„Granica między nadzieją, a rozpaczą” – wykład dr Hanny Machińskiej. Spojrzenie w stronę granicy z Białorusią.
Dzień przed planowanym i odwołanym (w atmosferze niedopowiedzeń i skandalu) wykładem na Uniwersytecie Warszawskim, spotkaliśmy się w Pałacu Staszica z prawniczką i byłą zastępczynią RPO, aby posłuchać o tym, o czym media – z nielicznymi wyjątkami - milczą.
Wykład zorganizowany w ramach cyklu spotkań Kawiarni Naukowej PAN, przyciągnął bardzo liczne grono osób, które poza zainteresowaniem tematem, wyraziło w ten sposób także poparcie dla działań dr Machińskiej.
Wykładowczyni akademicka, prawniczka; w latach 1991 – 2017 dyrektorka Biura Rady Europy w Warszawie, od niedawna doktor honoris causa Wydziału Prawa Uniwersytetu w Zurichu. Osoba niezwykle ceniona przez środowiska prodemokratyczne; pomocna i wspierająca działalność aktywistów i aktywistek, działających na polu prawno-człowieczym, opowiedziała Nam między innymi o sytuacji osób przebywających na granicy polsko – białoruskiej. (Będąc zastępczynią RPO do grudnia 2022r. wizytowała także ten obszar).
Obserwowaliśmy masowe przyjazdy do polski, z wielką nadzieją, że właśnie tu, ci którzy przyjeżdżają, uciekający przed opresją, będą mieli poczucie bezpieczeństwa.
Kartka z Usnarza Górnego:
Mała wioska, która nagle znalazła się na ustach całej Europy. Tam zostali wypchnięci na teren Białorusi obywatele Iraku i Afganistanu. [Ostatecznie zostały 32 osoby z Afganistanu] W straszliwych warunkach, były też dzieci. Apelowaliśmy do białoruskiego PCK, żeby dostarczało jakiekolwiek pożywienie i wodę.
Czerpano wodę pitną z bagna, z rzeki, ze strumyków.
Była osoba ciężko chora.
W wyniku działań aktywistów, grupa ta dostała zabezpieczenie w postaci tzw. interim measures (środki tymczasowe) wydane przez Europejski Trybunał Praw Człowieka. Rząd polski na mocy tego zabezpieczenia został zobowiązany, aby zadbać o pożywienie, schronienie, dostęp do pomocy prawnej.
Rząd nie zastosował się do wspomnianego zobowiązania, uznając że nie ma możliwości, aby wsparcie dostały osoby przebywające na terenie Białorusi.
To był poligon doświadczalny dla władz.
Według oficjalnych przekazów (m.in. z telewizji publicznej), osoby tam przebywające, nie były tam stale; następowały zmiany, rotacje. Według dr Machińskiej i obecnych tam aktywistów, przez cały czas, byli to ci sami ludzie. Potwierdzają to sporządzone i odczytywane listy obecności, a także możliwość widzenia się z nimi (na pewną odległość).
Osoby te ostatecznie z Usnarza oddaliły się po długim czasie. Władza nie była skłonna do podjęcia działań o charakterze humanitarnym. Ogłoszono stan wyjątkowy.
To była kolejna forma, która pokazywała, że żaden aktywista nie dostanie się w pobliże tego miejsca. My byliśmy jedyną grupą, która miała prawo komunikowania się przez granicę.
RPO uważał, że rząd polski nie wywiązuje się z zabezpieczenia, że jest to złamanie europejskiej konwencji praw człowieka.
Dziewczynka imieniem Nur
Nur pochodząca z Iraku, 15-latka, odnaleziona w lesie, w nocy.
Wraz z ojcem przeszła przez bagna. Pytana o potrzeby, marzenia, mimo kontekstu i sytuacji, odpowiadała:
„Moje marzenie, to jest nauka. Ja zostanę w Polsce, będę się uczyła, skończę uniwersytet”.
Podczas przebywania w lesie, część jej rodziny zagubiła się (matka i bracia). Zupełnym przypadkiem trafili do tej samej placówki granicznej w Białowieży, w której wkrótce znalazła się Nur z ojcem.
Kobieta na cmentarzu
Dostajemy sygnał, że w Białowieży, na cmentarzu, na jakimś grobie siedzi kobieta. Jest noc i trzeba tę kobietę na cmentarzu znaleźć.
Nie możemy używać latarek. Jeżeli użyjemy latarek żeby poświecić, to może się zdarzyć tak, że szybciej przed nami będzie straż graniczna. Ta osoba może być wydalona na teren Białorusi.
Chodziliśmy po grobach w lesie. Potykając się, znaleźliśmy panią, jazydkę, w wieku bardzo zaawansowanym, która była prawie sparaliżowana.
Byliśmy z wolontariuszami z PCK, którzy ją znieśli na płachcie, tak jak na noszach.
Promienna Tiba, gaśnie
Tiba przeszła razem z rodzicami i z braćmi przez dramatyczne warunki. Ojciec przenosił dzieci przez bagna. Był na Białorusi. Wszyscy z którymi rozmawialiśmy byli potwornie traktowani. Używano psów, bito tych ludzi.
Butelka wody kosztowała 100 euro.
Mieliśmy przypadek matki z niemowlęciem, która miała mleko w proszku, i to mleko rozpuszczała biorąc wodę z bagna.
Tiba, prawie 14-letnia dziewczynka. Sąd zadecydował, że (wraz) z rodzicami musi się znaleźć w ośrodku strzeżonym dla cudzoziemców, w Białej Podlaskiej. Tibę widziałam wcześniej, więc widziałam, że ta dziewczynka jest pełna życia.
Po krótkim czasie znalazłam się w ośrodku strzeżonym i zobaczyłam Tibę. Ja jej nie poznałam. Ciężka depresja, dramat.
Tiba wyglądała jak cień tej dziewczynki, którą widziałam. Ona mówi - jestem w więzieniu. To jest ośrodek strzeżony; kraty, dryl.
Tiba rozpoczęła głodówkę. Głodowała 28 dni, my o nią walczyliśmy.
Zwracaliśmy się do komendanta, który ma uprawnienia, gdyby było zagrożone zdrowie, życie, że może zwolnić taką rodzinę do ośrodka otwartego. Nie było (o tym) mowy.
Wreszcie widząc, że zdrowie Tiby jest naprawdę na włosku, została wysłana do szpitala, w Białymstoku. Tam powiedziano, że nie są w stanie jej pomóc.
Głęboka depresja, jedyny szpital, który oni widzą w Polsce, to szpital warszawski i psychiatria. Tiba z mamą została przewieziona. Na szczęście był tam świetny lekarz, Syryjczyk, który nawiązał z nią kontakt. Opiekowała się nią też wolontariuszka, znająca język arabski.
Odwiedzałam Tibę w szpitalu psychiatrycznym.
Powiedziała – wolę umrzeć, ja już nie chcę takiego życia.
Dziewczynka napisała list, który ukazał się w prasie międzynarodowej.
Pisała w nim: Miałam osiem lat, gdy skończyłam lekcje, usłyszałam dźwięk śmierci. U drzwi szkoły był wybuch, w którym omal nie zginęłam. Wyszłam z budynku, gdy zobaczyłam ciała moich przyjaciół, nauczycieli; byli we krwi.
To są wspomnienia z Iraku. Ojciec Tiby pomagał armii amerykańskiej, licząc jednocześnie na pomoc z jej strony.
Musieliśmy uciekać z Iraku. Myślałam o tej podróży jako jedynej drodze do bezpiecznego życia, pięknej przyszłości. Myślałam o spacerach, o ulicach miasta. O tym, jak oddycham bez lęku. Pamiętam, że zawsze słuchaliśmy o prawach dzieci w Europie.
Tiba wraz z rodziną przebywa już poza Polską. Udało się jej pomóc, ale raczej nie będzie chciała o niej/o nas pamiętać.
Wykład odbył się 16 stycznia. Poza relacjami z granicy z Białorusią, dr Machińska opowiadała o pomocy dla uchodźców, a głównie uchodźczyń z Ukrainy. O kompletnie innym podejściu do tych osób, acz z pewnymi wyjątkami (ukraińscy Romowie). Mówiła także o kwestiach prawnych i o stosowaniu tak zwanego pushbacku, który nadal nazywany jest „wstydliwym problemem Europy”, a w gruncie rzeczy działaniem łamiącym prawa człowieka.
Katarzyna Kałaska