mobile
REKLAMA

Czy to jest w ogóle sztuka

Z Anatolem Karoniem, malarzem, rzeźbiarzem, historykiem sztuki, przewodnikiem miejskim i pasjonatem astronautyki, nie tylko o sztuce rozmawiał Andrzej Sitko.

Czy to jest w ogóle sztuka

W Galerii Wyjście Awaryjne w lutym tego roku wystawiałeś swoje prace, rzeźby wykonane z jednej zapałki. Przyznaję, że osobiście czekałem na tę wystawę. Jak reagują ludzie, gdy widzą Twoje prace?

Na ogół bardzo sympatycznie. Na początku zainteresowanie budzi ich warstwa „ekwilibrystyczna”, ale kiedy zaczynają je oglądać, czytać tytuły, to że są one wykonane z jednej zapałki schodzi na dalszy plan. Wciąga ich narracja, to o czym te rzeźby opowiadają, nie tylko w sensie fabularnym ale też formalnym i filozoficznym. Bo określenie rozdłubanej zapałki, a więc śmiecia który zwykle ląduje w popielniczce, „szlachetnym” terminem rzeźby jest pewnego rodzaju prowokacją nasuwającą myśl o granicach sztuki. Kiedyś Wojciech Mann w programie MdM w którym miałem zaszczyt wystąpić zadał bardzo dobre pytanie: czy to jest w ogóle sztuka? Ja właśnie, swoimi rzeźbami, to pytanie stawiam. Ale odpowiedzieć na nie musi każdy oglądający osobiście.

Zapewne wielokrotnie odpowiadałeś na to pytanie, ale ja też je zadam: skąd czerpiesz pomysły?

Najogólniej mówiąc z tego wszystkiego co dookoła, oraz z tego co pod wpływem „tego co dookoła” dzieje się w środku, we mnie. Kiedyś w młodości odkryłem, że w książkach bardziej od ich fabuły interesuje mnie to co pod wpływem tej fabuły dzieje się w mojej głowie. Inspiracją może być wszystko. Zrobiłem wystawę „Projekt Sanktuarium” o życiu Jezusa, wystawę „Poezje” ilustrującą wiersze Marty Klubowicz, wystawę o podróży do Ziemi Świętej ale też „Czarodziejski ogród” gdzie inspiracją były rośliny, czy też wystawę „Karaluchy i inne robale”. Ostatnia wystawa jest o przysłowiach a następna będzie o sztuce.

Masz jakąś swoją ulubioną rzeźbę?

Ulubioną jest zazwyczaj każda rzeźba którą właśnie robię. Przynajmniej przez jakiś czas. Ale wiele z nich zostaje na dłużej. Eksplodujący Chopin – bo bardzo lubię jego muzykę, Zapałka rozerwana przez własną potencję – bo to taka rzeźba programowa, Martin Heidegger dźwigający pustkę – bo pustka to bardzo ważna rzecz, Tajemnica ZEN – bo to ciekawa forma przestrzenna, 7 centymetrów sześciennych powietrza – bo to nawiązanie do Marcela Duchampa, W siną dal – bo udało mi się wyrzeźbić całą ulicę, Echo – bo też mi się udało, Ostatnia Wieczerza – bo z jednej zapałki zdołałem wydobyć Jezusa, 12 apostołów i stół, Sprzedaj mnie wiatrowi – bo to taka ładna piosenka, Kobieta i mężczyzna – bo udało mi się oddać kobiecy i męski charakter, Zapałka Nerona – bo pokazuje potencję jaka tkwi w zapałce, Ucho Van Gogha – bo to wielki artysta, Żuraw w szuwarach – bo to ładna nazwa, a i forma wyszła całkiem niebrzydka… Moje dzieci miały też swoją ulubioną rzeźbę. Nazywała się „Piórko w dupkę i kukuryku”. Okazała się też ulubioną rzeźbą mojego psa, bo mi ją zjadł.

Jak długo trwa proces twórczy?

Od pół godziny do kilkunastu lat. A może i kilkudziesięciu. I nie ma w tym ani odrobiny przesady. Mam zaczętych parę tysięcy rzeźb, i niektóre czekają już bardzo długo na to żebym je skończył. Myślę że podobnie jest z poezją. Wiersz można napisać w parę minut, a czasem niedokończony, można skończyć po kilkudziesięciu latach.

Liczyłeś kiedyś ile już zrobiłeś rzeźb?

Stan na dzień dzisiejszy to 1211. Każda z nich jest sfotografowana i skatalogowana.

Odnoszę wrażenie, być może mylne, że ludzie znają Cię jako rzeźbiarza „od zapałek”. Ale jesteś również przewodnikiem miejskim. Pamiętam naszą „wyprawę rowerową” po Pradze.  Przyznaję, że wiedzę masz dużą na temat prawej strony miasta.

Mam nadzieję że nie tylko prawej (śmiech). Cóż… Jestem też malarzem, historykiem sztuki, nauczycielem rysunku, znam się trochę na Jazzie i na muzyce klasycznej, ale mam wrażenie że najwięcej wiem o astronautyce. W 1732 roku zostało założone w Anglii Towarzystwo Dilettanti. Powstało ono w celu zbierania starożytnych pamiątek i sponsorowania badań nad starożytnością ale skupiało ludzi ciekawych wszystkiego.
Myślę, że gdybym żył w tamtych czasach to chętnie bym się do niego zapisał.

Rzeźby i historia to nie jedyne pasje. Pamiętam z naszego ostatniego spotkania, że jest też cos związanego z powietrzem? Szybowce? Skoki spadochronowe?

O tak, latanie to moje marzenie. Oprócz samolotów pasażerskich latałem też An-2, Cesną i motoparalotnią. Na razie jako pasażer, ale myślę o zrobieniu licencji pilota. Niestety to droga rzecz, ale mam nadzieję, że uda mi się ją zdobyć wcześniej niż ojcu Bocheńskiemu, filozofowi i dominikaninowi który zrobił licencję pilota w wieku 70 lat. Samodzielnie latałem tylko na paralotni. Jeśli chodzi o skoki spadochronowe to na razie ćwiczyłem tylko w tunelu aerodynamicznym.

I jakie wrażenia?

Wspaniałe, fantastyczne, niesamowite.

Wiem, że również podróżujesz. I omijasz biura podróży, jadąc na własną rękę. W jaki sposób wybierasz cel podróży?

Interesuję się sztuką więc wybieram takie miejsca gdzie są ciekawe budowle, muzea, interesujące ruiny, obiekty dziedzictwa UNESCO. Uwielbiam zwiedzać i włóczyć się. Nie lubię za to siedzieć w jednym miejscu, opalać się czy tańczyć. Dlatego unikam plaż, kurortów i nocnych klubów. Właśnie wróciłem z Neapolu. Byłem tam drugi raz ale tym razem dłużej i zdążyłem zobaczyć Pompeje, Herkulanum, Paestum, muzeum archeologiczne i galerię Capodimonte  oraz wyspę Capri. No i sam Neapol jest zachwycający: pełen życia i swoistego uroku.

Bywa niebezpiecznie?

W kolejce jadącej do Pompejów jakaś ręka była już w połowie wyciągnięcia mojego portfela z kieszeni spodni. Na szczęście w porę się zorientowałem.

Najbardziej egzotyczne miejsce, które odwiedziłeś?

Takich miejsc jest „kilka”, na przykład:
-trzymałem na szyi węża na pełnym kolorów i zapachów rynku w Marrakeszu,
-pędziłem krętymi serpentynami wśród fioletowych, zielonych, czerwonych gór w drodze do doliny Dades i słynnej wioski Ajt Bin Haddu, która zagrała w wielu filmach historycznych, (Maroko)
-doświadczyłem mrozu -40 w surowej syberyjskiej tajdzę,
-spacerowałem uliczkami gwarnej Jerozolimy (Izrael),
-pływałem w Boże Narodzenie w morzu Czerwonym
-podziwiałem majestatyczność Petry, (Jordania)
-piłem herbatę goszczony w domu w górskiej wiosce Xinaliq, gdzie posługują się językiem chinalugijskim, używanym przez 1-3 tys. osób, językiem ustnym, nie pisanym, pierwszy podręcznik z którego dopiero powstaje,
-obserwowałem bulgotanie szarej masy w wulkanach błotnych pod Baku (Azerbejdżan)
-zwiedzałem skalne kościoły w Kapadocji a potem latałem nad nimi balonem (Turcja)

Zapraszając cię na obiad powinno się wiedzieć, że jesteś wegetarianinem. Ostatnio staje się to modne. Ciebie nie podejrzewam o kierowanie się modą, więc dlaczego?

Ja po prostu bardzo lubię zwierzęta, ale nie w znaczeniu kulinarnym. Gdy byłem mały, mama dała mi na obiad cielęcinę. Spytałem z jakiego zwierzęcia to jest mięso. Wiedziałem że wołowina jest z wołu, wieprzowina ze świni, a cielęcina?  A to z takiego małego cielaczka – odpowiedziała mama. I zaraz wyobraziłem sobie takiego przemiłego wesołego cielaczka pełnego radości i chęci życia, którego zabierają jego mamie i zażynają tylko po to żebym ja mógł go zjeść. Więcej cielęciny do ust nie wziąłem. Definitywnie odstawiłem mięso ok. 30 lat temu. Dopiero teraz, gdy pojawiła się moda na zdrowe jedzenie, można się cieszyć szeroką paletą dań wegetariańskich. Dawniej gdy prosiłem w restauracji o coś bezmięsnego to proponowali mi kurczaka albo ryby (uśmiech).

Dziękuję za rozmowę

 

Sprzedaj mnie wiatrowi

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda