mobile
REKLAMA

Życie składa się w 10% z tego co nam się „przytrafia” i z 90% jak na to reagujemy

Swoją przygodę z rugby zaczęła w wieku 27 lat. Trzy i pół roku później została wicemistrzynią Europy. O karierze, kontuzjach, reprezentacji Polski i wicemistrzostwie kraju z Karoliną Glinką, zawodniczką Legii Warszawa rozmawia redaktor Marcin Kalicki. 

Marcin Kalicki
Życie składa się w 10% z tego co nam się „przytrafia” i z 90% jak na to reagujemy

Marcin Kalicki: Zakończyłaś sezon z Legią ze srebrnym medalem Mistrzostw Polski. Ten smakuje jakoś inaczej niż krążki z ubiegłych lat?

Karolina Glinka: Ostatni sezon był dla całej drużyny słodko-gorzki, bo nie zrealizowaliśmy planu minimum, który sobie zakładaliśmy. Przyczyniło się do tego dużo osłabień, które nas spotkały. Przytrafiło się niestety wiele kontuzji czołowych zawodniczek, a także niedyspozycja naszej pani kapitan Tamary (tu akurat z bardzo radosnego powodu jakim była ciąża i narodziny dzieciątka). Natomiast mimo wielkiego pecha wiszącego nad naszą drużyną nadal grałyśmy dobre spotkania i dzielnie stawiałyśmy opór drużynie z Gdańska.

Za Tobą trudny okres. Po znakomitych przygotowaniach i dobrej grze znalazłaś uznanie w oczach selekcjonera reprezentacji Polski i gdy już otrzymałaś powołanie i miałaś jechać z kadrą na zgrupowanie do Kenii...

Szczerze? Wiadomość o powołaniu w styczniu była bardzo niespodziewana. Przez ostatnie dwa lata w wielu momentach prezentowałam znacznie wyższą formę sportową i wtedy nie dostawałam swojej szansy, więc było to miłe zaskoczenie. Na zgrupowaniu w styczniu czułam się dobrze, w końcu mogłam zobaczyć, jak to wygląda od wewnątrz. Na ostatnim treningu grałyśmy  w full kontacie i podczas szarży na lewą kostkę upadła mi jedna z koleżanek. Od razu miałam przeczucie, że nie jest najlepiej. Natomiast później stanęłam na tą nogę i udawało mi się w miarę normalnie przemieszczać. Na tym samym zgrupowaniu w chwili jego zakończenia dostałam powołanie do Kenii i czułam jakby to wszystko mi się śniło, bo to na co pracowałam tyle czasu w końcu miało się zacząć. Byłam przeszczęśliwa i wzruszona, ale cały czas z tyłu głowy miałam uraz tej kostki. Radość niestety nie trwała zbyt długo ponieważ następnego dnia już nie mogłam chodzić. Wizyta u lekarza potwierdziła zerwanie więzadła i uszkodzenie więzozrostu. Miałam nadzieję na szybką rekonwalescencję, ale niestety nie był to szybki powrót. Później były komplikacje związane ze zrostami i ograniczenie ruchomości w stawie, co całkowicie uniemożliwiało bieganie i powrót do treningów.  Na szczęście później po mało inwazyjnym zabiegu pod USG udało się zerwać zrosty. Kilka dni po zabiegu udało się wrócić do treningów. Także po tygodniu treningów zagrałam w pierwszym turnieju tej ostatniej rundy.

Co wtedy czułaś?

Co czułam? Najpierw żal, że dopiero co dostałam szansę i równie szybko jak ją dostałam tak samo szybko ją straciłam. Natomiast ten sport, jak i urazy które są wpisane częściowo w ryzyko jego uprawiania nauczyły mnie jednej rzeczy… Życie składa się w 10% z tego co nam się „przytrafia” i z 90% jak na to reagujemy. Nauczyłam się reagować na chłodno. Planując etapy powrotu, realizując krok za krokiem proces by wrócić na boisko. Ja jestem taką osobą, że jak coś złego się dzieje to staram się czytać, zgłębiać temat, żeby wiedzieć jak najwięcej i najbardziej optymalnie ułożyć cały plan działania. Tak było i tym razem.

A sportowa niemoc zmobilizowała Cię jeszcze bardziej?

Czy zmobilizowała bardziej? Nie wiem, czy da się bardziej. Ja nie wiem ile osób zdaje sobie sprawę z tego tak naprawdę, ale ja podporządkowałam całe swoje życie pod rugby. Gdy przyszłam na trening naborowy do Legii to nawet nie mieszkałam w Warszawie. Jak zdecydowałam, że chce trenować rugby to w dwa tygodnie spakowałam walizki i przeprowadziłam się do stolicy.  Wtedy jeszcze trenowałam trójbój siłowy i przygotowywałam się do startu w Pucharze Polski. Zrezygnowałam po zdobyciu medalu na tych zawodach, bo wiedziałam już, że chcę w pełni zaangażować się w rugby. A naprawdę nie da się pracować na etacie i trenować prawie zawodowo dwóch sportów, a na pewno nie da się tego robić dobrze. Mnie z kolei „średnio” nigdy nie interesowało. Przyjęłam też pracę, która była trochę poniżej moich kwalifikacji – miała być środkiem do celu, żeby móc skupić się na sporcie. Moim marzeniem od zawsze było reprezentować kraj na arenie międzynarodowej, założyć koszulkę z orzełkiem na piersi i na sportowo „służyć ojczyźnie”. Trenując tyle razy w tygodniu cierpią też relacje z rodziną i znajomymi. Ja od samego początku miałam przed oczami cel. Byłam gotowa na wiele poświęceń. Ani zerwany ACL i operacja kolana,  ani pęknięty nadgarstek, ani pęknięty piszczel, ani zerwany częściowo przywodziciel, ani rozwalony bark czy oba uszkodzone stawy skokowe nie zatrzymały mnie w drodze do celu. Spowalniały, utrudniały, momentami byłam bliska rezygnacji. Trenowałam w bardzo długich okresach czasu z dużym bólem i to chyba były najtrudniejsze chwile. Gdy te urazy się kumulowały to naprawdę psychika już płatała figle. Ale wtedy zawsze działała jedna rzecz…

Jaka?

Ludzie mogą mówić, że mam pecha. A ja powiem: Przez tego pecha zrozumiałam jak wielkie mam szczęście. Szczęście do otaczania się odpowiednimi ludźmi. Najpiękniejszą rzeczą, którą możesz usłyszeć w chwili kryzysu jest: „Dasz radę, nie z takimi rzeczami już dawałaś’ lub „Raz to już zrobiłaś, przeszłaś ten proces – dasz rade i drugi” albo „Ty nie możesz zrezygnować, nie Ty”. Także zmotywowana i zmobilizowana byłam od zawsze.

Jak mówi polskie przysłowie "co się odwlecze, to nie uciecze". Zadebiutowałaś w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Europy w Hamburgu. I to w jakim stylu. Wygrałyście turniej i sięgnęłyście po puchar i medale. Spełniło się Twoje marzenie?

Czy było to jedno z najpiękniejszych przeżyć w moim życiu? Tak.  Czy mogłam sobie wymarzyć swój debiut i wyjście na boisko na poważniejszej imprezie? Na pewno nie. Ja naprawdę wychodziłam na te boisko tylko na chwilkę, ale tych emocji nie zapomnę nigdy. Tak samo jak odśpiewanego hymnu przed finałem z Wielką Brytanią. Ale czy spełniło się moje marzenie? Jeszcze nie, myślę że to był pierwszy krok, żeby zacząć je spełniać. Marzeniem samym w sobie nie było założenie tej koszulki. Chciałabym brać czynny udział, robić różnicę na boisku i dokładać swoją cegiełkę do sukcesów reprezentacji. Myślę, że żeby tak się stało trzeba pracować jeszcze ciężej, więcej się ogrywać – liczę, że w nadchodzącym czasie dostanę taką szansę. Ciężkiej pracy nigdy się nie bałam, a wyzwania kocham – jeżeli tylko będę miała możliwość to na pewno ją wykorzystam.

To jaki cel teraz stawiasz przed sobą?

Och. Mam małe i duże cele na przyszłość, ale właśnie te małe cele będą miały wpływ na te duże. Najważniejszą rzeczą, na której będę się skupiać w nadchodzącym czasie to poprawienie szarży i samego timingu w obronie. Bardzo dużo pracuję też nad innymi elementami i tą pracę będę kontynuować. No i muszę pamiętać, żeby znajdować czas na „dokończenie” rehabilitacji kostki, którą podkręciłam na ostatnim treningu w Hamburgu przed Mistrzostwami Europy. A naprawdę nic nie daje takiej możliwości rozwoju, jak sprawne ciało.

Zostajesz w Legii na kolejny sezon?

A to ciekawe pytanie. Nie wiem, czemu miałabym w niej nie zostać? Ten klub wiele mi dał, na pewno stoi częściowo za tym w jakim miejscu się teraz znalazłam. Jeżeli chodzi o relacje z ludźmi to ja jestem bardzo „stała w uczuciach”. Nie planuję zmiany klubu. Chociaż taki fun fact to na stan mojej wiedzy – jestem 30-letnią zawodniczką, a rynkowo w Polsce jestem warta równo 0 PLN – także gdyby tak się zadziało to mój transfer byłby darmowy.

Jakie są plusy uprawiania rugby?

Hmmm…zalet jest całe mnóstwo. Myślę, że trzeba zacząć od tego, że rugby jest w stanie rozwinąć każdego atletę bardzo wszechstronnie. Uprawiając ten sport trzeba pracować nad wieloma zdolnościami takimi jak: szybkość, siła, wytrzymałość i zwinność. Na pewno też jest to dyscyplina, która gromadzi wokół siebie wiele wspaniałych osób. Można być wręcz przekonanym, że jak ktoś jest z tego środowiska i uprawia rugby to na pewno w życiu kieruje się wartościami, które w swoim DNA ma ten sport. Są to tak zwane „Core Values of Rugby”. Szacunek, dyscyplina, uczciwość, pasja, solidarność i kontrola – to jest lista, która powinna być drogowskazem każdego zawodnika. Myślę, że na pewno kolejnym plusem jest możliwość „sprawdzenia się”, swoich granic, swoich możliwości, a także tego czy wykonywana praca przynosi odpowiednie rezultaty.

A minusy?

Wadami na pewno jest kompletny brak czasu. To bardzo wymagający sport, trzeba pracować nad wieloma aspektami, a to pochłania wiele czasu. Łączenie tego z etatem czy studiami to naprawdę nie lada wyzwanie, ale też nie jest niemożliwe. Myślę, że duża część znajomych i rodziny zapomina jak wyglądam, gdy są przygotowania do sezonu czy nawet sam sezon. Drugim negatywnym czynnikiem na pewno jest urazowość tego sportu. Myślę, że każda osoba, która wchodzi do tego sportu powinna sobie przyjąć ten element jako część gry, bo niestety to się będzie zdarzało. Natomiast tu dobra wiadomość jest taka, że z każdej kontuzji da się wyjść, trzeba włożyć tylko odpowiednio dużo pracy i zachować chłodną głowę.

Co byś powiedziała młodym dziewczynom rozpoczynającym sportową przygodę z rugby?

Młodym dziewczynom i w sumie nie tylko młodym, bo ja swoją przygodę zaczęłam w wieku 27 lat, chciałabym powiedzieć coś bez owijania w bawełnę, kawa na ławę. Często mówi się, że rugby to „sport dla każdego”. W kontekście tego, że osoby o różnych rozmiarach i zdolnościach znajdą w nim dla siebie miejsce. Ja jednak trochę zmodyfikowałabym to stwierdzenie. Dla mnie rugby to sport dla każdego, kto jest zdeterminowany. Dla każdego, kto jest gotowy na to, że może bywać ciężko zarówno  psychicznie, jak i fizycznie. Dla każdego, kto jest gotowy na to, że czasami będzie musiał się cofnąć, żeby móc iść dalej. To sport, który potrafi złamać, ale też zbudować bardzo silną psychikę. Dla mnie to najtrudniejsza dyscyplina, jaką uprawiałam, ale też taka, która dała mi najwięcej satysfakcji. Kontuzje nie pytają o pozwolenie – przychodzą znienacka. Nigdy człowiek nie jest na to gotowy. Rugby to także treningi niezależnie od pogody: w chłodzie, w deszczu, w trzydziestostopniowym upale, czasami również w bólu. Nikt nie powinien oczekiwać, że trenowanie tego sportu będzie jak „wyprawa po bułki do sklepu”. Rugby jest dla ludzi cierpliwych. Dla tych, którzy są gotowi na trudne chwile i którzy – po tych trudnych chwilach – nadal znajdą w sobie siłę, żeby kontynuować swoją przygodę. Natomiast jeśli ktoś już zdecyduje się na uprawianie tej dyscypliny i zaangażuje się na 100%, odnajdzie nie tylko ogrom sportowej satysfakcji i adrenaliny, ale także bardzo wartościowych ludzi wokół. A to jest bezcenne.

Dziękuję za rozmowę.

Fot. Krystian Jaworski

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda