Pamięć o Bursztynowej Dziewczynie wciąż trwa...
Dzisiaj przypadają dwie rocznice istotne dla tych wszystkich, którzy interesują się twórczością niezapomnianej Anny Jantar. Mija właśnie 41 lat od jej tragicznej śmierci w katastrofie lotniczej na warszawskim „Okęciu” i jednocześnie 30 lat od powstania Klubu Muzycznego im. Anny Jantar przy P.P. „Polskie Nagrania” - pierwszego w Polsce fan clubu artysty przy wytwórni płytowej.
14 marca 1991 roku powstał pierwszy w Polsce fan club artysty z siedzibą przy Państwowym Przedsiębiorstwie „Polskie Nagrania”, największej wówczas wytwórni fonograficznej w kraju. Był to Klub Muzyczny im. Anny Jantar. Jego założycielką była ANNA TOMASIK, dziennikarka i poetka, zakochana od dzieciństwa w piosenkach Bursztynowej Dziewczyny. Nadarza się więc nie byle jaka okazja do wspomnień. Z uwagi na pandemię nasze spotkanie ogranicza się do rozmowy telefonicznej.
- Jak zaczęła się Twoja fascynacja Anną Jantar?
- Przypadkowo. Moi rodzice, zwłaszcza tata, kolekcjonowali płyty, single i pocztówki dźwiękowe. W domu mieliśmy gramofon „Bambino” i magnetofon szpulowy „Unitra”. Repertuar polskich ówczesnych gwiazd polskiej piosenki był mi doskonale znany. Na jedenaste urodziny dostałam w prezencie od taty płytę „Tyle słońca w całym mieście”. Był to debiutancki longplay Anny Jantar. Tak mi się spodobały piosenki z tej płyty, że zaczęłam wręcz chorobliwie słuchać ich na okrągło i jednocześnie zbierać wszystko, co było związane z osobą piosenkarki: wycinki prasowe, pocztówki, zdjęcia, nagrania. Pochłonęło mnie kolekcjonerstwo! (śmiech).
- Jak przyjęłaś wiadomość o śmierci Anny Jantar?
- Tego nie da się tak do końca szczegółowo opowiedzieć. Taka wiadomość zawsze zwala z nóg. Towarzyszą jej ogromne emocje i przerażenie, bo w obliczu śmierci stajemy się bezradni. Byłam w szoku, totalnie zdezorientowana. Nie bardzo rozumiałam wtedy chyba rozmiar tej tragedii. Miałam w końcu 12 lat… Bywałam z rodzicami na występach różnych artystów i zespołów w Sali Kongresowej. Marzyłam, że kiedyś „zaliczę” też koncert Anny Jantar i może nawet nadarzy się okazja poznania jej osobiście. A tu nagle słyszysz któregoś dnia komunikat w radiu, że była katastrofa lotnicza na „Okęciu”, że na pokładzie rozbitego samolotu znajdowała się polska piosenkarka Anna Jantar. Myślałam, tak bardzo chciałam wierzyć, że zaszła jakaś pomyłka. Ale nazajutrz wszystkie ogólnopolskie dzienniki opublikowały listę ofiar pasażerów tej katastrofy. Mam ją do dzisiaj, łącznie z nekrologami i pożegnaniami Ani…
- Skąd pomysł na Klub Muzyczny, zrzeszający sympatyków talentu Bursztynowej Dziewczyny?
- Myślę, że było to normalną konsekwencją moich zainteresowań muzycznych, w których prym wiodła miłość do piosenkarki. Podobał mi się jej głos i jej sposób śpiewania, interpretacji, ta jej wielka kultura muzyczna. Kiedy zginęła, odeszła tak nagle i bez pożegnania, będąc w najlepszym momencie rozkwitu swojego talentu, postanowiłam, że pamięć o niej będę pielęgnować. Nie wiedziałam jeszcze tylko w jakiej formie. Przełomowym momentem było poznanie Janusza Trzaskowskiego, szefa Wytwórni Płyt Gramofonowych Polskich Nagrań, który - jak się potem okazało - również był wielkim miłośnikiem talentu Anny Jantar. I tak trochę za jego namową zakiełkował w mojej głowie pomysł, by założyć klub muzyczny przy… wytwórni „Polskie Nagrania”, dla których Ania jeszcze wspólnie z zespołem „Waganci” nagrała płytę „czwórkę” ze swoim pierwszym przebojem „Co ja w tobie widziałam?”, a potem swój debiutancki krążek „Tyle słońca w całym mieście” oraz „Za każdy uśmiech” i „Zawsze gdzieś czeka ktoś”. I to był przysłowiowy strzał w dziesiątkę! Aleksander Olaszewski, dyrektor naczelny „Polskich Nagrań” był zachwycony pomysłem. I tak powstał Klubu Muzycznego im. Anny Jantar przy P.P. „Polskie Nagrania”. Rozpierała mnie wówczas duma, bo był to pierwszy w Polsce fan club przy wytwórni płytowej i w dodatku artysty nieżyjącego, a więc przedsięwzięcie pod każdym względem bez precedensu.
- Czy prowadzony przez Ciebie fan club Anny Jantar odnotował na swoim koncie jakieś sukcesy?
- Oczywiście! Siedziba klubu mieściła się w „Polskich Nagraniach”, a to przecież zobowiązywało! Już wtedy byłam w posiadaniu wielu unikatowych i nigdzie nie wydanych nagrań Anny Jantar ,jak chociażby „Układ z życiem” czy też piosenek w wersji anglojęzycznej „Do żony wróć” i „Gdzie są dzisiaj tamci ludzie”. Oczywiście jakość niektórych pozostawiała wiele do życzenia, ale były to zdecydowanie kolekcjonerskie „perełki”. Wielbiciele piosenkarki byli „głodni” wszystkiego, co wiązało się z nazwiskiem Jantar. Pomagaliśmy w zbieraniu wszelkich materiałów prasowych, mniej znanych zdjęć. Wydawaliśmy też co miesiąc klubowy mini magazynek MUZA. Sukcesem na pewno było to, że udało nam się namówić dyrekcję „Polskich Nagrań” do wydania paru znaczących pozycji w pośmiertnej już dyskografii Anny Jantar. Mam tutaj na myśli trzy kasetowy box „The Best of Anna Jantar”, płytę CD „Nic nie może wiecznie trwać” oraz longplay i kasetę magnetofonową „The Best of 2 Anna Jantar”.
- Odnoszę wrażenie, że z biegiem czasu fanów Bursztynowej Dziewczyny przybywa. Prowadzony jednak przez Ciebie Klub Muzyczny im. Anny Jantar zawiesił działalność. Dlaczego?
- Pamięć o Annie Jantar wciąż trwa. Cieszy mnie, że jej piosenki „odkrywają” kolejne pokolenia, że śpiewają je coraz młodsi, których nawet nie było na świecie, kiedy Ania Jantar pod Piastowską Basztą przekonywała, że „Najtrudniejszy jest pierwszy krok”. Jej piosenki, niektóre nagrane ponad pół wieku temu, wciąż brzmią nowocześnie i… współcześnie. Są melodyjne i łatwo wpadają w ucho, mają tzw. „fabułę” i są znakomicie zaaranżowane. W połączeniu z głosem Anny i jej sposobem interpretacji tworzą prawdziwe dzieło. Nic więc dziwnego, że stały się evergreenami. Natomiast jeśli chodzi o Klub Muzyczny im. Anny Jantar to takie małe sprostowanie. On nie zawiesił działalności. On ją zakończył definitywnie. Powodów było kilka. Jednym z nich było to, że wraz z pojawieniem się Internetu określenie „kolekcjoner” mocno się zdewaluowało. Kiedyś kolekcjonerstwo polegało na zbieraniu oryginałów. W antykwariatach szukało się gazet, w których ukazał się wywiadem z ulubionym zespołem czy artystą. Zdjęcia kupowało się w agencji fotograficznej lub bezpośrednio od fotografów. Za te „zdobycze” płaciło się czasem niezłe pieniądze, ale nikt z tego powodu nie płakał, bo wiadomo, że każde hobby jest kosztowne. A dzisiaj… wystarczy skan! Tyle, że dla mojego pokolenia ma on zerową wartość kolekcjonerską.
- Niedawno w jednym z programów telewizyjnych zdradziłaś, że pracujesz nad książką. Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy i powiedzieć coś więcej?
- Hm, no tak nie bardzo (śmiech). Znajdą się w niej wybrane archiwalne wywiady z gwiazdami polskiej sceny muzycznej, którzy trwale zapisali się na kartach historii polskiej piosenki. Będą też różne ciekawostki i… moje wspomnienia ze spotkań z tymi artystami, kulisy znajomości i powstawania tych wywiadów. Będzie też osobny rozdział poświęcony Annie Jantar. Niektóre anegdoty oraz informacje z pewnością zaskoczą fanów artystki. Będzie to swoista „premiera” pewnych faktów. Mogę jedynie zapewnić, że nie znajdzie się w tej książce nic, co by kogoś obrażało, poniżało czy też zdyskredytowało artystkę w oczach fanów. To moje osobiste wspomnienia, w które przy okazji wpleciona została historia polskiej piosenki. I będzie też wiele zdjęć nigdy wcześniej nie publikowanych. Projekt graficzny tej książki powierzyłam znakomitemu artyście fotografowi młodego pokolenia, Bartoszowi Kuśmierskiemu, który jest także „osobistym” fotografem Beaty Kozidrak i zespołu Bajm.
- Dziękuję za rozmowę i z niecierpliwością czekamy na książkę!
Rozmawiał: Michał Lunatyk
Zdjęcia: Julia Lewandowska oraz z archiwum prywatnego Anny Tomasik