mobile
REKLAMA

Inaczej wyglądał patriotyzm w 1944 roku, inaczej będzie wyglądał dziś

Z okazji 76. rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, o wojennych losach, patriotyźmie i stosunku do sierpniowych wydarzeń rozmawialiśmy z por. Januszem Maksymowiczem ps. "Janosz", Powstańcem Warszawskim, wiceprezesem ZKRPiBWP".

Nicole Rimpler
Inaczej wyglądał patriotyzm w 1944 roku, inaczej będzie wyglądał dziś

Informator Stolicy: Jak wyglądało życie Pana Porucznika przed wojną? Co się zmieniło i już nie wróci?

Urodziłem się na Nowym Bródnie, gdzie mieszkałem do 1934 r. Później wraz rodzicami i siostrą przeprowadziliśmy się na Stare Miasto, ul. Jezuicką 4. Ojciec pracował w Wydziale Szkolnictwa warszawskiego ratusza, matka zajmowała się domem. Miała w dowodzie wpisany zawód "przy mężu". Zapisało mi się w pamięci jak Polska żegnała marszałka Józefa Piłsudskiego, w 1935 r. Pamiętam kondukt żałobny, który wyruszył z katedry, a jako kilkuletni chłopiec stałem wtedy na Placu Zamkowym. Zaznaczam, że mam dwie daty urodzenia - w dowodzie osobistym figuruje rok 1930, zaś faktycznie urodziłem się trzy lata wcześniej, w 1927 r. Przyczyną odmłodzenia było zarządzenie z 1945 r. o konieczności rejestracji żołnierzy AK w UB. Chodziło o to żeby być niepełnoletnim. Każdy miał świadomość zagrożenia wynikającego z przynależności do AK. Wracając do wspomnień, niewiele mogę pamiętać szczegółów z czasów dwudziestolecia międzywojennego. Chodziłem do szkoły powszechnej i byłem zwyczajnym uczniem, interesowałem się uroczystościami państwowymi i brałem w nich udział jako widz. Na Rynku Starego Miasta organizowane były wystąpienia polityczne i artystyczne. Zawsze mnie tam ciągnęło. A co się zmieniło i już nie wróci? Odpowiedź jest prosta - młodość. Człowiek się zestarzał. To nie wróci.

Informator Stolicy: Gdyby posiadał Pan wiedzę jak potoczy się Powstanie, tak jak współczesne pokolenie, które o Powstaniu Warszawskim uczy się na lekcjach historii, to czy nadal chciałby Pan wziąć w nim udział?

Odpowiem niezwykle prosto - tak. Brak szacunku do życia ludzkiego, represje, nieposzanowanie godności człowieka - tego wszystkiego doświadczaliśmy podczas pięciu lat okupacji. Chcieliśmy choć przez chwilę być wolni. Byłem świadkiem takiego zdarzenia... Chodniki w dzielnicy Stare Miasto były wąskie. Jak szedł Niemiec, Polak musiał ustąpić miejsca. Widziałem jak pewien warszawiak tego nie uczynił i "pan tego świata", umundurowany SS-man wyciągnął broń i z tego powodu zastrzelił przechodnia. Nie oglądając się poszedł dalej. W związku z tym i innymi sytuacjami, których doświadczyłem, jest sprawą oczywistą, że w każdej możliwej sytuacji wziąłbym udział w zrywie przeciwko okupantowi.

Informator Stolicy: Czy żałuje Pan jakichkolwiek podjętych wtedy działań, decyzji? Jakby mógł Pan cofnąć czas, to czy byłoby coś co zrobiłby Pan inaczej, coś zmienił?

Nie żałuję żadnych działań. Co do decyzji, byłem zbyt młody żeby je podejmować - nie miałem na nie wpływu. Wykonywałem tylko rozkazy. Natomiast sam wybuch powstania uważam za słuszny, gdyż gdyby nie było zorganizowanego, centralnego dowództwa to i tak poszczególne grupy młodzieży wystąpiłyby zbrojnie przeciwko znienawidzonemu wrogowi.

Informator Stolicy: Jakie Pan ma wspomnienia dotyczące fatalnych warunków, braku żywności i amunicji? Jak Pan sobie poradził w takich warunkach?

Warunki były niezwykle ciężkie. Żywność była racjonowana przez jakiś czas. Później jej brakowało. Przymieraliśmy głodem, czasem udało się zdobyć trochę zboża - były w magazynach czy browarach. Utkwiło mi w pamięci, że gdy pogarszały się warunki żywieniowe to jedliśmy np. ziarna nieoddzielone od plew. Chleba nie było. Chleb to był rarytas. Amunicja była zdobywana od Niemców czy ze zrzutów. Było jej bardzo mało. Pod koniec powstania bywały zrzuty radzieckie, były bez spadochronów. Jak ładunki opadały to były zniszczone. Byliśmy bardzo rozczarowani, bo amunicja, która mogła nam ratować życie, była nieodpowiednia, przeznaczona do broni radzieckiej. To była perfidia Armii Czerwonej. Pozory pomocy.

Informator Stolicy: Po latach pamięta się głównie akty okrucieństwa czy heroizm koleżanek i kolegów?

Pamięta się zarówno jedno jak i drugie. Heroizm koleżanek i kolegów, nieliczących się z możliwością utraty życia, to piękne wspomnienie. Z wielkim szacunkiem wspominam tych ludzi. Chciałbym zaznaczyć ogromne poświęcenie sanitariuszek, młodych dziewczyn, które z narażeniem życia, często czołgając się i nie bacząc na niebezpieczeństwo, niosły pomoc rannym. Chylę czoła przed bohaterkami tamtych dni.

Informator Stolicy: Jak wyglądało Pana życie po wojnie? Jak odnalazł się Pan w ,,nowej Polsce"?

Po wojnie kontynuowałem naukę, jednocześnie pracując. Uzupełniałem wiedzę i żyłem. Po prostu. 

Informator Stolicy: Jak definiuje Pan patriotyzm? Czy rozumie Pan to słowo dzisiaj inaczej niż w 1944 roku?

Inaczej wyglądał patriotyzm w 1944 roku, inaczej będzie wyglądał dziś. Dzisiaj to służba dla dobra ogółu społeczeństwa przy założeniu, że stanie się w obronie Ojczyzny, gdy będzie ona tego potrzebowała.

 

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda