II Bieg Łomianek. Osobista relacja z trasy
Nie wiem, co mi strzeliło do głowy, gdy w redakcji zapadła decyzja o pisaniu o Biegu Łomianek, że zaproponowałem zamiast relacji foto, najbardziej czynny z czynnych udziałów w wydarzeniu – mianowicie, że pobiegnę. Słowo się, rzekło. Nie pozostało zrobić nic innego jak zapisać się na listę i 22 maja stanąć na starcie biegu w Łomiankach.
Pomysł udziału w II Biegu Łomianek w charakterze biegacza spodobał mi się bardzo. Biegać zacząłem w połowie marca tego roku. Wiem, o doświadczeniu raczej mówić nie można, ale ponieważ lubię wyzwania postanowiłem rzucić w redakcji taki pomysł. I został przyjęty. Zarówno prezes Piotr jak i nasza sekretarz redakcji – Natalia zgodzili się. Paweł – redaktor naczelny po powrocie z krótkiego urlopu też nie miał nic przeciwko temu.
Nie jestem oczywiście wariatem, zanim zaproponowałem swoją kandydaturę zorientowałem się, jaki dystans do pokonania jest przede mną. 10 kilometrów na debiut uznałem za do zaakceptowania. I limit czasowy. Półtorej godziny. Do mety na pewno dobiegnę. Mam nadzieję, że nie ostatni. Mój czas na biegach 1:15h ( wiem, nie zaimponuję nikomu – przynajmniej nie biegaczom) pozostawia mi jeszcze piętnaście minut zapasu. Pierwsze pięć kilometrów, które przebiegłem po raz pierwszy w życiu w marcu, dało mi wiarę, że mogę. Nigdy wcześniej nie przebiegłem więcej niż 1000 metrów a i taki dystans uważałem za zwariowany. Pechowo podczas treningu w poniedziałek poprzedzający niedzielne zawody doznałem kontuzji biodra. Wszystko przez myśl, że za wolno biegnę. Postanowiłem przyspieszyć i….. poczułem ból. Trening zakończyłem po 7 km. A miała to być próba na czas i dystans. Pocieszałem się tylko kolejną myślą, że do niedzieli mi przejdzie. Przeszło w czwartek.
22 maja na ulicę Staszica 2 przyjechałem półtorej godziny wcześniej, tak, żeby na spokojnie odebrać pakiet startowy. Biuro zawodów odnalazłem bez trudu. Przedstawiłem się i dostałem worek a w nim baton – trochę węglowodanów mi się przyda; ulotki: Kancelarii Sportowej Staszewscy, BOOT Camp, bon na badanie w Cornelus Clinic, bon na sałatkę, frotkę na rękę (przydała się nie raz), koszulkę i co najważniejsze – numer startowy 232. Rozejrzałem się czy przypadkiem nie spotkam kogoś ze znajomych. Spotkałem Daniela z Łomiankowskiej Grupy Biegowej – poznałem go kilka miesięcy wcześniej nad Wisłą, kiedy rozmawialiśmy przed biegiem w ramach Run Wisła. Teraz też zamieniliśmy kilka zdań. Na piętnaście minut przed startem wziąłem udział w rozgrzewce przygotowanej przez Kancelarię Sportową Staszewscy, a raczej próbowałem. Gdybym dotrwał do końca i robił, co kazała nam dziewczyna ze sceny, nie doszedłbym na linię startu. Tuż przed samym biegiem kilka słów od Burmistrza Łomianek i patronki biegu Ireny Szewińskiej. Pani Irena za kilka dni obchodzić będzie urodziny, więc już teraz odśpiewaliśmy jej „ 100 lat”. Na starcie ustawiłem się z tyłu, tak, żeby nie przeszkadzać tym, którzy na pewno pobiegną szybciej ode mnie.
Czytając o biegach i biegaczach, nie raz spotkałem się z terminem „ściany” – bariery, którą należy pokonać, żeby biec dalej. U mnie ta „ściana” zaczyna się już po kilkunastu, kilkudziesięciu metrach i trwa do piątego kilometra. Dlatego napis, że minąłem pierwszy kilometr wcale mnie nie pocieszył. Moje obawy, czy przypadkiem nie zgubię się na trasie – tak miałem takie obawy – okazały się przesadzone i na wyrost. Nawet gdybym biegł sam wiedziałbym którędy biec. Poza tym widziałem biegaczy przede mną. Raz czy dwa razy na trasie biegłem sam. Na piątym kilometrze miał być punkt z wodą – czekałem na niego nie tylko ze względu na nią. Po „piątce” będę mógł biec dalej. Wody mogłem napić się wcześniej. Pomiędzy 3 a 4 kilometrem była wystawiona woda – starałem się zapamiętać nazwę pubu, kawiarni, restauracji, która wystawiła wodę, ale nie udało mi się to. Przed piątym kilometrem skorzystałem z kubka wody wystawionej przez mieszkańców domów, które stały na trasie. Wielkie dzięki ! W oficjalnym punkcie nawodnienia również skorzystałem z wody. Wolontariusz zaproponował mi żebym jeden kubek wylał na siebie. Zrobiłem to – wtedy on wylał na mnie drugi kubek. Wzdrygnąłem się na taka ilość wody – więc przeprosił, że tak gwałtownie mnie oblał. Człowieku – to mi pomogło. Co jeszcze? Kurtyna wodna przygotowana przez Straż Pożarną – skorzystałem też z tej zrobionej przez jednego mieszkańców Łomianek. Super sprawa tak orzeźwić się, tym bardziej, że w pewnym momencie słońce postanowiło wyjść w końcu zza chmur i świeciło dosyć mocno. Pod koniec biegu zostałem zaczepiony przez jednego z biegaczy. Rozmawialiśmy przez kilka minut, co pozwoliło mi zapomnieć o zmęczeniu. Nie dałem rady i pobiegł szybciej. Świadomość, że meta jest tuz tuż sprawiała, że kontynuowałem bieg. Pozostał jeszcze runda po bieżni i gdy byłem na ostatniej prostej przyspieszyłem. Chyba chciałem mieć jeszcze lepszy czas o kilka sekund. W pewnym momencie nawet myślałem, że zmieszczę się w godzinę. Nie udało się. Na metę przybiegłem jako 295 uczestnik II Biegu Łomianek z czasem 1:07:36. Pierwszy był Oskar Wojtalik biegnący z numerem 188 – jego czas 0:33:43. Bieg ukończyło 318 biegaczek i biegaczy.
Nie wspomniałem o postawie mieszkańców Łomianek. Wiem, że dopingowali i kibicowali wszystkim biegaczom. Dla mnie ogromnie cenne, gdy zupełnie obcy mi ludzie zachęcali mnie do dalszego biegi i wysiłku. Wiem, że moi przyjaciele i znajomi, chociaż nie byli na trasie – również mi kibicowali. Dziękuję.
Andrzej Sitko
Trasa biegu posiadała atest Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.
Organizatorem II Biegu Łomianek był Urząd Miejski w Łomiankach, współorganizatorem -Integracyjne Centrum Dydaktyczno Sportowe w Łomiankach. Jednym z patronów medialnych był Informator Stolicy.