mobile

To nie jest tak łatwo ze sztuką - spotkanie z Andą Rottenberg

Wtorkowy wieczór 25 kwietnia, mimo barowej pogody, zgromadził prawdziwe tłumy na spotkaniu w stołecznym Nowym Teatrze. Okazja była szczególna – promocja najnowszej książki Andy Rottenberg, pt.: „Rozrzut”

Katarzyna Kałaska
To nie jest tak łatwo ze sztuką - spotkanie z Andą Rottenberg

Historyczka sztuki, kuratorka, publicystka, pisarka; w latach 1993 – 2001 dyrektorka Państwowej Galerii Sztuki Zachęta; osoba o uznanym autorytecie, budząca ogromny respekt wśród twórców, ale i odbiorców dzieł, tym razem odpowiadała na pytania zadawane w konwencji pół żartem, pół serio.

Odważnie w rolę dyletantki, próbującej zrozumieć „czym sztuka jest”, wcieliła się Magdalena Grzebałkowska, pisarka i reporterka, autorka m.in. nagradzanej biografii „Beksińscy. Portret podwójny”.

Książka wydana przez Krytykę Polityczną, to jak czytamy na stronie wydawcy „pasjonujący pejzaż sztuki i kultury XX i XXI wieku”.

Grzebałkowska już na wstępie dokonała przewrotnej prezentacji autorki, tym samym wskazując, że raczej nie będzie to spotkanie wyłącznie dla znawców i kolekcjonerów:

Anda Rottenberg jest zwana Kobietą – Zachętą

Badania przeprowadzone na próbie moich dziesięciu koleżanek wskazują, że 9 na 10 kobiet w Polsce chce być Andą Rottenberg.

Kuratorka była pytana o ważne nazwiska w świecie twórców, o sposób wybierania dzieł także pod kątem inwestycji, o kryteria i kategorie uznawania czegoś za przedmiot wartościowy.

Odpowiedzi nie przyniosły jednak klarownych wskazówek:

Jak patrzę, co osiąga wysokie ceny na rynku, to się czasami bardzo dziwię.

Ja bym nie kupiła.

Ja nie kupuję dzieł. Nie jestem kolekcjonerką.

Dostaję czasami prezenty, one mnie bardzo cieszą, wiszą u mnie w domu. I to jest zawsze ślad mojej przyjaźni z artystą.

Fragmenty książki czytała Magdalena Cielecka

Rozmowę przeplatały wybrane fragmenty książki, odczytywane przez aktorkę Magdalenę Cielecką. Jeden z nich dotyczył Andy’ego Warhola. Rottenberg miała okazję do spotkania z legendarnym przedstawicielem pop-artu, ale jak się okazuje, nawet osoba z tak ogromną wiedzą, erudycją i rozpoznaniem w świecie sztuki, bywa onieśmielona:

Ja sobie pomyślałam, co ja powiem temu wielkiemu człowiekowi.

Otarłam się, ale na tym koniec.

Kuratorka przyznaje, że nie od początku doceniała jego twórczość. Zrozumienie przyszło z czasem. Nauczyciele, akademicy stronili od zajmowania się tego rodzaju artystami, dopiero własne poszukiwania przyniosły inne spojrzenie, zrozumienie i uznanie.

I tę myśl można rozciągnąć i na inne nazwiska, zjawiska i wydarzenia w obszarze kultury. Jest iskra, ale i intelektualny namysł; praca nad bazą, która jest kluczem do rozumienia symboliki i znaczeń.

Naprawdę wszystkiego się nauczyłam po studiach, ale podstawy studia mi dały. Widziałam tysiące dzieł.

Jak to się zaczęło

Na pytanie o początek swojego zainteresowania twórcami i twórczością, Rottenberg opowiedziała o ciotce rzeźbiarce z Moskwy, o zachwycie nad obrazem zapamiętanym z dzieciństwa, o wizycie w Galerii Trietakowskiej i o pomyśle na edukację w liceum plastycznym (niespełnionym). Samoświadomość, czy jak sama ujęła wprost - brak talentu, sprawiła, że artystką nie została.

Na kolejne drążenia Grzebałkowskiej w kwestii - czym sztuka jest, jak odsiać rzecz wartościową i prawdziwą od artystycznego oszustwa - opowiedziała o Syndromie Stendhala; o doświadczeniu osób wrażliwych, których organizm w kontakcie z dziełem, zachowuje się niczym dotknięty chorobą. O nadprodukcji dyplomów na kierunkach artystycznych, które nie są równoznaczne z potwierdzeniem bycia artystą. O różnych interpretacjach odbieranych dzieł, gdzie uznanie czegoś za sztukę jest kwestią „wyczucia”, czy też tego, że – jak konstatuje Rottenberg, artysta ją przekonał.

Ja jestem zawodowiec. Mam rzadko dreszcz metafizyczny.

Ponadto broniła twórców „atakowanych” przez prowadzącą, tłumacząc, dlaczego chociażby „Czarny kwadrat na białym tle” Kazimierza Malewicza, czy „Kanapa i piwo” Pawła Althamera są dziełami. Tu znowu wiedza, baza, świadomość znaczenia – jak w przypadku Malewicza i „zastosowania” jego pracy jako nowej ikony, torują drogę do uznania:

Po pierwsze kontekst, po drugie idea. Tam musi być widać pewną osobność. Nie tak, że maluje jak wszyscy, tylko inaczej. Wtedy zaczynamy go dostrzegać.

Teraz historia sztuki widzi głównie zapomniane kobiety, które pracowały w cieniu mężczyzn.

Pada nazwisko Hilmy von Klint, niezwykłej malarki urodzonej w drugiej połowie XIX w., prekursorki abstrakcjonizmu, o której świat długo milczał, ze względu na „nieodpowiednią” płeć.

W rozmowie pojawiły się także wątki związane z umiłowaniem Polaków, czy raczej polskich władz do pomników (nisko cenionych przez kuratorkę), jej percepcja nowego pokolenia twórców (ci młodsi są bardziej roszczeniowi), czy bezprecedensowa postawa obecnej władzy wobec instytucji kulturalnych (obsadzanie stanowisk).

Było tłoczno, głównie zabawnie, rzadko poważnie, a z pewnością wielowątkowo.

Wśród gości „szczególnych” pojawili się m.in. prof. Małgorzata Omilanowska (autorka wstępu do książki), Leon Tarasewicz, Oskar Dawidzki, Paweł Kowal, Jan Krzysztof Bielecki czy Bożena Walter.

Ta różnorodność splotła się z wielowątkowością wydawnictwa, gdzie poza sztuką, są też odniesienia dotyczące polityki, społeczeństwa; obecności i znaczenia kobiet czy historii.

Lektura bogata, ale z pewnością idealna zarówno dla koneserów, jak i mierzących się z Kwadratem Malewicza.

fot.Katarzyna Kałaska

 

KOMENTARZE

aktualności

więcej z działu aktualności

sport

więcej z działu sport

kultura i rozrywka

więcej z działu kultura i rozrywka

Drogi i Komunikacja

więcej z działu Drogi i Komunikacja

Kryminalne

więcej z działu Kryminalne

KONKURSY

więcej z działu KONKURSY

Sponsorowane

więcej z działu Sponsorowane

Biznes

więcej z działu Biznes

kulinaria

więcej z działu kulinaria

Zdrowie i Uroda

więcej z działu Zdrowie i Uroda