Nicponie w Garnizonie
Sobotnie popołudnie w Klubie Dowództwa Garnizonu Warszawa, było okazją do spotkania z muzyką sentymentalną (szlagiery warszawskie i lwowskie), a także z utworami o nieco lżejszym charakterze, dodatkowo zabarwionymi specyficznym, acz uroczym Nicponiowatym poczuciem humoru.
Zespół w składzie: Grzegorz Domański – banjola, Mateusz Kowalski – tara, Łukasz Owczynnikow – kontrabas i Patryk Walczak – akordeon, po raz kolejny (mimo, że są stosunkową młodą kapelą), pokazał jak połączyć radość z muzykowania, z uznaniem dla utworów, których na próżno szukać na dzisiejszych notowaniach list przebojów.
Jak panowie sami deklarują, ich wspólne granie jest wynikiem pandemicznych perturbacji i konieczności znalezienia dodatkowych źródeł finansowania. Okoliczności nie odebrały im jednak lekkości, zuchwałości i energii. Ich występy nie przypominają o trudzie covidowych czasów, wręcz przeciwnie, to czysta radość.
Talent, pomysł, charyzma; nieoczywiste interpretacje, szalone połączenia, jak w przypadku piosenek: „Tyle słońca w całym mieście” z repertuaru Anny Jantar, z wplecionym fragmentem „Bella Ciao” – piosenki włoskich antyfaszystów, czy „It’s Raining Men” przemycone do „Jesteś lekiem na całe zło” Krystyny Prońko, dowodzą że mamy do czynienia z muzykami, którzy sięgając po „klasyki”, wprawiają je w zupełnie nowe ramy, a może wręcz je z nich (szczęśliwie) wyjmują. Jak na przykład w przypadku przeboju Budki Suflera „Takie tango”, gdzie niemalże pomnikowy, monumentalny utwór, zyskuje na lekkości, świeżości i szczypcie niepowagi. Zapewne niebagatelna w tym rola Nicponia Kowalskiego i jego nieoczywistego instrumentarium (tara do prania i małe blaszane miseczki).
Wśród utworów, które tym razem zostały zaprezentowane zgromadzonej publiczności, znalazły się: „Vabank” Henryka Kuźniaka, „Warszawa da się lubić”, „Niedziela będzie dla nas” z repertuaru Niebiesko - Czarnych, „Parostatek” Krzysztofa Krawczyka, „Pod moim oknem” Adama Struga, czy „Typ niepokorny” Stachursky’ego i „Kolorowe sny” Just 5.
Dobór kompozycji może zadziwiać, ale to tylko chwilowa konsternacja. Publiczność szybko staje się częścią widowiska, śpiewając, nucąc, klaszcząc, a co odważniejsi – tańcząc.
Nie jest też tak, że zespół popada w przesadnie kabaretową nutę. Szlagiery traktuje w kategoriach „z szacunkiem, bo się może skończyć źle…” i ta niepisana zasada, świetnie się w ich przypadku sprawdza.
Wydarzenie odbyło się w sali Widowiskowej Klubu DGW, przy Al. Niepodległości 141A.
Wstęp za okazaniem bezpłatnych wejściówek.
Katarzyna Kałaska