mobile
REKLAMA

Wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Część z nas Powstanie Warszawskie zna tylko z książek i lekcji historii. Kapitan Tadeusz Siek, którego miałam zaszczyt spotkać, doświadczył go na własnej skórze. Jego opowieść zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Postanowiłam się nią z Wami podzielić.

Sylwia Fiutkowska
Wspomnienia z Powstania Warszawskiego

Tadeusz Siek, urodzony w 1931 roku w Warszawie. Jestem członkiemSzarych Szeregów, pseudonim „Kajtek”. Od kwietnia 1943 r. – 5 Warszawska Drużyna Zawiszy Roju Płomienie Wschodu, wywiadowca drużynowy Romuald Janowski „Żuraw”. Karta Członkowska Muzeum Powstania Warszawskiego nr 3045. Legitymacja Związku Powstańców Warszawskich nr 2479. Jestem rodowitym warszawiakiem, moja nieżyjąca rodzina: dziadkowie, matka, ojciec, siostra, żona są pochowani na warszawskim największym cmentarzu – Bródnowskim, wyjątek stanowi babcia Helena ze strony ojca, która została rozstrzelana w czasie Powstania Warszawskiego przed swoim domem na ul. Chmielnej. Babcia ma tylko symboliczny grób na cmentarzu, ponieważ jej zwłok nie odnaleziono.

W tamtym czasie wraz z rodzicami i rodzeństwem mieszkałem w Alejach Jerozolimskich 65, dokładnie w miejscu, gdzie obecnie stoi Marriott – 42-piętrowy budynek o wysokości 170 metrów. Olbrzymi, wielobranżowy blok budowlany, w którym mieszczą się najrozmaitsze przedsiębiorstwa, hotel. W tym właśnie miejscu stała czteropiętrowa kamienica, zabudowana podwórkiem i bramą zamykaną przez dozorcę.

Brama 1 sierpnia już o godzinie 16.45 została zamknięta i – ku zadowoleniu moich rodziców – nie mogłem wyjść na ulicę, a tym samym nie mogłem dostać się na miejsce zbiórki mojego ugrupowania (Nowogrodzka/ Poznańska) w rejoniedworca EKD (Elektryczna Kolejka Dojazdowa) i kolejki elektrycznej. W czasie okupacji jeździła normalnie. Ponieważ nie przekonałem matki, że muszę wyjść na ulicę, musiałem zostać w domu. Pomyślałem wtedy, że jak dostaną się do nas Powstańcy, to i tak do nich dołączymy. Jasne już było dla wszystkich, że rozpoczyna się Powstanie.

W sytuacji, jaka zaistniała w pierwszych dniach Powstania, to była właściwie dzielnica niemiecka, nie było Powstańców. Nasze oczekiwania na ich przybycie do nas bardzo się dłużyły, szczególnie dla mnie. Słyszeliśmy odstrzeliwania i bombardowania, co zmuszało nas do przebywania wyłącznie w piwnicach. Nie wolno było wchodzić na piętra budynku, ponieważ nasz dom był widoczny, dość wysoki i odstrzeliwali szczególnie od strony koszar niemieckich przy ul.Wspólnej (równoległej do Al.Jerozolimskich).  Odpadały tynki, wybijane były szyby w oknach. Mimo to bardzo mnie korciło dowiedzieć się, co dzieje się poza naszą posesją od górki. Było to możliwe tylko ze strychu naszego domu, jednak klatka schodowa cały czas była pilnowana przez wyznaczonych mieszkańców dla bezpieczeństwa, by uchronić się od kul niemieckich snajperów. Znalazłem jednak moment i, niezauważony przez nikogo, dostałem się na strych naszego czteropiętrowego budynku, gdzie zwykle suszono bieliznę. Strych ze wszystkich stron posiadał ogromne luki i małe lufciki do wietrzenia. Dla mnie było to bardzo przydatne do obejrzenia całego otoczenia. Widziałem gdzieniegdzie pożywiających się ludzi, palące się domy, a na stronie północo-wschodniej w rejonie Placu Napoleona w odległości 1 km w linii prostej zobaczyłem normalną flagę polską, która powiewała na drapaczu chmur – Hotelu Prudential, budynku, który był najwyższy w Warszawie. Jak zobaczyłem łopot tej flagi, to mnie dobiło zupełnie, ale jaka to piękna flaga nasza, o najpiękniejszych barwach: Na dole czerwień to miłość, biel serce czyste, piękne są nasze barwy ojczyste – tak napisał Czesław Janczarski. I ta przepiękna flaga łopotała na budynku Prudentialu - budynku zbudowanym w 1933 roku przez Towarzystwo Ubezpieczeniowe. Posiadał 17 pięter, był wówczas drugim co do wysokości budynkiem w Europie, a najwyższym w Warszawie i dlatego nazywaliśmy go drapaczem chmur. Stał i stoi obecnie odbudowany na Placu Powstańców Warszawy (wcześniejszym Placu Napoleona). Patrząc na naszą flagę, wyciągnąłem natychmiast wniosek, że w tymrejonie miasta już jest wolność, ludzie są wolni, mogą nosić naszą flagę, śpiewać polski hymn, pieśni narodowe, powstańcze. Po pięciu latach niewoli i okupacji tam to już wszystko wolno: cieszyć się widokiem łopocącej flagi i wolności. Taki spłakany i podniecony schodzę do piwnicy i opowiadam naszym współlokatorom. Ludzie też płaczą jak ja. Pojedynczo skradają się na strych, żeby naocznie zobaczyć tą naszą cudowną biało-czerwoną.

Przecież my wszyscy nie widzieliśmy tej flagi na budynku przez pięć lat niewoli. Widok ten bardzo nas wzrusza i podnieca, ale właściwie to nieprawda, że nie widziałem naszej flagi przez długie lata okupacji. Mój ojciec, ochotnik Bitwy Warszawskiej, Legionista 1920 roku, miłośnik marszałka Piłsudskiego miał piękną polską flagę i portret Marszałka schowany bardzo głęboko w szafie. Ojciec mój, Władysław Siek, został odznaczony medalem pamiątkowym za wojnę 1918-1921. Medal ten jest otoczony moim specjalnym dozorem i znajduje się w najważniejszym miejscu mojej biblioteki. Jednak entuzjazm, radość i podniecenie nie byłyby możliwe, gdybyśmy wtedy, w pierwszych tygodniach Powstania, wiedzieli więcej o jego przebiegu. Nie wiedzieliśmy bowiem, że już w tym czasie na Woli Niemcy rozstrzelali kilka tysięcy ludności cywilnej, że już wtedy zginął m.in. 21-letni poeta Kamil Baczyński. Mam w domu wizerunek Matki Boskiej Powstańczej, a na dole obrazu jest fragment wiersza jego autorstwa „Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pękło”. Ale najlepiej opowiadałaby o nim druhna Ludmiła Niedbalska, reżyserka filmu „Dzień Czwarty”. Jest to dzień Powstania, w którym zginął Kamil Baczyński. To są momenty, które były w pierwszych dniach Powstania: doszedłem do wniosku, że na naszej posesji jest jeszcze budynek Oficyna, taka jednopiętrowa i z niej powinniśmy przebić mur i zrobić wyjście na ul. Nowogrodzką, a dalej Owocowy Park. I tak też zrobiliśmy w pierwszych trzech dniach Powstania.

Przejście było bardzo ważne, ponieważ Aleje Jerozolimskie na odcinku Emilii Plater i Chałubińskiego były zupełnie nieczynne, dlatego nie można było wydostać się stamtąd. Tam byli obstrzeliwani ludzie, którzy ewentualnie by tam wyszli. Po drugiej stronie Alei Jerozolimskich, przy moim domu był wykop kolejowy, w którym szła najważniejsza arteria kolejowa w Warszawie. Po prawej stronie, patrząc na ten wykop, był bardzo piękny dworzec kolejowy oddany w 1938 r. Dalej, do ul. Marszałkowskiej, szła ta kolej pod domami w tunelu, teraz przelatuje tam Metro Warszawskie, które przechodzi jeszcze poniżej tej kolei państwowej, na głębokości jakichś 20 metrów. Wróćmy jednak do tego przejścia. Co zrobiliśmy? Spodziewaliśmy się, że przyjdą tam ci Powstańcy. Tak to było, przyszło dwóch też Szaro-Szeregowców. Jak się dowiedzieli, że ja jestem zaprzysiężony, przyszli z ocenzurowanymi listami. Na ul. Wilczej zaczęła działać Poczta Powstańcza. Pytali się mnie, gdzie tacy mieszkańcy mieszkają, a ja ten odcinek dobrze znałem, bo tam mieszkałem i tam były nasze ćwiczenia Szaro-Szeregowe w czasie okupacji. Natychmiast podałem im adresy oraz w którym miejscu i jak mają znaleźć tego adresata. A później się okazało, że jeden list był do mojego kolegi Szaro-Szeregowca Jerzego Urbańskiego, pseudonim „Jeżyk” i w tym domu, gdzie on mieszkał, była jeszcze bardzo ładna, pięknie wyposażona apteka. Jak spotkałem tego kolegę, powiedziałem tym dwóm Powstańcom, którzy przyszli do mnie, żeby po prostu spytali dowódców Poczty Polowej, a jednym z nich był, jak się później okazało, podporucznik Górecki (Przemysław) pseudonim „Gozdal” i „Kuropatwa”. Tego Kuropatwy ci Powstańcy, którzy przyszli do nas, mieli się zapytać, co zrobić z nami dwoma – Jerzym Urbańskim i Tadeuszem Siekiem – zaprzysiężonymi już do działalności powstańczej. Obiecali mi, że poruszą tę sprawę w dowództwie. Tak też się stało. Za jakieś dwa dni przyszli ponownie. Oznajmili mi, że jestem wciągnięty do Drużyny Harcerskiej im. Tadeusza Kościuszki i będę wykonywał polecenia i rozkazy wydawane przez Góreckiego. I nawet przynieśli całą listę, co ja mam tam robić. A przede wszystkim pozwolą zostać w tej mojej stannicy, czyli domu, żeby nie iść na Wilczą, bo tam dużo miejsca nie ma, a wszystkie rzeczy, które powinienem wykonać w tym miejscu gdzie mieszkam, mi zlecą. No i wtedy zlecili m.in. rozdać te listy, które były ocenzurowane do tych adresatów, bo mi to będzie najłatwiej zrobić, przecież wiedziałem, gdzie oni mieszkają, w jakich budynkach. Poza tym ten otwór w tej ścianie bardzo był przydatny z tego względu, że tam były działki, z których zaczęliśmy korzystać, gdyż rosły tam buraki, kapusta, kartofle, pietruszka. Mogliśmy je zebrać, dostarczyć mojej mamie, która gotowała i w ten sposób mieliśmy pożywienie. Nie tylko my, ale i ci, którzy przyszli do nas. Poza tym miałem jeszcze podwyższyć morale wśród naszych mieszkańców i – w miarę możliwości – przynieść na ul. Wilczą, gdzie była Komenda Poczty Polowej wszystkie wiadomości zawarte w biuletynach powstańczych, które były drukowane obok mojego domu. Z tym, że ten dom nie był zamieszkały, ale był bardzo przydatny, bo była tam drukarnia. Prosili mnie, bym dostarczał najnowsze wiadomości, co z resztą robiłem. Nawet zostałem wpisany do drużyny Tadeusza Kościuszki. No i tak tę działalność zachowywaliśmy do czasu. Jeszcze trzeba było przywieźć tam opatrunki, bo na pewno się przydadzą i tak też się stało. Mój kolega na zapleczu apteki znalazł magazyn, gdzie były bandaże i inne rzeczy, które były bardzo przydatne dla punktów opatrunkowych Czerwonego Krzyża. To także jedno z zadań, które mi polecono.

Aż tu pewnego dnia, 14 sierpnia, wtargnęła do nas przez ten otwór zgraja Ukraińców – UPA (Ukraińskiej Armii Powstań-czej). Dała nam pół godziny czy godzinę, aby natychmiast się zwijać. Pójdziemy do obozu, jak oni się wyrażali. Grupa była zupełnie pijana. Było gorąco, więc w koszulach lub bez koszul, w pasach, a przy nich broń. I to była tragiczna podróż całych domów pomiędzy ulicą Chałbińskiego, a Nowogrodzką. Byli tam m.in. inni Powstańcy. Przede wszystkim obrabowali nas wszystkich. Nie wiem dlaczego tak bardzo lubili w tym lecie zegarki, które mieli na dwóch rękach, a nawet trafiło się, że na nogach. Ale to to jeszcze najdrobniejsza rzecz. Wyrywali przede wszystkim drobne dziewczyny, młode i mówili, że muszą one przyjść na chwilę do szpitala, obok którego przechodziliśmy. Jak się później okazało, dziewczyny te były tam gwałcone. Na moich oczach rozstrzelali człowieka starszego, który już nie mógł iść. Tak zginął on i moja babcia. Mało tego, obok drogi skądziś mieli kanister z benzyną, oblali tego człowieka, którego zamordowali i spali go. My nie mogliśmy pomagać, nie było w ogóle mowy o tym. W ten sposób dotarliśmy do Zieleniaka i tam właśnie odbywały się dantejskie sceny. My z moją rodziną zbudowaliśmy błyskawicznie szałas z takich skrzynek po owocach i dwie siostry wsadziliśmy tam pod spód. Sami usieliśmy na zewnątrz, bo nam to nie groziło, ale moja matka się już nie mieściła. Usmarowana, umalowana specjalnie, żeby się jak najbardziej postarzyć. I w ten sposób szczęśliwie moje siostry nie były zgwałcone. Nadszedł wieczór, bo zaczynają latać samoloty, matka moja zaczyna się modlić, głosi na całe gardło, że już pierwszy jakiś samolot zrzucił bombę, żeby nas już pozabijać, bo nie mogą wytrzymać. A żeby nas jeszcze zgnoić, to pamiętam, jak jeden z Ukraińców skądziś wziął wiadro i – ponieważ było częściowo murowane ogrodzenie – wlazł na nie. W tym wiadrze była farba olejna. Nalał tej całej farby na ludzi, którzy tam akurat się zatrzymali pod ogrodzeniem. Naprawdę to były niesamowite przeżycia.

Włączę tylko jedną uwagę: działacze z Urzędu Kombatantów i Osób Represjonowanych uważali, że to oczywiście ludność cywilna była gnębiona, zmęczona straszliwie, ale to była ludność cywilna i my nie mamy żadnych ustaw, żeby można było zrekompensować czy cokolwiek zrobić dla tej ludności. Zapytali mnie – I pan też ludność cywilna? – Ja mówię nie, ja byłem zaprzysiężonym żołnierzem Armii Krajowej z rozkazem naczelnego wodza przemianowujących nas, Szare-Szeregi, na najmłodszych żołnierzy AK. Byliśmy zaprzysiężeni, a więc nie byliśmy cywilami. Dalej nas na drugi dzień przeciągnęli, przepchnęli do Dworca Zachodniego, a my dostaliśmy się do towarowych wagonów i tak jakoś dojechaliśmy do Pruszkowa, gdzie był prawdziwy obóz dla mieszkańców Warszawy, dla wszystkich, którzy zostali tam aresztowani i doprowadzeni.

Jak się stało, że ja w ogóle stamtąd wyszedłem? Moja starsza siostra i mój ojciec zostali tam natychmiast aresztowani i wywiezieni do Niemiec na roboty. Mam cały plik listów wysyłanych do mnie z miejsca, gdzie oni pracowali, a my, czyli młodsza siostra i ja, byliśmy w tym obozie, gdzieś tam leżeliśmy. Nasza matka tam była i w pewnym momencie poznała siostrę Czerwonego Krzyża, która podawała różnego rodzaju pomoce i – jak nas poznała – to powiedziała, że coś dla nas załatwi. Oznajmiła, że tu jest dużo chorych ludzi na dyzenterię, czyli czerwonkę. Jak się Niemcy o tym dowiedzieli, to strasznie bali się zaraźliwej choroby. Załadowali nas na wóz konny – mnie, siostrę i mamę, i innych, co tam byli – aby zmieścili się na tym wozie. Wywieźli nas do miasta w Pruszkowie i po kilometrze wypuścili. Coś niesamowitego – wolność. Moja mama miała rodzinę w Milanówku, więc tam się dostaliśmy, do tej rodziny, i tam przeczekaliśmy, aż Warszawa została uwolniona i wróciliśmy do niej z powrotem.

Faktem jest, że jako Powstaniec działałem tylko przez tych trzynaście dni w łączności, razem z przedstawicielami Powstańczej Poczty Polowej. W ciągu tych trzynastu dni była awaria wody, trafiła się jakaś bomba, która przełamała dopływ wody, a ja – ponieważ miałem zadanie w czasie okupacji znać doskonale wszystkie pierwsze domy, pierwsze, drugie podwórka, jak tam się wydostać, jak wyjść z tej ulicy na drugą ulicę, to wiem doskonale, że na Al. Jerozolimskich 63 jest studnia głębinowa. I tam się dostaliśmy natychmiast i uruchomiliśmy ją. Ja wskazywałem, gdzie to było, za młody byłem, miałem 13 lat. Ucieszyli się bardzo, że mogli ją uruchomić i wody kiedy już nie zabrakło do czasu aż ewakuowali nas stamtąd. To też taki niuans.


Słowa Kapitana Tadeusza Sieka spisała Sylwia Fiutkowska

Zdjęcie pochodzi z książki "Polacy Żydzi 1939–1945"

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda