Legia wygrywa w Łodzi i awansuje do ćwierćfinału Pucharu Polski
Piłkarze Legii Warszawa w Łodzi rozegrali mecz 1/8 finału Pucharu Polski. Wygrana 3:0 z ŁKS-em dała stołecznej drużynie awans do ćwierćfinału.
Pierwsze czterdzieści pięć minut w wykonaniu stołecznego zespołu było dość przeciętne. Warszawianie popełniali dużo błędów, których nie wykorzystali gospodarze. Swoje okazje mieli m.in. Łukasz Wiech, Pirulo czy Antoni Młynarczyk. Ich strzały albo nieznacznie mijały światło bramki Legii albo dobrze w spisywał się golkiper „Wojskowych” Gabriel Kobylak.
W szatni musiała być przeprowadzona poważna rozmowa, bowiem na drugą połowę legioniści wyszli zmotywowani i pewni siebie. Widoczne to było od samego początku. Stołecznym piłkarzom wystarczyło niewiele ponad kwadrans by rozstrzygnąć spotkanie na swoją korzyść. Dwie bramki dla warszawian strzelił Marc Gual. Hiszpan był blisko także trzeciego trafienia, ale ostatecznie piłka po jego strzale zanim wpadła do bramki odbiła się jeszcze od nóg Kamila Dankowskiego i to piłkarz ŁKS-u został wpisany do protokołu jako autor trafienia samobójczego. Przy prowadzeniu trzema bramkami trener Legii Goncalo Feio dał odpocząć podstawowym piłkarzom i wpuścił na boisko zmienników. Do końca spotkania wynik nie uległ już zmianie i to legioniści cieszyli się z awansu do ćwierćfinału.
– To nie jest tydzień, w którym my jako Legia możemy świętować. Cały klub jest w żałobie. Mogliśmy dzisiaj wygrać, aby zrobić to dla Pana Lucjana. Chcieliśmy triumfować, aby trochę ulżyło rodzinie Pana Lucjana, ale też naszym kibicom. Dzisiaj wykonaliśmy pierwszy krok. Mam nadzieję, że w niedzielę wykonamy drugi. Chciałbym docenić naszego przeciwnika. Poziom determinacji, dyscypliny taktycznej, poprzez pracę z tym sztabem, był ogromny. Na pewno postawili nam trudne warunki. Pierwsi stworzyli sytuację bramkową. Chciałbym to wykorzystać jako przykład tego, dlaczego warto wierzyć w swoich ludzi. Po ostatnim meczu wielu ludzi krytykowała Gabriela Kobylaka. Dzisiaj Gabriel na początku meczu utrzymał nam wynik 0:0. ŁKS zagroził nam wtedy najbardziej, to był kluczowy moment. Doceniam, że rywale nie rezygnowali ze swojej tożsamości. ŁKS był konsekwentny, ale my wiedzieliśmy, jak się temu przeciwstawić. Robiliśmy to dobrze. To spowodowało, że rywale przebiegli dużo kilometrów. W przerwie rozmawialiśmy o tym, jak być bardziej progresywnym przy piłce otwartej. ŁKS zostawiał nam przestrzeń za linią obrony. Pierwszymi, drugimi piłkami, przenosiliśmy ciężar gry na połowę rywala. Zdobyliśmy pierwszą bramkę po stałym fragmencie. Piłka była na połowie rywala i mogliśmy grać więcej pressingiem. ŁKS miał problem, aby wejść na naszą połowę. Zbieraliśmy drugie piłki, dobrze kontrolowaliśmy grę. Wynikiem tej dominacji były kolejne gole. Zrobiliśmy to, po co tu przyjechaliśmy. Awans jest nasz, ale tak jak wspomniałem – doceniam piłkarzy i sztab przeciwnika, a także moich piłkarzy. Marc Gual strzelił hat-tricka. Jako drużyna bardzo się z tego cieszymy. Za nami wiele meczów w nogach. W drużynie pojawiła się jedna smutna sytuacja. Jedna z bliskich osób naszego zawodnika niestety odeszła. Ten zawodnik zdecydował się dzisiaj zagrać. To są takie małe, ale wielkie rzeczy. To pokazuje, jaką drużynę tworzą Ci zawodnicy – powiedział po meczu Goncalo Feio, trener Legii. – W pierwszej połowie specjalnie nie cierpieliśmy. Chciałem, abyśmy lepiej wykorzystywali otwartą piłkę, doprowadzając do większej liczby sytuacji. Mamy szybkich zawodników z przodu, ale tego nie wykorzystywaliśmy. Czasami prostymi stratami napędzaliśmy rywala, ale taka jest piłka. Obie drużyny narzuciły wysokie tempo gry. Ostatecznie, również poprzez operowanie piłki, z tym tempem gry radziliśmy sobie lepiej. Rywalizacja w Ekstraklasie, pierwszej lidze, czy europejskich pucharach, to nie to samo i czasami było to widać – dodał szkoleniowiec „Wojskowych”.
ŁKS Łódź – Legia Warszawa 0:3 (0:0)
Bramki: Marc Gual (49, 62), Kamil Dankowski (57 – sam.)
Żółte kartki: Pirulo – Wojciech Urbański, Rafał Augustyniak, Jurgen Celhaka
Składy:
ŁKS: Aleksander Bobek, Kamil Dankowski, Levent Gülen, Łukasz Wiech, Piotr Głowacki, Mateusz Kupczak, Mateusz Wysokiński, Pirulo (73 – ), Maksymilian Sitek (86 - Kelechukwu Ibe-Torti), Antoni Młynarczyk (73 – ), Andreu Arasa (59 – Stefan Feiertag).
Legia: Gabriel Kobylak, Paweł Wszołek, Radovan Pankov, Sergio Barcia, Ruben Vinagre (70 – Patryk Kun), Wojciech Urbański (70 – Jurgen Celhaka), Rafał Augustyniak, Ryoya Morishita, Kacper Chodyna (70 – Mateusz Szczepaniak), Marc Gual (76 – Migouel Alfarela), Luquinhas (86 – Tomas Pekhart).
Przed stołecznym zespołem zostały jeszcze w tym roku trzy mecze. W najbliższą niedzielę warszawianie zmierzą się na wyjeździe z Zagłębiem Lubin, a następie rozegrają dwa spotkania w Lidze Konferencji. W czwartek, 12 grudnia w Warszawie z FC Lugano, a następnie 19 grudnia w Szwecji z Djurgårdens IF.
/Marcin Kalicki/
Fot. Mateusz Kostrzewa/Legia.com