Ursynów to nasz wspólny dom
O dotychczasowych osiągnięciach i planach rozwoju Ursynowa opowiada Piotr Guział – radny Miasta St. Warszawy z dzielnicy Ursynów, współzałożyciel Inicjatywy Mieszkańców „Nasz Ursynów”, Burmistrz Ursynowa w latach 2010-2014.
Informator Stolicy: Za nami rok 2017 – jaki był Pana zdaniem był dla dzielnicy Ursynów i jej mieszkańców? Czy da się to jakoś obiektywnie zmierzyć?
Stawia mnie Pani w roli recenzenta poczynań władz Ursynowa. Przyjmuje to wyzwanie. Zacznijmy od tego, co zmierzyć i jak. Skuteczność działań władz dzielnicy możemy ocenić na kilka sposób. Po pierwsze, to realizacja budżetu po stronie wydatków i dochodów, mierzona procentowo – plan z początku roku, plan po zmianach, wreszcie wykonanie. Po drugie, to realizacja zaplanowanych na dany rok inwestycji mierzona rzeczowo i finansowo. Po trzecie, to kreatywność władz, nowe pomysły na dzielnicę, które ułatwiają życie mieszkańcom albo uatrakcyjniają Ursynów. Tych niestety w zasadzie brak, bo trudno jedno udane przedsięwzięcie, jakim jest „Wyprzedaż Garażowa” przed urzędem, nazwać pomysłami. Dobrze, że chociaż niektóre pomysły z poprzedniej kadencji są realizowane, jak choćby transmisje sesji online, spotkania burmistrza z mieszkańcami w terenie, „Dzień Cichociemnych”, „Kiermasz Ursynowskie Kwiaty” czy „Noc Muzeów”. Jak zatem w powszechnym mniemaniu oceniamy władze? I tu zdania są zapewne podzielone. Jednak nie da się zapomnieć o arogancji burmistrza w stosunku do pomysłodawców projektów w ramach budżetu partycypacyjnego, czy afery z korupcją polityczną przy likwidacji pętli autobusowej na rzecz biznesu radnego PO.
IS: Czy udało się zatem dzielnicy zrealizować wszystkie zamierzone na 2017 r. cele inwestycyjne?
Tylko za ubiegły rok burmistrz nie wykonał inwestycji na kwotę 13,9 mln zł, a łącznie przez 3 lata na kwotę 68,3 mln zł, czyli więcej niż budżet roczny na inwestycje większości dzielnic. To sytuacja bez precedensu. Świadczy o fatalnym przygotowaniu inwestycji i słabym nadzorze. Do najbardziej spektakularnych fuszerek, zarówno jeśli chodzi o rażące niedotrzymanie terminów, jak i sam projekt budowlany, który nie dość, że funduje niemal trasę szybkiego ruchu na spokojnych Kabatach, to jeszcze odciął część posesji od możliwości zjazdu, bez wątpienia należy zaliczyć połączenie Ursynowa z Wilanowem na Kabatach i związaną z tym przebudowę węzła drogowego ulic Relaksowa, Wąwozowa i Rosoła. Nie rozumiem także dlaczego do dziś nie działa ośrodek wsparcia dla osób z niepełnosprawnością intelektualną przy ul. Moczydłowskiej. Miał przecież powstać w 2015 r. Można odnieść wrażenie, że burmistrz opóźnia tę jakże potrzebną i tyle lat wyczekiwaną inwestycję z premedytacją. Natomiast jest jedna niezrealizowana inwestycja, z której należy się cieszyć. To betoniarnia na Zielonym Ursynowie, którą burmistrz Robert Kempa chciał zafundować mieszkańcom niemalże pod oknami. W tej sprawie podpisał nawet porozumienie drogowe z inwestorem, bez którego powstanie inwestycji nie byłoby możliwe. Całe szczęście mieszkańcy na czele ze znaną społeczniczką z tamtego terenu Kingą Sydrych-Stolarek zorganizowali głośny protest. Dołożyłem do tego swoją cegiełkę podejmując dialog z miejskim Biurem Architektury i Planowania Przestrzennego, któremu zwróciłem uwagę na sprzeczności w planie zagospodarowania przestrzennego. Zmusiło to burmistrza do wycofania się z podjętych działań.
IS: Jak Pan oceni realizację budżetu dzielnicy jako całości?
Przyznam, że jestem w szoku, że jest tak słabe wykonanie budżetu Ursynowa za 2017 r w pozycji dochody! Udało się zrealizować zaledwie 85 proc. planu, czyli dzielnica nie przyniosła do budżetu aż 16,3 mln zł. Za ostatnie 3 lata zarząd dzielnicy nie zrealizował dochodów na poziomie aż 56,1 mln zł !!! W takcie naszej kadencji udawało nam się nie dość, że zawsze zrealizować narzucany przez Prezydenta i Skarbnika miasta plan dochodów, to jeszcze co roku mieliśmy nadwyżkę, jako jedna z nielicznych dzielnic w Warszawie. Przez pierwsze 3 lata nadwyżka ta wyniosła aż 55,2 mln zł. Dlaczego nadwyżka dochodów jest taka ważna dla mieszkańców? Zwyczajowo większość nadwyżek Prezydent i Skarbnik pozwalają wydatkować na dodatkowe zadania w dzielnicy, np. na remont boiska, nowe nasadzenia, czy remont ulicy. Brak nadwyżek to brak dodatkowych środków na remonty czy inne bieżące potrzeby. A przy okazji dowód na słabe zarządzanie finansami dzielnicy. Wykonanie wydatków bieżących można uznać za poprawne. Przy tej okazji zaciekawiło mnie ile obecny burmistrz wydał środków na remonty dróg przez ostatnie 3 lata. Wychodzi, że 19,7 mln zł. To sporo. Choć mój zarząd przez pierwsze 3 lata wydał 27,9 mln zł, czyli o 50 proc. więcej. No, ale dla nas to był naprawdę priorytet.
IS: Jaki jest Pana program dalszego rozwoju dla dzielnicy Ursynów?
W trzech żołnierskich słowach nie sposób tego ująć. Na pewno Warszawa musi przyjąć strategiczny plan urbanizacji terenów wiejskich. Nie wyobrażam sobie, aby za 4 lata istniała jeszcze na Ursynowie ulica bez chodnika czy gospodarstwo domowe bez kanalizacji, czy nawet wodociągów. A niestety z takimi problemami cywilizacyjnymi mamy wciąż do czynienia m.in. na Zielonym Ursynowie, który swoim obszarem jest większy od Wysokiego Ursynowa. Po to, by ulżyć mieszkańcom Kabat, należy możliwie szybko wybudować przedłużenie ul. Ciszewskiego w kierunku Wilanowa, ale wyłącznie jako drogę lokalną. Ursynów ze swoim wciąż wysokim przyrostem demograficznym potrzebuje jeszcze co najmniej dwóch szkół, czterech przedszkoli i czterech żłobków. Musi tez wreszcie powstać pełnowymiarowe boisko piłkarskie, bo jesteśmy pod tym względem naprawdę skansenem. Gdy byłem burmistrzem podniosłem wydatki na nowe nasadzenia do poziomu nieznanego dotąd w Warszawie. Wydawaliśmy na ten cel więcej niż wszystkie pozostałe dzielnice razem wzięte. Przyjęty wówczas został trzyletni plan nasadzeń, który do dziś jest kontynuowany. Jednak to za mało. Chciałbym czasowo, np. na rok zwolnić z podatku od nieruchomości, wszystkie te spółdzielnie, które zamienią podatek na nowe nasadzenia. Dzielnica powinna przeznaczać na ten cel 2-3 razy więcej środków niż dotychczas. Hasło „Zielony Żoliborz” zamienimy na „Parkowy Ursynów”, a takie ulice jak Komisji Edukacji Narodowej, Rosoła, Ciszewskiego, czy Pileckiego mogą być skąpane w zieleni jak np. Kurfuerstendamm w Berlinie Zachodnim.
IS: W związku z jesiennymi wyborami samorządowymi czego Pan życzy mieszkańcom Ursynowa?
Życzę władz lokalnych zakorzenionych lokalnie, z centrum dowodzenia na Ursynowie, a nie w partyjnej centrali, z duszą społecznikowską, a nie partyjno-urzędniczą, dla których nie ma pojęcia „nie da się”, a suweren jest nie od tego by go ograć, a by go słuchać. Byłem pierwszym burmistrzem Ursynowa z ludu, nie przyniesionym w partyjnej teczce, wychowanym na Ursynowie i warto to kontynuować. Choć nie upieram się, że muszę to być ja, bo na brak zajęć nie narzekam. Idealnie, żeby Ursynowem rządzili tylko przedstawiciele lokalnych komitetów, ale tak się nie stanie, bo nasz system wyborczy premiuje partie polityczne. Skoro tak, to chciałbym, żeby przyszłe władze reprezentowały wszystkie siły w radzie. Rada bez opozycji politycznej to nowatorski pomysł, ale ma szansę powodzenia. Niech w zarządzie dzielnicy będą przedstawiciele i PO, i PiS i lokalnych komitetów, oczywiście na czele z „Naszym Ursynowem”. Wówczas spory będą czysto merytoryczne, a nie jak obecnie motywowane przynależnością partyjno-plemienną. Mieliśmy już na Ursynowie rządy PO z PiS, potem PO z SLD, następnie „Naszego Ursynowa” z PiS, a obecnie lokalnych komitetów z PO. I zauważam, że najbardziej czasochłonne i nic nie wnoszące były spory polityczne pomiędzy rządzącymi a opozycją. Zmieńmy to w spory programowe przy partycypacji wszystkich sił w radzie we władzy. Ursynów zasługuje na spokój i pokój.
IS: Czego zatem możemy Panu życzyć w związku z nadchodzącymi wyborami samorządowymi?
Podtrzymania dobrej passy. Aż trudno w to uwierzyć, ale w tym przypadku pomimo zaledwie 42 lat jestem radnym seniorem, w tym znaczeniu, że uzyskałem mandat radnego po raz piąty z rzędu. To absolutny rekord w Warszawie. Obecnie kończę kadencję w Radzie Miasta jako radny niezależny, ale wcześniej czterokrotnie zdobywałem mandat radnego Ursynowa. W zbliżających się na jesieni wyborach samorządowych chciałbym poprosić mieszkańców o ponowne poparcie do Rady Warszawy, ale rzeczywistość jest na tyle zmienna, że nie mogę wykluczyć startu do Rady Dzielnicy. Wszystko zależy od tego, czy niepartyjni samorządowcy będą potrafili porozumieć się na poziomie całego miasta i utworzymy wspólną reprezentacje ponad dzielnicową. Póki co jestem dobrej myśli. Ale kwestia koalicji dotyczy także Ursynowa. „Nasz Ursynów” stał się matką ursynowskich lokalnych komitetów, które po naszych sukcesach wyborczych dosłownie wypączkowały. Jest ich obecnie co najmniej czerty, a na horyzoncie widać kolejne inicjatywy. Przy obecnej ordynacji takie rozdrobnienie oznacza porażkę dla wszystkich. Dlatego po ojcowsku od dawna apeluję o pojednanie i wspólny start. Bo Ursynów powinien nas łączyć a nie dzielić. Wspólnie możemy nawet wygrać wybory z partiami. A potem zaprosić je nie tylko do współpracy, ale przede wszystkim wspólnej pracy na rzecz naszej Małej Ojczyzny. Zatem proszę mi życzyć, by hasło „Ursynów to nasz wspólny dom”, stało się wyborczym i powyborczym faktem.
Dziękuję za rozmowę: Anna Przerwa.