„Wszyscy są takimi samymi konformistami jak nie przymierzając ty i ja"
Krzysztof Zanussi był gościem Lekcji Wolności w Kinie, podczas której młodzi widzowie mieli okazję zobaczyć jego „Barwy ochronne” z 1977 roku.
W historii polskiego kina wiele nazwisk zapisano złotymi zgłoskami. Jednak niewiele z nich błyszczy tak mocno jak Krzysztof Zanussi. Reżyser i scenarzysta, którego dorobku nie da zamknąć się w paru zdaniach, wyróżnia się na tle innych, wybitnych postaci. Jego doświadczenia są absolutnie bezcenne. Zresztą sam chętnie się nimi dzieli, dzięki czemu młodzież zgromadzona licznie w czwartek w kinie Atlantic miała przyjemność osobiście się z nim zetknąć i posłuchać wspomnień na temat jednego z najważniejszych obrazów w jego filmografii. Zbliżający się do osiemdziesiątych urodzin artysta ma na koncie wiele znakomitych obrazów, lecz szczególne miejsce zajmują pośród nich „Barwy ochronne”. Najprostszy zarys akcji tego filmu brzmi następująco: „w czasie letniego obozu językowego dochodzi do konfrontacji dwóch osobowości - cynicznego docenta Szelestowskiego i młodego idealisty, magistra Kruszyńskiego”.
Choć od premiery „Barw ochronnych” minęło już przeszło 41 lat to przedstawiony w nich świat przypomina nam współczesne realia. W filmowym środowisku akademickim walka ideałów ze zhierarchizowaną rzeczywistością jest na porządku dziennym. Z tego starcia obronną ręką wychodzą jedynie oportuniści, a moraliści ponoszą porażkę, sprawiając wrażenie nieświadomych, albo nawet naiwnych. Często o być, albo nie być, decydują układy i cynizm. Czy analogiczną sytuację można odnaleźć w dzisiejszych stosunkach międzyludzkich?
- Ja właściwie formalnie się smucę, że film podobno jest ciągle aktualny. Mało tego, jeżdżę z nim po różnych państwach i ludzie w różnych miejscach świata mi mówią „to jest trochę podobnie jak u nas”, a ja myślałem, że to było tylko w Polsce i na dodatek szybko przeminie. Niestety nie przeminęło. Ta korupcja instytucji naukowych jest powszechna. One są ciągle jakoś tam zepsute, w każdym kraju – mówił podczas rozmowy po filmie Zanussi.
Idealizm kontra cynizm
W „Barwach ochronnych” reżyser, nominowany w 1985 roku do Złotego Globu, zestawiał dwie sprzeczne postawy. Z jednej strony barykady pojawiał się magister Kruszczyński. 26-letni naukowiec, ma w sobie wiele młodzieńczego zapału i pięknych ideałów. Z jego postawy kpi sobie bardziej doświadczony docent, grany przez niesamowitego Zbigniewa Zapasiewicza. Opiekun obozu studenckiego doskonale rozumie system w jakim przyszło mu funkcjonować i działa w jego granicach, odrzucając moralność.
- Konfrontacja idealizmu i cynizmu to jest wieczna konfrontacja – wyjaśnia mistrz polskiej kinematografii. Ja żadnemu z moich bohaterów nie przyznaję do końca racji. Mój idealista dla mnie jest troszkę szemrany. Ja mu nie wierzę. (…) Z kolei postawa konformisty też nie jest jednoznaczna. Życie ludzkie jest pełne przedziwnych zwrotów. Pamiętam wśród ludzi Solidarności, wśród ludzi, którzy dzielnie walczyli, właśnie takich partyjnych, którym tak dojadło, że w pewnym momencie powiedzieli „dosyć, ja więcej nie mogę”. Niespodziewanie konformista, chodzący zawsze na sznurku, zrywał się z niego i stawał się bojownikiem lepszej sprawy. Coś było takiego, że tamten ustrój potrafił doprowadzić człowieka do desperacji i tacy właśnie desperaci najpierw próbowali się z tym światem pojednać, a na końcu potrafili się zerwać ze smyczy.
Mimo tego, że Zanussi portretował środowisko akademickie to film nie dotyczy wyłącznie tej grupy społecznej. „Barwy ochronne” to charakterystyka całego systemu PRL-u i wyraz ówczesnego rozczarowania rządami Edwarda Gierka. Obywatele przytłoczeni beznadzieją sytuacji, przywykli z czasem do panujących warunków. Niektórzy próbowali zapewnić sobie dobrą przyszłość, próbując osiągnąć sukces np. dzięki przypodobaniu się władzy, co przypominało działania filmowego docenta. Podobieństwo scenariusza do bardziej uniwersalnej, polskiej rzeczywistości, pomogło zainteresować filmem większe grono odbiorców.
- Robiłem ten film nie wyobrażając sobie w ogóle, że ktoś poza ośrodkami akademickimi w ogóle zainteresuje się tą historią. To było zaskoczenie, bardzo miłe oczywiście, gdy widziałem jak ludzie stoją w kolejkach do kin – wspominał Doktor Honoris Causa m.in. Uniwersytetu Łódzkiego.
Cenzorzy pomogli
Zainteresowanie filmem paradoksalnie zwiększyły również polityczne komplikacje.
- Awantury z tym filmem były nieskończone, bo jednak on nie przeszedł tak gładko. W dużym stopniu ingerowała cenzura. NIe wiadomo było, czy ten film w ogóle wejdzie na ekrany, bo politycy zwalczali się wówczas między sobą. Były minister kultury i wicepremier, Józef Tejchma, pozwolił na produkcję tego filmu. Tym samym skazany był na to, żeby mnie bronić, bo inaczej musiałby się przyznać do błędu. A z drugiej strony stał przybywający ze Śląska z Gierkiem sekretarz KC, który chciał wykazać, że mój obraz jest ideologicznie antysocjalistyczny itd. W wyniku walki politycznej ucierpiał oczywiście film. Przykładowo przed premierą kazano zerwać wszystkie afisze. To niezwykle zaciekawiło przechodniów. Bardzo mi to pomogło, bo ludzie częściej chodzili na film, jeśli widzieli, że coś jest w nim na tyle trefnego, że zdziera się afisze. Poza tym nie wolno było drukować pozytywnych recenzji i prawie żadna recenzja się nie ukazała. To jednak mi pomogło, zamiast zaszkodzić.
Skąd wziął się tytuł filmu?
Jednym z ciekawszych elementów filmu jest przewijający się aspekt animistyczny. Docent lubuje się w fotografowaniu ptaków. Straszy koleżanki wężem. Często wspomina o tym, ile można dowiedzieć się z obserwacji przyrody. Inny człowiek kadry nie rozstaje się ze swoim psem. Za to bezpański kot stara się „wykończyć” inne stworzenia, a na dodatek film otwierają napisy, wyświetlane na tle rysunków różnych zwierząt. Jak się okazuje wątek ten koresponduje z tytułem obrazu.
- Zwierzęta przyjmują barwy ochronne, żeby przeżyć w tej darwinowskiej selekcji, a ludzie też coś udają, żeby się lepiej w życiu urządzić i oczywiście nie można tego potępić. Są bowiem sytuacje, w których barwy ochronne pomogą nam przeżyć. Pytanie brzmi, jakim kosztem moralnym okupimy przyjęcie tych barw – tłumaczył Zanussi.
Rzecz o młodości
Reżyser, absolutnie nie wyglądający na swój wiek, nie zapomniał o tym, że dominującą część jego audytorium stanowili w czwartek ludzie młodzi. Zwracał się do nich wielokrotnie, z różnymi poradami, często zaskakującymi.
- Młodość to jest najgorszy czas życia. Bądźcie szczęśliwi, że ona się skończy. Nie ma nic gorszego, niż być młodym. Wydaje się, że to jest fajne, ale absolutnie nie jest. Potem będzie lepiej, bo na razie jesteście niepewni siebie. Nie znacie ani siebie, ani reguł, jakie w tym świecie obowiązują. Mówią wam różne rzeczy i nie wiadomo, kogo słuchać, kto ma rację. Na kogo się zapatrywać. Przyjeżdża jakiś gość Porsche i wam się wydaje, że to jest król życia. Ja ze swojej perspektywy wiem, że to jest biedna, nieszczęsna istota, która się trzęsie nad tym swoim samochodem i ma przegrane życie. To wszystko z czasem się zaczyna rozumieć, a z początku przypomina to straszny chaos. Dlatego cieszcie się, gdy młodość przeminie, bo będzie lepiej – prawił interesująco reżyser.
Krzysztof Zanussi na zakończenie spotkania został doceniony owacją na stojąco. Rozmowę z nim przeprowadzili Arkadiusz Walczak i Artur Wolski.
Adam Kutryba