Kolejny film z uniwersum Marvela 10 listopada ukazał się w kinach."Marvels" i jak każdy film z tej wytwórni, stanął przed ostrą krytyką zagorzałych fanów. Czy wyszedł z tego zwycięsko?

Marvels to film, co do którego fani nie mieli dużych oczekiwań od samego początku. Wcześniejsze tytuły "Capitan Marvel" oraz "Ms. Marvel", które ukazywały narodziny dwóch z trzech superbohaterek, zostały ocenione jako jedne z najgorszych produkcji uniwersum. Niestety "Marvels", mimo z góry obniżonej poprzeczki, również okazał się wielkim rozczarowaniem.

Film opowiada o trzech superbohaterkach: Carol Danvers (Captain Marvel), Kamali Khan (Ms. Marvel) oraz Monice Rambeau, które muszą stawić czoła tajemniczej organizacji, która chce zniszczyć świat. Brzmi ciekawie, prawda? Niestety mimo dużej dawki humoru i akcji jest to film, który nie wzbudza żadnych większych emocji, a po kilku godzinach człowiek zapomina, że takowy film widział.

Czy istnieje jakakolwiek linia obrony dla "Marvels"? Film jest zdecydowanie lekki i stawia na humor. Scenariusz jest napisany tak, żeby zaskakiwać i bawić widzów, a także pokazać różne relacje między bohaterami. Mimo ilości głównych bohaterek, widz jest w stanie zbudować sobie obraz każdej z nich z osobna, nie tylko jako części zespołu. Film ma też wiele powiązań z poprzednimi filmami, w których występowały bohaterki, co jest zdecydowanie plusem dla zagorzałych fanów całego uniwersum. Scenariusz jest logiczny, jedna akcja wynika z drugiej, a każda scena znajduje się tam z jakiegoś powodu, co z jednej strony jest plusem, ale pociąga za sobą inną konsekwencję. Film stał się przez to schematyczny i łatwy do przewidzenia, co na tym poziomie rozwoju uniwersum jest mało interesujące. Samo zebranie w zespół trzech osobnych superbohaterek było niesamowitą okazją dla Marvela na kreatywne pociągnięcie akcji w nieznane nam rejony. Czy tak się stało? Niestety nie.

Po pierwsze, film nie ma żadnej głębi ani przesłania. Nie porusza żadnych ważnych tematów, a pokazane emocje są powierzchowne i płytkie. Jest tylko pustym widowiskiem, które ma na celu zarobić pieniądze. Czy głębia jest niezbędna do pozytywnej oceny filmu? Nie, może być on z założenia lekki i przyjemny, niestety również w tym wypadku "Marvels" nie spełniło oczekiwań. Żarty są nieśmieszne, komizm sytuacyjny przewidywalny, a rozwiązanie poważnego problemu nagle zostaje przedstawione jako przygoda ze śpiewami w stylu Bollywoodu oraz pomocnymi kotami.

Po drugie, film nie ma stylu. Reżyseria jest słaba i nie potrafi nadać filmowi odpowiedniego klimatu ani napięcia. Sceny akcji są nudne i nieoryginalne, a jedyne co je ratuje to momenty zamiany bohaterek. Nie ma żadnej innowacji ani kreatywności. Z całego kosmosu zostały przedstawione trzy planety (oprócz Ziemi), które mimo różnych gatunków mieszkańców i różnorodnej architektury nie zachwycają, wręcz nie zwracają naszej uwagi.

Po trzecie, film nie ma duszy. Aktorstwo jest drewniane i niewyraziste. Nie ma żadnej chemii ani dynamiki między bohaterkami. Nie ma też żadnej sympatii ani zainteresowania ze strony widzów. Nie obchodzi nas, co się z nimi stanie, ani jak się czują, wręcz czekamy, aż ich wewnętrzne dramaty miną, by można było wrócić do akcji. Nie ma żadnej emocji ani pasji. Nie ma też żadnej wiarygodności ani autentyczności. Gdyby nie wprowadzenie kilku pobocznych postaci nadających klimat, film byłby zupełną klapą.

Podsumowując, "Marvels" to film, który ma zdecydowanie mniej zalet niż wad, ale też nie jest ich zupełnie pozbawiony. Przez czas trwania czasami cieszy i bawi, jednak w ogólnym rozrachunku nie ma niczego, co mogłoby go zrobić dobrym filmem. Jest to film, który nie ma głębi, stylu ani duszy. Jest to film, który jest marnym przerywników dla fanów czekających na prawdziwy rozwój w uniwersum Marvela.

fot. marvel.com