Pierścieniowy charakter nowoczesności
O strukturze urbanistycznej współczesnego miasta i założeniach pierścieniowych, które ją wyznaczają rozmawiamy z Łukaszem Bugalskim, autorem książki „Planty, promenady, ringi. Śródmiejskie założenia pierścieniowe Gdańska, Poznania, Wrocławia i Krakowa” wydanej przez Fundację Terytoria Książki (dystrybuowanej przez wydawnictwo słowo/obraz terytoria).
Co to są założenia pierścieniowe i dlaczego są interesujące?
Założenia pierścieniowe to charakterystyczne zespoły urbanistyczne wytyczone w formie obwodowej na miejscu dawnych murów miejskich lub fortyfikacji ziemnych miast historycznych. Z zasady wykształcone one zostały w ramach ich defortyfikacji, kiedy to dotychczas funkcjonujące systemy obronne straciły swoje znaczenie militarne. Proces ten nastąpił głównie w trakcie tzw. długiego XIX wieku – w Polsce trwał on od zaborów do pierwszej wojny światowej – i jest pewnym charakterystycznym elementem obecnym w strukturze urbanistycznej wielu miast europejskich.
Pisze Pan w książce, że założenia pierścieniowe nadają miastu pewną strukturę, służą zarządzaniu ruchem w obrębie miasta. To jest ich główna funkcja, czy raczej są pewną urbanistyczną ciekawostką?
Założenia pierścieniowe to przede wszystkim część większego systemu przestrzeni publicznych miasta. Z jednej strony są ważnym elementem struktury urbanistycznej, stanowią rdzeń miasta, ale z drugiej strony zdarzyło się to niejako post factum. Ukształtowane zostały na granicy miast historycznych, które narosły w swoich średniowiecznych czy nowożytnych granicach w ciągu kilkuset lat. Wewnątrz tych miast brakowało miejsca a obszar założeń pierścieniowych pozwalał na to, żeby miasto uzyskało duży fragment pod nowe inwestycje. Dlatego też założenia pierścieniowe zostały zaprojektowane jako wysokiej jakości przestrzeń publiczna – tytułowe planty, promenady i ringi. Na miejscu dawnych fortyfikacji miejskich wytyczone zostały aleje, parki, place, powstały teatry, muzea – gmachy użyteczności publicznej czy najznakomitsze kamienice mieszczańskie. W tym miejscu znalazło się miejsce na wszystko to, czego brakowało dotychczas w gęsto zabudowanym mieście historycznym. W konsekwencji czego jest to bardzo ważny obszar dla miasta jako przestrzeń publiczna i symboliczna – jako punkt przejścia między miastem zamkniętym a miastem otwartym. Niestety w latach 60., 70. XX wieku okazało się, że te obszary, mając obwodowy charakter, idealnie nadają się jako część systemu komunikacyjnego, na którym można wyznaczyć główne arterie przelotowe miasta. Arterie te w końcu zdominowały dotychczasową reprezentacyjną funkcję tej przestrzeni. W efekcie czego pozostaje dla nas raczej niezauważalna – chyba że mówimy o wyjątkowych, ikonicznych przypadkach, takich jak krakowskie Planty.
Defortyfikacja i tworzenie w miejscu murów przestrzeni publicznej było przejściem od średniowiecznego miasta zamkniętego do miasta otwartego. Czy powstawanie ringów, plant, promenad to moment, w którym polskie miasta stają się nowoczesne?
Przede wszystkim trzeba zauważyć, że moment tego przejścia był jednocześnie momentem kształtowania się nowoczesnej urbanistyki. Dla każdego z miast europejskich był to moment, w którym one wchodziły w nowoczesność – czas industrializacji, gwałtownego wzrostu liczby mieszkańców. W mieście zamkniętym mieszkało kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy mieszkańców, w mieście otwartym mamy już do czynienia z setkami tysięcy, a później milionami ludzi. To dotyczy również miast polskich. U nas wydarzyło się to dość późno, ponieważ polskie miasta były w dużej mierze zacofane w stosunku do miast Europy zachodniej. U nas rozwinął się model ekonomii agrarnej oparty na ziemiaństwie. Dodatkowo nasze miasta wylądowały na granicznych obszarach zaborców stając się w dużej mierze miastami-twierdzami, strzegącymi granic państw zaborczych. Dlatego też nie rozwijały się tak szybko i sam proces defortyfikacji nastąpić miał u nas dużo później.
W Warszawie, jak rozumiem, defortyfikacja nie nastąpiła i wokół Starego Miasta ciężko wytyczyć taki ring czy promenadę. Czy to źle?
Zdecydowanie fortyfikacje Warszawy zostały zniwelowane lub wchłonięte przez sturkturę urbanistyczną miasta. Proces defortyfikacji nie zawsze miał prowadzić do wykształcenia się wyraźnego zespołu, jakim są założenia pierścieniowe. Czasami mury miejskie zostawały po prostu zabudowane, dzięki czemu powstawała na ich miejscu wąska uliczka otaczająca zespół staromiejski. Takim przypadkiem jest właśnie warszawska Starówka. Do drugiej wojny światowej nie miała ona wyraźnej granicy w strukturze urbanistycznej.
Jednakże już przed wojną konserwatorzy warszawscy, w tym Jan Zachwatowicz – późniejszy Generalny Konserwator Zabytków i twórca powojennej doktryny tzw. polskiej szkoły konserwatorskiej – podjął pierwsze próby odsłonięcia murów miejskich. Stanowiły one ważny, historyczny element Warszawy. Wiązało się to nawet z wielkim świętem oddania do użytku tak odsłoniętego i częściowo zrekonstruowanego fragmentu tych murów w 1938 roku. W uroczystości wzięli udział najważniejsi dygnitarze państwowi. To było preludium do tego, co miało się dziać ze Starym Miastem po II wojnie światowej – wszyscy wiemy w jaki sposób odbudowano warszawską starówkę. Co ciekawe, jak podkreślał Zachwatowicz, rekonstrukcja gotyckich murów w Warszawie stała w kontrze do zrealizowanej ponad sto lat wcześniej niwelacji murów w Krakowie, która pozwoliła wytyczyć tamtejsze Planty.
Stworzona przez Zachwatowicza doktryna konserwatorska, wyrosła z potrzeby sprzeciwu wobec zniszczeń dokonanych przez hitlerowskie Niemcy. Jej warszawski – modelowy – przykład, który zostaje wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO w 1980 roku, paradoksalnie stał się też podstawą do odbudowy miast na Ziemiach Odzyskanych, które miały przecież też historycznie – w większym lub mniejszym stopniu – korzenie niemieckie. Dzięki temu kultura miejska na Ziemiach Odzyskanych zostaje w jakimś stopniu zachowana. I tam też w ramach działalności polskiej szkoły konserwatorskie dochodzi do kreacji nowych, wyjątkowych na skalę europejską założeń pierścieniowych, jak na przykład planty w Gdańsku.
Pisze Pan w książce, że temat założeń pierścieniowych jest trochę porzucony i przed Panem nie był obiektem badań porównawczych. A jednocześnie, że są to powszechnie znane zespoły urbanistyczne, jak te krakowskie Planty. Dlaczego jest tak, że ten ważny element urbanistyczny został trochę zapomniany?
Trzeba tu wskazać kilka powodów. Zasadą jest, że w pracach naukowych prowadzi się w pierwszej kolejności badania podstawowe, które skupiają się na studium wybranego przypadku. Nie ma tu jeszcze miejsca na wspomnianą porównawczość. Skupiamy się na jednym przypadku i często mylnie wydaje nam się, że jest on wyjątkowy. Podczas gdy zderzając go z innymi przypadkami możemy zobaczyć, jak konkretne decyzje przestrzenne wpisują się w różne nurty urbanistyki. Ponadto, w większości opracowań historycznych dotyczących urbanistyki można dostrzec pewną wyrwę między rozpoczęciem industrializacji miast a współczesnością. Ten moment przejścia, wykształcenia się nowej myśli urbanistycznej, nie jest opisany w sposób zadowalający. Istnieją oczywiście książki przedstawiające tło, na którym te zjawiska zachodzą, ale w pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że tak jak zajmujemy się studiami przypadków lokalnie, tak samo opisujemy historię urbanistyki przez pryzmat największych miast, jak Londyn, Paryż, Londyn, Rzym, Madryt, Berlin czy Wiedeń. Miast, które przewodziły w tych zmianach, ale które też wyraźnie odstają od reszty miast kontynentu. Spojrzenie na ten sam proces z innej perspektywy, z perspektywy przeciętnego miasta, w którym nowoczesna urbanistyka przychodzi właśnie z jego defortyfikacją, kreacją nowego zespołu na granicy miasta historycznego, kreacją założenia pierścieniowego, jest czymś fascynującym, a zarazem niezbyt szeroko dotychczas opisanym.
Jak Pan ocenia dzisiejszy stan założeń pierścieniowych w Polsce?
Założenia pierścieniowe stoją przed ważnym punktem swojej historii. W latach 60. i 70., Jak już wspomniałem w latach 60. i 70. następują kluczowe zmiany w sposobie myślenia o mieście. Założenia pierścieniowe zostają wchłonięte przez dynamicznie rozwijający się system komunikacyjny nastawiony głównie na rozwój ruchu samochodowego. Aktualnie ten paradygmat dotyczący model mobilności się zmienia. Jest to zmiana, która trwa już od kilkudziesięciu lat. Choć w Polsce to się dzieje dopiero teraz. Ta zmiana – nazywam ją „kopenhagizacją”, czyli bardziej zrównoważone podejście do transportu, poprawa jakości przestrzeni publicznych, wprowadzenie do miast zieleni etc. – sprawia, że równowaga na obszarze założeń pierścieniowych powoli zaczyna wracać. Widać pierwsze objawy tego, że ta zmiana się niedługo wydarzy. Jest to ważny moment, bo musimy świadomie dokonać tej zmiany, nie tylko patrząc na współczesne potrzeby mieszkańców, które są oczywiście najważniejsze, ale też mając na uwadze pewną charakterystykę przeszłości i dziedzictwo kulturowe zapisane w strukturze urbanistycznej. Żeby decyzje, które podejmujemy, podejmować z zachowaniem świadomości o historii danego miejsca, jego symbolice, przejściowej czy granicznej formie danego obszaru i pewnych nawarstwieniach na jego obszarze, które już same w sobie stanowią wartość.
Fot. mat. pras.