Nie było czasu. Pomogli policyjni lotnicy
Gdy wielu z nas wypoczywało podczas letnich miesięcy wakacyjnych, w tym czasie policyjni lotnicy nieraz ścigali się z czasem, by ratować ludzkie życie. I tak 14 lipca z Podlasia na Pomorze transportowali policyjnym śmigłowcem Bell-407GXi serce dla 58-letniego pacjenta gdańskiego Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego. W sierpniu z kolei dwukrotnie przemierzali kraj (2 sierpnia z Dolnego Śląska i 18 sierpnia z Pomorza), by dostarczyć na czas serce dla dwóch nastoletnich pacjentów Dziecięcego Szpitala Klinicznego im. Józefa Polikarpa Brudzińskiego w Warszawie.
Gdy każda minuta decyduje o ludzkim życiu, wszystkie elementy tej misji mają ogromne znaczenie. Kilkadziesiąt osób zaangażowanych na różnych etapach w ten proces musi działać szybko i sprawnie, a cała akcja, począwszy od pobrania cennego ładunku przez transport po proces wszczepienia narządu, musi być bardzo dobrze skoordynowana.
Koordynatorzy transplantacyjni wykonują kilkadziesiąt telefonów, by zorganizować całą akcję związaną z pobraniem organów. Właśnie jeden z takich telefonów wykonał w środę późnym wieczorem 13 lipca koordynator ds. transplantacji serca Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. – Mimo późnej pory zadzwoniłem do naczelnika Zarządu Lotnictwa Policji z nadzieją, że policyjni lotnicy także i tym razem będą w stanie pomóc nam w zaplanowanym na rano transporcie serca. Chodziło o ratowanie życia 58-letniego pacjenta z przewlekłą niewydolnością serca, u którego w ostatnim czasie stan się zaostrzył - mówi Maciej Duda, koordynator ds. transplantacji serca gdańskiego szpitala.
Podobnie było w kolejnych dwóch przypadkach. Tylko tym razem chodziło o serce dla niezwykle młodych pacjentów. – Transport organu karetką na lotnisko, lot do Warszawy i dalej transport karetką do szpitala – takie rozwiązanie nie dawało gwarancji dostarczenia tego cennego ładunku na czas. Dlatego też naszym jedynym ratunkiem było policyjne lotnictwo – mówi Krzysztof Zając, koordynator ds. transplantacji Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego WUM.
- Gdy chodzi o ratowanie ludzkiego życia, pora dnia jest bez znaczenia. Koordynatorzy ds. transplantacji serca mają ze mną bezpośredni całodobowy kontakt, a udział policyjnych lotników w kilkunastu takich misjach w ciągu półtora roku pozwolił nam na wypracowanie odpowiednich procedur współdziałania z placówkami szpitalnymi. Decyzję o realizacji takiego lotu poprzedza zawsze: zebranie wszystkich potrzebnych informacji, dokładna analiza sytuacji, sprawdzenie dostępności sprzętu i warunków atmosferycznych oraz uzyskanie zgody Komendanta Głównego Policji - mówi insp. pil. Robert Sitek, naczelnik Zarządu Lotnictwa Policji Głównego Sztabu Policji KGP.
Plantacja konopi namierzona z pokładu śmigłowca
Było tylko kilka godzin na przygotowanie załogi i sprzętu, ale wystarczyło, by następnego dnia wcześnie rano mógł odbyć się ten ważny transport serca dla 58-latka. – Na dowódcę załogi Bella-407GXi wyznaczyłem doświadczonego pilota, co jak się później okazało, było nie bez znaczenia. Załoga w składzie: pilot i mechanik obsługi punktualnie o 8.30 zabrała drogocenny organ i 2-osobowy zespół transplantacyjny na pokład policyjnego śmigłowca i chwilę później wystartowała z boiska przy ul. Wołodyjowskiego w Białymstoku. Gdy lotnicy zbliżali się do Elbląga, zauważyli podejrzaną uprawę na polanie w środku zalesionego terenu. Nie mogli jednak przyjrzeć się jej bliżej z uwagi na cenny ładunek, który mieli na pokładzie i ograniczony czas. Postanowili jednak, że w drodze powrotnej spokojnie sprawdzą rejon uprawianej konopi – dodał naczelnik.
Lot z sercem kontynuowano i tak po 2 godzinach policyjny śmigłowiec wylądował na lądowisku usytuowanym na dachu Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku. Dosłownie kilka minut później serce było już na bloku operacyjnym, a lotnicy po uzupełnieniu paliwa mogli wracać do Białegostoku, by patrolować strefę graniczną.
Po drodze jednak mieli do wykonania jeszcze jedno zadanie: sprawdzenie podejrzanej uprawy w rejonie Elbląga. Gdy byli nad zapamiętanym miejscem i przyjrzeli się bliżej uprawie, nie mieli już wątpliwości, że są to konopie indyjskie. Informację niezwłocznie przekazali policjantom kryminalnym elbląskiej komendy, którzy po wskazaniach GPS ze śmigłowca szybko odnaleźli plantację ze 130 nasadzeniami konopi indyjskich i podjęli dalsze czynności procesowe.
Serce bije w piersi
W tym czasie w gdańskim szpitalu trwała operacja przeszczepienia serca 58-letniemu pacjentowi. Po kilku godzinach zespół transplantacyjny zakończył zabieg. - Udało się. Wszystko przebiegło zgodnie z planem. Operacja zakończyła się pomyślnie, bez żadnych komplikacji. Pacjent wraca do zdrowia. To była sprawna i dobrze skoordynowana akcja wielu osób: kardiochirurgów, transplantologów, pielęgniarek, instrumentariuszy i policyjnych lotników, którzy w 2 godziny dostarczyli śmigłowcem serce do przeszczepienia. Z Podlasia na Pomorze drogą kołową pokonanie ponad 400 kilometrów zajęłoby około 5 godzin. Telefon do Policji to była nasza ostatnia szansa na podarowanie pacjentowi nowego życia. Bez Państwa pomocy nie byłoby tego przeszczepu! – podkreśla Maciej Duda, koordynator ds. transplantacji serca UCK w Gdańsku.
Na ratunek nastolatkom
Niecałe trzy tygodnie później policyjni lotnicy kolejny raz wzięli udział w misji, której celem było ratowanie ludzkiego życia. Tym razem chodziło o życie 16-latka. Młody pacjent oczekiwał na nowe serce w Dziecięcym Szpitalu Klinicznym w Warszawie. Rozpatrywano różne opcje transportu organu z Dolnego Śląska do warszawskiego szpitala, wyścig z czasem trwał. Podobnie było 18 sierpnia. Na nowe serce oczekiwał w tym samym szpitalu 17-latek z wrodzoną wadą serca. Transplantacja była dla niego jedyną szansą na przeżycie, jego własne serce mimo przebytych operacji odmawiało już współpracy.
– Z Policją współpracowaliśmy już wcześniej, wiedzieliśmy, że w sytuacji, gdy na całą procedurę mamy tylko cztery godziny, z policyjnymi lotnikami zrealizujemy wszystko zgodnie z planem i na czas, że wszystko będzie działać jak w szwajcarskim zegarku – mówi Krzysztof Zając, koordynator ds. transplantacji UCK WUM.
Nowy ośrodek, nowe serca
I tak było. 2 sierpnia o 17.20 policyjni lotnicy wystartowali Bellem z lądowiska przy szpitalu dawcy na Dolnym Śląsku. Cenny organ nadzorowała dwójka medyków: kardiochirurg i instrumentariuszka. Po niespełna półtorej godziny policyjny śmigłowiec wylądował na dachu Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie. Szesnaście dni później kolejny lot z sercem na pokładzie policyjnego Bella wykonywany wcześnie rano z Pomorza do tego samego warszawskiego szpitala trwał 1 h 45 min. Pokonanie ponad 450 km trasy samochodem zajęłoby około 6 h. I tym razem policyjni lotnicy lądowali na dachu szpitala. Wielokrotnie też ćwiczyli podobne lądowania na helipadzie warszawskiego CSK, więc i teraz nie mogło być problemów. Chwilę później serce było już na bloku. – Obie operacje zakończyły się pomyślnie. Cieszy nas to tym bardziej, że to pierwsze operacje przeszczepienia serca w naszym ośrodku. Dotychczas nasza placówka zajmowała się transplantacją wątroby, teraz dajemy naszym pacjentom szansę na nowe życie z nowym sercem. Nasz zespół transplantologów to doświadczona i wyspecjalizowana kadra, która będzie podejmować wszelkie wysiłki, by kolejne operacje przeprowadzone w naszym ośrodku powiodły się – dodaje koordynator.
– Z ogromną radością przyjęliśmy wiadomość, że nowe serca biją już dla 16-latka i 17-latka, mogliśmy odetchnąć. To były wyjątkowe misje także dla nas, bo choć w momencie kiedy realizujemy lot z tak cennym ładunkiem na pokładzie, najważniejsze jest, by wszystko przebiegło sprawnie, profesjonalnie i bezpiecznie, to po jego zakończeniu czujemy wielką satysfakcję, że pomogliśmy w ten sposób uratować ludzkie życie – mówi insp. pil. Robert Sitek.