mobile

Moje marzenie – pełne trybuny na Konwiktorskiej

Z Michałem Listkiewiczem o kibicowaniu na Starym Żoliborzu, upadku klubów dzielnicowych i marzeniach czekających na spełnienie rozmawia Robert Dzięgielewski.

Robert Dzięgielewski
TAGI
Moje marzenie – pełne trybuny na Konwiktorskiej

- Wychował się Pan na Żoliborzu na przełomie lat 50. i 60., jak wtedy wyglądała ta dzielnica?

- Okolica, w której dorastałem wiele od tamtego czasu nie zmieniła. Zachowała swój klimat i koloryt, nie zbudowano zbyt wielu nowych budynków – i dzięki Bogu, bo nie ma gdzie. Stary Żoliborz, podobnie jak stara Ochota, gdzie teraz mieszkam, jest jedną z nielicznych dzielnic, która zachowała swój klimat. Oczywiście zmieniły się, nie ma już wielu lokali. Nie ma już „Kosmosu”, „Faworego” i „Hawany”, ale duch ciągle jest. Zawsze, przejeżdżając tamtędy, wspominam te miejsca z wielkim sentymentem.

 

- Komu kibicowali Pańscy koledzy z podwórka?

- Wszyscy Polonii, niektórzy Hutnikowi Warszawa, bo na Hutnika jechało się w drugą stronę, ale wtedy kibicowało się każdemu. Jeździliśmy na mecze od rana do wieczora. Polonia była najbliżej, dlatego tu kibicowaliśmy. Jeździło się też na Warszawiankę. Z Legią było nam nie po drodze, bo wiadomo, była rywalizacja. 90% chodziło na Polonię, ale nie tylko na piłkę - chodziliśmy na wszystko. Koszykówka męska, żeńska, boks, nawet ping-pong. Pamiętam takie zdarzenie, kiedyś wsiedliśmy na Placu Wilsona – wtedy Komuny Paryskiej – i jechaliśmy na stadion. Tramwaj prowadził ojciec mojego kolegi z podwórka. Mówimy do niego, że mecz za pięć minut. On dwa przystanki ominął, ludzie chcieli wysiadać na trzecim, zaczęli na niego krzyczeć, a on odkrzyknął <<Następny przystanek Polonia!>> - i nas przywiózł bez zatrzymania się po drodze.

 

- W jakich barwach maluje się przyszłość Polonii?

- Nie jest kolorowo moim zdaniem, ponieważ miasto odpuściło sobie Polonię i władze Warszawy zachowują się, jakby był tylko jeden klub w stolicy. Oczywiście, Legia jest największym klubem i zawsze takim będzie w Warszawie, ale ja teraz pracuję w Czechach i w Pradze, która jest mniejsza od Warszawy, jest 1600. klubów sportowych. W Warszawie jest może 100. Upadły kluby dzielnicowe takie jak Sarmata i Hutnik - to uważam za ogromny grzech kolejnych ekip rządzących stolicą, nie tylko tej. Sport dzielnicowy jest podstawą wychowywania młodych ludzi. Teraz nie można puścić dziecka na podwórko w trampkach, żeby poszło na boisko, gdzie ma opiekę, żeby grało. W tej chwili trzeba dzieci dowozić i płacić za szkolenie. Polonia nie upadnie nigdy, bo to za duża nazwa, za duża tradycja, tylko będzie pewnie gdzieś na obrzeżach. Klub, który zawsze był symbolem niezłomności, a został sierotą – nie ma nawet własnego stadionu.

 

- Zrealizował Pan już wszystkie swoje marzenia, czy ma Pan jeszcze coś na liście?

- Jak wspomniałem, pracuję teraz w Czechach i chciałbym tam po sobie jakiś dobry ślad tam pozostawić. Moim marzeniem jest – ponieważ moje życie z piłką zaczęło od medalu Kazimierza Górskiego i jego ekipy – żeby Polacy zdobyli medal na mistrzostwach świata. Może już za rok, w Rosji, pod wodzą trenera Nawałki - wspaniałego wychowanka pana Kazimierza. Drugie marzenie to to, żebym doczekał pełnych trybun Konwiktorskiej, na meczu ekstraklasy Polonii z Legią.

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda