Legia pewnie wygrywa z Miedzią
W dzisiejszym spotkaniu 24. kolejki Lotto Ekstraklasy stołeczna Legia podejmowała na Stadionie Miejskim im. Marszałka Józefa Piłsudskiego przy ul. Łazienkowskiej 3 beniaminka - Miedź Legnica.
- Piłka nożna to sport dynamiczny i nieprzewidywalny, czasem jedna sytuacja może zadecydować o wyniku. Akceptuję krytykę, która na nas spadła. W piątek liczę na wsparcie naszych kibiców - powiedział na przedmeczowej konferencji prasowej Ricardo Sa Pinto, trener Legii. - To prawda, mamy problem w grze pod bramką przeciwnika, ponieważ strzeliliśmy tylko jednego gola w trzech meczach. W spotkaniach z Wisłą Płock czy Cracovią mieliśmy swoje szanse, jednak w ostatnim, przeciwko Lechowi nie stworzyliśmy groźnych okazji do strzelenia goli. Wciąż brakuje nam jednak zaledwie trzech goli, aby być najskuteczniejszą drużyną LOTTO Ekstraklasy, nie jest więc aż tak źle. Wiemy, że musimy nad tym pracować. Liczba podań ma znaczenie wyłącznie wtedy, kiedy idzie w parze z ich jakością. Liczby i statystyki nie zawsze oddają przebieg spotkania. My przykładowo wymieniliśmy więcej celnych podań, aniżeli rywale. Patrzymy na to w inny sposób. Dla mnie najważniejsza statystyka to liczba goli. Czasem wystarczy oddać jeden strzał, aby zdobyć bramkę, czasem trzeba oddać ich więcej. Lech stworzył sobie jedną okazję z gry, ale strzał Kamila Jóźwiaka odbił Radosław Majecki. Pozostałe ich szanse były po stałych fragmentach - dodał szkoleniowiec "Wojskowych".
Znakomicie mecz rozpoczęli gospodarze. Już w trzeciej minucie Łukasza Sapelę mógł pokonać Carlitos, jednak strzał głową Hiszpana był minimalnie niecelny. Kolejną groźną akcję legioniści mieli w 13 minucie. Po faulu na Dominiku Nagy po lewej stronie boiska, piłkę z boku pola karnego ustawił Andre Martins, któremu nie wiele zabrało by pokonać bramkarza gości bezpośrednio z rzutu wolnego. Kibice Legii na pierwszą bramkę czekali do 22 minuty, kiedy to po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłka trafiła pod nogi Carlitosa, a ten nie miał problemów z umieszczeniem jej w siatce. "Wojskowi" przeważali w tym spotkaniu, ale do końca pierwszej połowy nie udało się podwyższyć wyniku.
Drugie czterdzieści pięć minut wyglądało podobnie jak pierwsze trzy kwadranse. Legia dominowała, Miedź próbowała gry z kontry. W 52 minucie doszło do groźnego starcia, w wyniku którego z boiska musiał zejść kontuzjowany Sebastian Szymański. Dziesięć minut później Legia prowadziła już 2:0. Pięknym uderzeniem popisał się Iuri Medeiros nie dając szans na udaną interwencję golkiperowi Miedzi. W 82 minucie mogło być już 3:0. Do znakomite dogrania Carlitosa wzdłuż pola karnego nie doszedł Michał Kucharczyk. Zabrakło centymetrów by popularny "Kuchy King" skierował piłkę do pustej bramki. Ostatecznie warszawianie wygrali spotkanie 2:0 i zainkasowali trzy punkty.
Legia Warszawa - Miedź Legnica 2:0 (1:0)
Bramki: Carlitos (22), Iuri Medeiros (62)
Składy:
Legia Warszawa: Radosław Majecki, Marko Vesović, Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Luis Rocha, Iuri Medeiros (70 - Michał Kucharczyk), Cafu, Andre Martins (77 - Domagoj Antolić), Sebastian Szymański (52 - Kasper Hamalainen), Dominik Nagy, Carlitos.
Miedź Legnica: Łukasz Sapela, Aleksandar Miljković, Bożo Musa, Grzegorz Bartczak, Paweł Zieliński, Borja Fernandez, Omar Santana (74 - Fabian Piasecki), Juan Camara, Joan Angel Roman (45 - Henrik Ojamaa), Petteri Forsell (83 - Łukasz Garguła), Mateusz Szczepaniak.
- Myślę, że zagraliśmy dobry mecz. Stworzyliśmy szybko wiele sytuacji strzeleckich. Wprowadzając odrobinę spokoju jesteśmy w stanie podejmować lepsze decyzje. Mogę dziś wypowiadać się o swoim zespole w samych superlatywach - powiedział po meczu Ricardo Sa Pinto. - Wynik byłby bardziej okazały, gdybyśmy podejmowali lepsze decyzje w polu karnym rywala. Miedź przez większość spotkania nie miała okazji strzeleckich. Mamy teraz dokładnie tyle samo punktów, ile w poprzednim sezonie na tym samym etapie. Celem było zdobycie trzech punktów i to udało się. Mam nadzieję, że ta wygrana pozwoli moim podopiecznym wrócić na właściwe tory - dodał trener Legii.
Szkoleniowiec "Wojskowych" odniósł się także do głośnego wywiadu, który ukazał się w "Przeglądzie Sportowym" z Krzysztofem Mączyńskim, obecnie graczem Śląska Wrocław, dla którego Sa Pinto nie znalazł miejsca w składzie stołecznej drużyny. - Wyjaśniłem sytuację dotyczącą Krzysztofa Mączyńskiego. Na tej konferencji uczynię to po raz ostatni. Po jego wywiadzie konieczne są wyjaśnienia kłamliwych słów, które wypowiedział. Po pierwsze – to nie był wolny dzień. Po drugie – drużyna ma harmonogram, który potrafię zmieniać w zależności od potrzeb drużyny. Nie było tak, że natychmiastowo kazałem mu przyjechać do klubu. Powiedziałem, że będę na miejscu przez najbliższych kilku godzin. Przecież to normalna sytuacja. Gdy prezes chce rozmawiać ze mną, stawiam się na jego wezwanie. Pojawiały się również głosy o braku szacunku do zasłużonych osób. Proszę porozmawiać z nimi i zapytać się o nasze stosunki. W kwestii tego, że nie chciałem płacić za obiad – co mam powiedzieć? Śmieję się, aby nie płakać. Zrobiono ze mnie złego człowieka. Ja wraz ze swoim sztabem zaproponowaliśmy, że zapłacimy ale zawodnicy uparli się, że zrobią to oni. My zapłaciliśmy za kolejną kolację. Właśnie tak jest w rodzinie. Raz płacimy my, raz płacą oni. Punkt czwarty dotyczy zarzutu ściągania zawodników od mojego agenta. Przecież nad transferami czuwają również prezes oraz dyrektor sportowy. Oni wiedzą, że nie był to ten sam agent. To bardzo poważne zarzuty. Jeśli poziom sportowy jest odpowiedni, nie mam z tym problemu. Jestem zażenowany jego postawą. Mycie moich butów przez kitmanów? Na początku mojej pracy w Legii zapytałem ich o to, a ci zgodzili się nie widząc w tym problemu. W moim kraju i klubach, których pracowałem wcześniej tak właśnie robiono. Tutaj kitmani również nie widzą w tym kłopotu. W sztabie szkoleniowym są ludzie, którzy się tym zajmują. Gdyby się nie zgodzili, nie miałbym z tym problemu.
Fot. Jacek Prondzynski/legia.com