To może być pierwszy taki sezon w historii
Zakończył się sezon zasadniczy siatkarskiej II ligi mężczyzn. Rozgrywki podsumował Krzysztof Wójcik, trener drużyny MOS Wola Tramwaje Warszawskie w rozmowie z redaktorem Marcinem Kalickim.
Marcin Kalicki: To był dziwny i trudny sezon, który zaczęliście dopiero od trzeciej kolejki...
Krzysztof Wójcik: Start rozgrywek trochę nam się opóźnił. Nie graliśmy dwóch pierwszych kolejek, a myśleliśmy też o przełożeniu trzeciej ze względu na pobyt Bartka Gomułki w kadrze. Zaczęliśmy więc grać z zespołami, które były już w rytmie meczowym.
M.K.: Kilka spotkań odwołanych trzeba było nadrabiać w tygodniu. Było zatem mało czasu na regenerację...
K.W.: Mieliśmy taki okres, że sporo graliśmy środa – sobota. Było to coś nowego i na pewno trudnego. Mniej czasu na odpoczynek i mniej na trening robi swoje, ale też nie było tak, że tylko nasze mecze były przekładane. Inni też odrabiali zaległości.
M.K.: W tym roku lepiej wam szło w meczach wyjazdowych niż u siebie. Co się stało, że hala przy ul. Rogalińskiej nie była waszym sprzymierzeńcem?
K.W.: Nie wiem. To jest zagadka tego sezonu. Nie sprawdzałem tego dokładnie, ale to może być pierwszy taki sezon w historii, gdzie więcej wygraliśmy na wyjeździe niż u siebie.
M.K.: Bez publiczności gra się łatwiej czy trudniej?
K.W.: Na pewno trudniej, to może być jedna z przyczyn takich rezultatów u siebie. Jednak jak przychodzą znajomi, rodzina, kibice jest atmosfera do grania i robi się trochę łatwiej. Pamiętam, że na Rogalińskiej na tych najważniejszych meczach było na prawdę głośno. Może w takiej atmosferze byśmy je przechylili na swoją korzyść.
M.K.: Do awansu do fazy play-off zabrakło niewiele - cztery punkty. Były spotkania, po których żałowałeś straconej szansy?
K.W.: Tak, to widać od razu, gdzie przegraliśmy play-offy. W meczach u siebie z trzema najsłabszymi drużynami w lidze zdobyliśmy jeden punkt na dziewięć możliwych. Przed sezonem można było zakładać dziewięć, może osiem punktów, jednak boisko weryfikuje i byli w tych meczach od nas lepsi.
M.K.: W tym roku skład drużyny stanowili zawodnicy dobrze znani kibicom MOS-u wsparci mistrzami Polski juniorów...
K.W.: Budowaliśmy ten skład z myślą o rozgrywkach juniorskich i szanse gry dostawali nasi juniorzy, którzy teraz walczą w Mistrzostwach Polski. W kilku spotkaniach pokazywali bardzo dobry poziom.
M.K.: To był wyjątkowy sezon dla dwóch zawodników. Brian Malangiewicz i Grzegorz Pacholczak zagrali swoje setne mecze w barwach MOS-u, jako pierwsi w historii. To zawodnicy, od których zaczynasz układać zespół?
K.W.: Na pewno ta dwójka to ogrom doświadczenia i jakości, którą dają zespołowi. Liczba spotkań, które zagrali tez robi wrażenie. Jeszcze nie rozmawialiśmy o następnym sezonie. Musimy najpierw ustalić w klubie jaką przyjmujemy strategię i jak chcemy potraktować II ligę w kolejnym sezonie.
M.K.: Szóste miejsce to to na co liczyłeś przed sezonem?
K.W.: To było takie zderzenie oczekiwań z rzeczywistością. Dwa zespoły były poza zasięgiem, choć z Grodziskiem mieliśmy piłkę meczową. Z całą resztą wygraliśmy po jednym meczu, zabrakło właśnie tego potwierdzenia w kilku spotkaniach i zapunktowania ponownie. Liczyliśmy może na więcej, ale granie juniorami ma swoje konsekwencje. Do tego doszedł uraz Bartka Gomułki i wyszło szóste miejsce, czyli utrzymanie.
M.K.: Kto pożegna się z drużyną latem?
K.W.: Myślę, ze jeszcze jest za wcześnie w naszym wypadku na takie deklaracje. Liga jeszcze gra, zespoły drugoligowe jeszcze nie myślą o nowym sezonie. Mam nadzieje, że ktoś z tych chłopaków dostanie oferty i spróbuje swoich sił w wyższej lidze.
M.K.: Dziękuję za rozmowę.