobrej strony. Wystąpili w turnieju finałowym w pełnym spotkaniu. Mam nadzieję, że doświadczenie z tego meczu zaprocentuje w przyszłości. Co prawda przegraliśmy pierwszy raz od sześciu miesięcy, jednak uważałem ten manewr za dobry ruch.

W półfinale trafiliście na Trefl Gdańsk – zespół, który jak się okazało później, wywalczył złote medale. Wygraliście pierwszego seta. Co się później stało?

Po spotkaniu żartowałem sobie z trenerem Arturem Łozą, że jakbyśmy wygrali ten półfinał, to znaczyłoby, że zrobiliśmy złą selekcję do kadry U17, w której miałem zaszczyt pracować. W składzie rywali było sześciu kadrowiczów. Daliśmy z siebie wszystko, jednak przeciwnicy w tym dniu byli lepiej dysponowani. Udowodnili to również na przestrzeni całego sezonu. O ile w pierwszym secie zagraliśmy koncertowo. Dobra zagrywka, sześć punktowych bloków, to niestety nie udało się nam tego powtórzyć w dalszej części meczu. A i Trefl dołożył swoją bardzo dobrą grę.

W spotkaniu o trzecie miejsce ponownie rywalizowaliście z AKS Resovią Rzeszów. To było łatwiejsze spotkanie niż w grupie czy trudniejsze?

Myślę, że lepszym będzie określenie inne spotkanie. Resovia jest po pierwszej przegranej w sezonie. Cały turniej grali jednym zestawieniem, a piątego dnia może to robić różnicę. Uważam, że zadecydowała forma dnia, na którą złożyło się zmęczenie turniejem i umiejętność zresetowania psychiki po przegranym półfinale. Przez cały mecz powtarzałem chłopakom, że musimy bardziej chcieć niż przeciwnicy. Historia meczu to istny rollercoaster. W czwartym secie prowadzimy 23:19, brakuje nam dwóch punktów do medalu, a za chwilę jest remis 23:23. Mamy później trzy piłki meczowe, w tym jedną w górze, jednak mylimy się w ataku. Ostatecznie przegrywamy partię 30:32. I ponownie wszystko wraca do punktu wyjścia. Sam tie-break to walka punkt za punkt. Pierwsi piłkę meczową mają Resoviacy. Proszę o przerwę. Po czasie bardzo dobra zagrywka przeciwników, przebijamy piłkę na drugą stronę, rywale wykonują bezpośredni atak i Oskar Joszczuk blokuje piłkę przechodzącą. Wracamy z dalekiej podróży. Znów akcje punkt za punkt. Marsz po medal rozpoczynamy od obrony naszego środkowego i za chwilę bloku Krzyśka Barana. Mamy pierwszego meczbola w tie-breaku. Oskar Joszczuk wykonuje zagrywkę, po której dostajemy piłkę za darmo. Akcję kończy Dawid Banasiak i mamy wymarzony medal. Trafnie podsumował ten turniej nasz statystyk Franek Melaniuk. Jakbyśmy powygrywali mecze w trzech setach, to nikt by nie pamiętał, jak zdobyliśmy ten brąz.

We wcześniejszej części naszej rozmowy wspominał Pan o kadrze U17. Czy były to pewnego rodzaju szczególne mecze przeciwko trenerowi reprezentacji, któremu Pan asystował?

Jeżeli chodzi o mecze pomiędzy klubami, to myślę, że nie. Jednak chciałbym podkreślić, że poprzednie lata spędzone na zgrupowaniach reprezentacji, które zwieńczone zostały awansem i wyjazdem na Mistrzostwa Europy bardzo dużo mi dały. Oprócz tego, że bycie członkiem Reprezentacji Polski to niesamowita przygoda i ogromna nobilitacja, to wiele kwestii dotyczących selekcji, pomysłu na zespół, reakcji trenerskich zostały zaczerpnięte właśnie w czasie mojego pobytu na kadrze. Sztab kadry jest złożony z kilku specjalistów. Burze mózgów pomiędzy trenerami Łozą, Gajewskim, mną, trenerami przygotowania motorycznego, fizjoterapeutą, statystykiem starałem się w skompresowany sposób przenieść i wpleść do klubu, gdzie sztab jest adekwatnie mniejszy. Dziękując po meczu powiedziałem trenerowi Łozie, że duża część tego medalu to jego zasługa, bo wiele pomysłów „kadrowych” przetransferowałem do tej drużyny.

Kto zasługuje na wyróżnienie w tym sezonie?

Każdy kto zasłużył został wyróżniony medalem. Wiadomo, że Dawid Banasiak to nasz lider sportowy. Krzysiek Baran to dyrygent i lider mentalny, mecze w strefie medalowej grał z podkręconą kostką. Aleksander Flisikowski to według statystyk najlepszy środkowy imprezy. Olek w ferie zimowe zwichnął kciuka. Pierwsza diagnoza to koniec sezonu. Całe szczęście, że wierzył i pracował, by wrócić jak najszybciej do grania. Oskar Joszczuk bardzo równy sezon i magiczne dotknięcia w ważnych momentach. Dominik Bożejewicz to ostoja obrony. Hubert Grzymała to drugi punktujący w ekipie. Zmienił pozycję w trakcie sezonu, żebyśmy mogli być lepsi jako drużyna. Wiktor Raczyński od turnieju półfinałowego grał z ogromnym bólem pleców przez co nie mogliśmy w pełni wykorzystać go w ataku. Grał z zaciśniętymi zębami i nie myślał o zejściu z boiska. Każdy z pozostałych chłopaków zaakceptował role zadaniowców, co nie jest proste. Mimo, że pod względem fizycznym był to najmniej perspektywiczny zespół jaki prowadziłem, to osiągnąłem z nimi największy sukces. Nawet można to określić sukcesem niespodziewanym. Po turnieju kilku trenerów mi przypominało, jak mówiłem, że w tym sezonie nie nastawiamy się na sukcesy, bo z taką fizyką daleko zajechać nie możemy. Wychodzi na to, że się nie znam (śmiech).

Nie można zapominać o roli sztabu. Franek Melaniuk niezwykle wspierał w przygotowaniu materiałów o rywalach i danych o naszej grze. Krzysiek Wójcik był od „zadań specjalnych, niemożliwych do zrealizowania”. Michalina Bujnowska tradycyjnie zajęła się kwestią powrotów do jak najlepszej dyspozycji. Pomógł nam również przez chwilę Kacper Goździkiewicz.

Czy myśli już Trener o kolejnym sezonie? Medaliści Mistrzostw Polski zostają na Rogalińskiej w komplecie?

O przyszłym sezonie myślałem już w trakcie tego sezonu. W MOS Wola pracujemy w cyklu czteroletnim. Zaczynając pracę z grupą na poziomie młodszego kadeta pracujemy z nimi do końca wieku juniora. Z roku na rok grupy się zmieniają. Dochodzą najlepsi zawodnicy z młodszych roczników. Starsi z różnych względów kończą przygodę z siatkówką.

Nie wszyscy medaliści zostają. Franek Melaniuk przenosi się do I ligi kobiet i jeden z zawodników zmienia klub ze względów logistycznych. Pozostali zostają. Przed finałami zgłaszali się do nas nowi zawodnicy, po finałach miałem również kilka zgłoszeń. W przyszłym sezonie będziemy drugim zespołem juniora. Oczywiście najlepsi przejdą do ekipy prowadzonej przez trenera Damiana Włocha i Szymona Szlendaka, gdzie nasi juniorzy będą mieli możliwość rywalizacji w II lidze seniorów, a ja z pozostałymi chłopakami będę trenował by osiągnąć jak najlepszy wynik jako druga drużyna i gdzieś w dalszej perspektywie szykować się do realizacji celów, które będziemy mogli osiągnąć za dwa lata.

Teraz czas na zasłużony odpoczynek?

Z tym odpoczynkiem trzeba trochę poczekać, bo po sezonie klubowym jest okienko dla kadr wojewódzkich i regionalnych. Jako trener główny regionu Wschód czeka mnie jeszcze jedna impreza w tym roku, Ogólnopolski Turniej Talentów w Olsztynie w dniach 2-4 czerwca.

A jak mam chwilę czasu wolnego to łapię za gitarę i doskonalę grę na tym instrumencie. Jednym z moich marzeń jest bycie członkiem zespołu, zagranie jakiegoś większego koncertu. Powoli realizuję również i takie marzenia. No i wreszcie będę miał czas dla rodziny, bo ostatnimi czasy rzadko byłem w domu. Za chwilę będę miał dla nich więcej czasu.

Dziękuję za rozmowę i jeszcze raz gratuluję tegorocznych sukcesów.

Fot. PZPS

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda